Kiedy serce przestaje bić
Oby nigdy nie musiał być używany – mówił Witold Łupiński, dyrektor Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji w Radlinie. W ręku trzymał jeszcze „ciepły”, przywieziony właśnie przez kuriera zakup.
Defibrylator w zestawie pierwszej pomocy zalecają wymogi unijne szczególnie w tych miejscach, gdzie w przeciągu dwóch lat co najmniej dwa razy doszło do zatrzymania akcji serca. Póki co, nie ma jednak odgórnego nakazu, który nakładałby obowiązek nabycia ratującego życie urządzenia. Zainteresowanych odstrasza przede wszystkim wysoka cena.
Dworce, banki i sklepy nie mają
A tymczasem defibrylator powinna posiadać straż miejska, urzędy, powinien być na wyposażeniu dużych centrów handlowych, hipermarketów, banków czy na dworcach. Wszędzie tam, gdzie przewija się sporo ludzi. Nam jednak nie udało się u nas znaleźć ani jednego miejsca użyteczności publicznej, gdzie dostępny byłby defibrylator. Wszystko wskazuje na to, że Radlin jest pierwszy. – Cóż, przydałby się u nas, ale nie wszystkich stać na butlę z tlenem, a cóż dopiero na tak drogie urządzenie – usłyszeliśmy na basenie Elektrowni Rybnik.
Pieniądze dało miasto
– Do zakupu zainspirował mnie artykuł w gazecie, a także wcześniejsze sygnały od ratowników – mówi Witold Łupiński, dyrektor radlińskiego MOSiR-u. Przeszkodą w zakupie była jednak cena. – Początkowo myślałem, że defibrylator kosztuje 7–8 tys. zł. Kiedy jednak przejrzałem oferty, uznałem, że taki, który spełnia już nasze wymagania, kosztuje nieco mniej, w granicach 6 tys. zł. Wkrótce okazało się, że za najtańszy, jaki jest na rynku, trzeba zapłacić 5,8 tys. zł. Mieliśmy jednak szczęście, ponieważ okazało się, że jedna z firm taki defibrylator, jaki chcemy, oferuje w cenie 3,2 tys. zł brutto. Była to promocja, która trwała do końca października. Dłużej się nie zastanawialiśmy i od razu go zamówiliśmy – dodaje szef MOSiR-u. Kurier przywiózł urządzenie do Radlina w miniony czwartek. Pieniądze na zakup wyłożyło miasto.
Przychodzą tutaj tysiące
Przez radliński MOSiR przewija się miesięcznie ponad 20 tys. ludzi. Są to osoby w wieku od 3 miesięcy do ponad 80 lat. Biorą udział w zajęciach aerobiku, uczą się pływać, rozgrywają mecze i turnieje. – Chcemy, żeby czuli się u nas bezpiecznie – mówi dyrektor Łupiński. – Od uczestników zajęć wymagamy zaświadczenia o stanie zdrowia. Gdyby jednak coś się wydarzyło, to pierwszą pomoc, przed przybyciem lekarza uzyskają na miejscu – dodaje szef MOSiR-u. Defibrylacja to jedyna i skuteczna metoda, która może przywrócić pracę serca w warunkach migotania komór. Póki co jednak niewiele jest miejsc na Śląsku, w których defibrylator zewnętrzny byłby dostępny. Kilkoma mogą się pochwalić Świetochłowice, lotnisko w Pyrzowicach, jeden na wyposażeniu ma także Śląski Urząd Wojewódzki. Lepiej pod tym względem wypadają Kraków czy Warszawa, które, jak wynika z nieoficjalnych statystyk, mają po kilkaset defibrylatorów.
Dobry przykład
Przyrząd waży 1 kg i jest bardzo prosty w obsłudze. Informacje w prostej formie graficznej podane są na wyświetlaczu, a także pod postacią poleceń głosowych. – „Pociągnij zielony uchwyt i wyjmij elektrody. Odklej elektrody od podkładek. Przyklej elektrody na odsłoniętą klatkę piersiową zgodnie z ilustracją” – brzmią kolejne polecenia elektronicznego lektora. I dalej: „Nie dotykaj pacjenta. Odsuń się od pacjenta”. – W obsłudze defibrylatora przeszkolimy około 70 proc. naszych pracowników. Zależy nam na tym, żeby jak najwięcej osób umiało się z nim obchodzić – zapowiada dyrektor Łupiński. – Mam też nadzieję, że damy dobry przykład innym. Oby jak najwięcej placówek zdecydowało się zainwestować w zakup ratującego życie urządzenia – dodaje. Iza Salamon