Od ślubu minęło 75 lat
Na ślubną rocznicę państwa Szewczyków 12 listopada przybyło 50 gości – głównie członkowie rodziny. Tak dużej liczbie nie ma się co dziwić, wszakże w sowim długim, wspólnym życiu dostojni jubilaci dochowali się córki, dwóch synów, 9 wnuków i 20 prawnuków.
Opiekująca się rodzicami Irena Szewczyk śmieje się, że gdyby rodzice pobrali się zaraz po pierwszym spotkaniu, dziś obchodziliby 80-lecie pożycia małżeńskiego. – Tata chodził przez pięć lat na „zolyty” do mamy. Poznał ją na zabawie wiejskiej w Łaziskach, na którą przychodził z pobliskiej Turzy – wyjaśnia córka jubilatów.
W Urzędzie Stanu Cywilnego już dziś zastanawiają się jak nazwą kolejną rocznicę państwa Szewczyków. – Brylantowe gody to najwyższy i ostatni stopień wtajemniczenia małżeńskiego. Dalej nazewnictwa już nie ma – mówi ze śmiechem Maria Serwotka z USC w Godowie.
Wspiera go wnuczka
W ciągu kilku dni przez dom Szewczyków przewinęło się mnóstwo gości. Ciągle ktoś przychodzi złożyć życzenia. Dostojnym jubilatom gratulacje składały delegacje Urzędu Gminy w Godowie, Starostwa Powiatowego, Rady Powiatu i Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. W imieniu małżonków odbierała je pani Klementyna, ciesząca się jak na swój wiek doskonałą formą. – Wszystkim również życzę długiego życia, będę się o to dla was modlić – odpowiadała ze wzruszeniem gospodyni.
Jej mąż Henryk 22 listopada obchodził setne urodziny. Przyglądał się gościom z łóżka, którego już nie opuszcza. – Dziadek wymaga stałej opieki. Niestety już nie słyszy, ale za to sam potrafi zjeść. Apetyt dopisuje mu do tego stopnia, że mało kiedy zostawia coś na talerzu – mówi Lucyna Grzegoszczyk, wnuczka pana Henryka. Jej jedynej pan Henryk pozwala się sobą opiekować. Z nią ma najlepszy kontakt. – Z dziadkiem przebywałam od dziecka i tak zostało do dziś – wyjaśnia pani Lucyna.
Otoczeni rodziną
Państwo Szewczykowie mieszkają w Łaziskach, odkąd się pobrali. Na początku nie było łatwo. Najpierw okres międzywojenny a później wojna powodowały, że młodzi małżonkowie mieli problemy z mieszkaniem. Musieli je wynajmować u obcych ludzi. Kiedy wydawało się, że sytuacja się ustabilizowała, wojna pozbawiła ich lokum. Budynek, w którym zamieszkali, jako jeden z niewielu w Łaziskach został kompletnie zniszczony w czasie działań wojennych. W latach 60-tych ubiegłego stulecia wybudowali dom, w którym mieszkają do dziś otoczeni kochającą rodziną. Artur Marcisz