Pieniądz nie śmierdzi
Jan Psota z Bełsznicy
Pieniądz nie śmierdzi – miał powiedzieć cesarz Wespazjan nakładając podatki na miejskie szalety. To było w pierwszym stuleciu naszej ery i do tego w Rzymie. Czasy się zmieniają, ale ludzie nadal muszą chodzić za potrzebą, o czym zapominają władze Wodzisławia Śl. zamykając (sprzedając) jedyny szalet publiczny w mieście. Obiekt był rzeczywiście w stanie tragicznym i do tego zdaniem władz – przynosił straty. Tak się jakoś składa, że obiekty publiczne zwykle są na garnuszku budżetu, więc bezpośredni zysk nie powinien być warunkiem ich utrzymania, tylko dobro i potrzeby społeczne. Nie wiem, czy pomysł odsyłania ludzi do muzeum, czy USC w Wodzisławiu spodoba się tamtejszym urzędnikom. Z kolei uwłaczające godności człowieka będącego w „kłopocie” może być proszenie o klucz kogoś, kto najchętniej by go przepędził. Ubikacje z pewnością będą zamykane przed pospólstwem, jak to zwykle w takich placówkach bywa. Publiczne WC od zawsze były wizytówką miasta. Ich brak – także. Kiedy na początku lat 70. ubiegłego wieku umożliwiono nam zwiedzanie supermarketów w byłej NRD, to ruszyliśmy na Berlin. Aparat fotograficzny, po który jechałem, jeszcze był na półce, więc nie mam fotografii, ale pozostał mi w pamięci widok publicznego WC w Berlinie, który nas zaszokował. Zastanawialiśmy się, czy tu butów zdejmować nie trzeba. Czegoś takiego u nas w tamtych czasach trzeba byłoby ze świecą szukać. Ubikacje na dworcach to też nasza specjalność. Upadały, jak i nasza kolej. Nieźle trzymały się te, których wojenna zawierucha nie zdążyła zniszczyć. Przykładem może być WC na dworcu kolejowym w Gliwicach. Idziemy jednak z duchem czasu. Ubawiłem się, kiedy pierwszy raz otrzymałem wydruk z kasy fiskalnej za korzystanie z WC. Było to dawno temu w Rybniku. Widok babci klozetowej pilnującej talerzyka, to przecież nasz polski krajobraz, bez którego jakoś nietypowo. Nietypowo też bez publicznego WC. Czyżby dyrektywy unijne, czy gospodarka rynkowa? Pewnie to drugie. Wodzisław jest tego dobitnym przykładem. Podobnie w nasz krajobraz wpisany był sposób na załatwianie tego problemu na wycieczkach autokarowych. Przydrożny lasek, i: – panowie na prawo, panie na lewo! Ubikacje na parkingach? Tragedia. Rzeczywiście, lepiej do lasu. Każdy autokar jest oczywiście wyposażony w WC, ale opróżnianie oraz wymiana kaset to przecież koszty. Cóż z tego, że turyści za to zapłacili. Przypominam sobie widok turystów w białych koszulkach, w okularach ze złoconymi oprawkami, którzy szwendali się po lasach bynajmniej nie w poszukiwaniu grzybów, mruczących pod nosem: „Polnische Wirtschaft”. Przyzwoitym standardem stał się dla nas przykład z Zachodu w postaci WC na stacjach benzynowych i supermarketach, który jest już w Polsce powszechny. Dlaczego władze Wodzisławia nie pomyślały o wyremontowaniu tego miejsca, zamiast zwinąć kasę i pozbyć się „kłopotu”?