Poufne dokumenty wypłynęły z komendy
Ta bulwersująca sprawa miała swój początek latem. Na początku sierpnia wodzisławscy policjanci zatrzymali 24-letniego Grzegorza Cz. z Wodzisławia. Pierwotnie podejrzewano go o handel narkotykami i nielegalne posiadanie broni. W samochodzie i mieszkaniu młodzieńca znaleziono m.in. plastikowe woreczki, lufki do palenia nielegalnych specyfików, używane radioodtwarzacze samochodowe, a także łuski i broń. Postępowanie w sprawie 24-latka policjanci zakończyli w listopadzie. Wówczas dokumenty trafiły do prokuratury. Akt oskarżenia jest już w sądzie. Ostatecznie oskarżono wodzisławianina o włamania.
Rażąca nieodpowiedzialność
Podczas sierpniowego przeszukania policjanci z auta Grzegorza Cz. zabrali także przenośną pamięć do komputera – tzw. pendrive’a. Wraz z innymi przedmiotami wrócił on do właściciela pod koniec listopada. Użył go po kilku dniach i nieźle się zdziwił. Wśród folderów należących do niego znajdował się jeden dodatkowy, podpisany imieniem policjanta z Komisariatu w Gorzycach. Prawdopodobnie funkcjonariusz używał zarekwirowanego urządzenia, co jest w policji surowo zabronione.
Otwierając ów folder mamy dostęp do blisko stu poufnych dokumentów szczegółowo opisujących postępowanie funkcjonariuszy w wielu sprawach. Są zeznania świadków, poszkodowanych i podejrzanych, wezwania na przesłuchania, opis kwalifikacji czynów, a także pikantne szczegóły wielu zdarzeń. Wszystko czarno na białym z dokładnymi danymi osobowymi uczestników kryminalnych zdarzeń. Nie brakuje ich adresów, imion, nazwisk itp. Tak więc, oprócz przekazania poufnych dokumentów podejrzanemu i używania zarekwirowanego urządzenia, policjant ujawnił dane osobowe wielu ludzi.
– To bardzo przykra sprawa – mówi Dariusz Ostrowski, komendant Komendy Powiatowej Policji w Wodzisławiu, który o wycieku dowiedział się od nas. – O sprawie natychmiast poinformuję prokuratora. Oprócz tego będziemy prowadzić nasze wewnętrzne postępowanie sprawdzające. Na tym etapie nie mogę powiedzieć jakie konsekwencje służbowe wyciągnę wobec funkcjonariusza, ponieważ nie wiem jakie dokumenty znajdują się w pliku, o którym mowa – dodaje Ostrowski.
Odwiedzili redakcję
Najwyraźniej pisma, które wypłynęły z komendy mają dla policjantów dużą wartość, ponieważ ich działanie było błyskawiczne. W piątek 12 grudnia ok. godz. 16.00, cztery godziny po rozmowie z naszym dziennikarzem w redakcji „Nowin Wodzisławskich” zjawili się trzej funkcjonariusze z prokuratorskim nakazem przeszukania i zarekwirowania nośników danych należących do redaktora naczelnego naszej gazety. – Proszę się odsunąć od biurka, wyłączyć komputer i nie dyskutować, bo zabierzemy sprzęt siłą – stwierdził jeden z policjantów.
Tłumaczyliśmy, że działanie stróżów prawa sparaliżuje pracę redakcji i spowoduje problemy z wydaniem kolejnego numeru gazety. Że wewnątrz laptopa znajdują się prywatne pisma i dokumenty oraz informacje, które są tajemnicą dziennikarską. Ostatecznie pozwolono nam skopiować pliki konieczne do pracy, a komputer zabrano.
Po kilku godzinach skontaktowaliśmy się z Wojciechem Zielińskim, prokuratorem wydającym nakaz rewizji. – Nie kazałem zabierać komputera, tylko nośniki danych, takie jak pendrive czy płyta CD – stwierdził ku naszemu zaskoczeniu prokurator.
W poniedziałek komputer miał być uruchomiony w komendzie w obecności jego użytkownika. Policyjni informatycy mieli usunąć z niego interesujące ich dokumenty. Okazało się, że tego zrobić nie mogą. – Sprawa dotyczy policjanta, więc nie możemy w nią ingerować – tłumaczy Magdalena Wija z Komendy Powiatowej Policji w Wodzisławiu, która komputer przewiozła do prokuratury. Tam mogliśmy go odebrać.
Komentarz
Wielokrotnie na łamach „Nowin Wodzisławskich” pojawiały się informacje, po których ruszały policyjne śledztwa. Wzywany na przesłuchania nigdy nie skorzystałem z prawa do odmowy składania zeznań, które przysługuje dziennikarzom. Mówiłem co wiem, chroniąc przy tym źródła informacji. Do współpracy jestem gotowy i teraz. Pod warunkiem, że działania policji mają choć minimalną szansę na powodzenie, a nie są bezsensownym pozorowaniem skuteczności. Mleko się wylało i choćby wszystkie redakcyjne komputery przewieźć do komendy, problem pozostanie. Policjanci zachowują się tak jakby nie wiedzieli, że wystarczy kliknąć, by „zakazane” pisma wylądowały u setek innych osób. Tym bardziej dziwi mnie, dlaczego do dzisiaj nikt nie zapytał mnie czy to zrobiłem.
Rafał Jabłoński
Rafał Jabłoński