Kto pije, niech płaci
Lekarze załamują ręce, ponieważ w szpitalach hospitalizowanych jest coraz więcej pijanych pacjentów. Czy jest na to jakaś rada?
– Zenon Barteczko: Wszyscy boją się tego problemu, a rozwiązanie jest proste. Tacy ludzie powinni płacić za pobyt w szpitalu z własnej kieszeni. Gdyby takie zasady zostały przyjęte odgórnie i były oczywiste dla każdego, wówczas pijanych z pewnością byłoby mniej na oddziałach. Wielu pewnie by odmówiło kolejnego kieliszka, wiedząc, że za dobę w szpitalu w tym stanie przyjdzie im zapłacić tyle, ile w ekskluzywnym hotelu. Na przykład tysiąc złotych.
– Kto miałby taki rachunek wystawić? Lekarz?
– Absolutnie nie. Egzekucja powinna odbywać się odgórnie, poprzez Narodowy Fundusz Zdrowia.
– Ile pijanych osób trafia obecnie na oddziały?
– Bardzo dużo, przeważnie kilka w ciągu tygodnia. Rekordziści mają powyżej 5 promili alkoholu we krwi! Mężczyźni, kobiety po zakrapianych imprezach. Niektórzy są w okropnym stanie, brudni, zabierani z ulicy. Co to oznacza dla lekarzy, łatwo sobie wyobrazić. Działają pod pręgierzem społecznym, bo gdyby takiemu pacjentowi nie daj Boże coś się stało, wówczas winien byłby oczywiście lekarz. Dlatego też pijanym w sztok osobom wykonuje się nieraz więcej badań niż innym. Wszystko po to, żeby wykluczyć jakiekolwiek zagrożenie dla życia czy zdrowia. Nadużywający alkoholu to ludzie często schorowani, z niewydolnością wątroby, zaburzeniami rytmu serca czy zaburzeniami elektrolitowymi. Jeśli na dodatek jest podejrzenie obecności środków toksycznych i konieczność wykonania badań pod tym kątem, wówczas karetka jedzie z krwią do Sosnowca i nie ma jej kilka godzin. Często jednak jest to niepotrzebna diagnostyka, na czym cierpią inni pacjenci. Pijany stawia na nogi cały oddział, nie daje spać innym, ubliża pielęgniarkom, trzeba go pilnować, żeby nie zrobił sobie krzywdy, żeby nie spadł ze schodów. A rano budzi się czysty, umyty, nakarmiony i często ucieka ze szpitala. Bez słowa dziękuję czy przepraszam. Uważam, że tak nie może być.
– Szpital nie może odmówić przyjęcia osoby pod wpływem alkoholu.
– Nie może odmówić pomocy. W tym też kryje się pewien absurd, ponieważ na przykład do takiej noclegowni człowiek pod wpływem alkoholu nie może wejść, bo go nie wpuszczą. Nieraz kładzie się na ławce w parku, zaczyna jęczeć. Ktoś wzywa pogotowie i za chwilę już leży na czystym, szpitalnym łóżku, zajmują się nim lekarze, pielęgniarki. Gdyby szpital odmówił przyjęcia, wybuchłby skandal! W takich sytuacjach całą winą obarcza się lekarzy. Pijany umywa od wszystkiego ręce, nie ponosi żadnej odpowiedzialności. Tymczasem firmy ubezpieczeniowe dawno sobie z tym problemem poradziły. Jeśli na wypisie ze szpitala pacjent ma zapisane, że był pod wpływem alkoholu, nie dostanie ani grosza odszkodowania.
– Czyli powinna zostać wprowadzona zasada: pijesz – płacisz?
– Dziwi mnie to, że pacjent ma tylko prawa, a nie ma żadnych obowiązków. Gdyby ponosił konsekwencje picia alkoholu, wówczas myślę, że wielu zastanowiłoby się, czy opłaca im się wypić kolejny kieliszek i czy ma tysiąc złotych na pobyt w szpitalu.
Podkomisarz Magdalena Wija rzecznik prasowy wodzisławskiej policji
Każda zatrzymana osoba przechodzi badania lekarskie, od których odstępuje się jedynie w sytuacji, kiedy zatrzymany ich nie żąda, dobrze sie czuje i nie ma zewnętrznych obrażeń. Lekarz wyraża zgodę na to, czy dana osoba ze względu na stan zdrowia może zostać zatrzymana w pomieszczeniu dla osób zatrzymanych, albo zostać przewieziona do szpitala. Jednak brak zgody lekarza na zatrzymanie zdarza się bardzo rzadko. Nie każdą też osobę zatrzymuje się do wytrzeźwienia. Do policyjnej izby wytrzeźwień trafiają ci, którzy spowodowali zgorszenie w miejscu publicznym albo znajdują się w okolicznościach zagrażających zdrowiu lub życiu swojemu czy innych. Stan ten ocenia przybyły na miejsce policjant. Obowiązuje również zasada, że w jednym pomieszczeniu nie można nietrzeźwego umieścić z osobą trzeźwą. W tym roku, do dnia dzisiejszego (czyli 11 grudnia, przyp. aut.) wodzisławska policja zatrzymała 332 pijane osoby.
Janusz Lipiński komendant Straży Miejskiej w Wodzisławiu
Mamy problem z osobami nietrzeźwymi, bo mówiąc wprost, nie mamy gdzie się z nimi podziać. Brakuje izby wytrzeźwień. Najbliższa znajduje się jakieś pięćdziesiąt kilometrów stąd, poza terenem naszego działania. To spory kawał drogi i jest to oczywiste, że nikt nie pojedzie tak daleko. Problem więc pozostaje na naszej głowie. Najczęściej otrzymujemy zgłoszenie, że ktoś leży na chodniku. Wzywamy wtedy pogotowie, ponieważ nie można ocenić na oko, czy ktoś jest tylko pijany, czy też miał na przykład zawał serca. Jeśli nie wymaga hospitalizacji, a ma przy sobie adres zamieszkania, to pół biedy. Wówczas po prostu zawozimy go do domu. Najgorzej, jak jest to osoba bezdomna. W noclegowni jej pijanej nie przyjmą. Ostatnia deska ratunku to policja. Nie każdy jednak kwalifikuje się do policyjnej izby zatrzymań. Jest to spory problem, szczególnie teraz, w okresie zimowym. Izba wytrzeźwień to byłaby komfortowa sytuacja.
Rozmawiała Iza Salamon