Msza na końcu świata
Podróżuje, fotografuje, a nawet skacze na spadochronie. Jego pasja i ciekawość zaprowadziły go na sam koniec świata i to wcale nie ten przysłowiowy. Ks. Krzysztof Dędek wraz z grupą żeglarzy opłynął przylądek Horn.
Pierwszy rejs
Niezwykły kapłan opowiadał o swojej wyprawie na spotkaniu z uczniami w Gogołowej. Gościł w tutejszym Zespole Szkół. Przyjechał na zaproszenie ks. Jana Joszko, proboszcza z Połomi oraz Teresy Pająk, nauczycielki geografii. – Zawsze marzyłem o tym, żeby zobaczyć przylądek Horn, ale nie przypuszczałem, że naprawdę popłynę tam kiedyś na jachcie – wyznał ks. Dędek. Pokazywał uczniom slajdy i filmy. Z pasją i humorem opowiadał o przygodach i przeżyciach podczas tej niezwykłej podróży. – Był to mój pierwszy rejs. Byłem zupełnym nowicjuszem. Bałem się choroby morskiej – opisywał kolejne slajdy kapłan-podróżnik. Warto dodać, że podczas tej wyprawy został ustanowiony nowy polski rekord. Polskim żeglarzom udało się popłynąć dalej na południe, niż polskiemu jachtowi Gedania w 1976 roku.
Kucharz z Wodzisławia
Ksiądz – podróżnik mówił o stadach albatrosów na wybrzeżach Ameryki Południowej, o niebezpiecznych, dziesięciometrowych falach, o chrzcie żeglarzy, którzy pierwszy raz opłynęli Horn, o mszy odprawionej na najdalej wysuniętym na południe skrawku Ameryki Południowej i o Polskiej Stacji Antarktycznej Arctowskiego. – Z zewnątrz stacja nie wygląda ciekawie, ale w środku jest bardzo przyjemnie. Wchodząc czułem się jak w Polsce. Polskie jedzenie, paluszki i krupnioki, nawet kucharz pochodził z Wodzisławia – opowiadał ks. Krzysztof Dędek. Na zakończenie prelekcji pokazał certyfikat, który otrzymuje każdy, kto przejdzie Horn. – A czy to prawda, że żeglarze, którym się uda dziesięć razy opłynąć Horn mają później darmowe drinki w tawernach całego świata? Tak mówi jedna z żeglarskich ciekawostek – zapytała żartobliwie Teresa Pająk. Wraz z uczniami przygotowała wystawkę poświęconą trudnemu do zdobycia przylądkowi. Do spotkania nawiązywała także gazetka w pracowni geograficznej dotycząca Międzynarodowego Roku Polarnego.
Czeski już go nie śmieszy
Ks. Krzysztof Dędek pochodzi z Rudy Śląskiej. Pracował w diecezji gliwickiej i katowickiej, a od ośmiu lat jest proboszczem i pracownikiem kurii biskupiej w czeskim Pilźnie. – Dość długo uczyłem się czeskiego, a teraz umiem go na tyle dobrze, że już mnie nie śmieszy – zażartował ks. Dędek.
Iza Salamon