Nieobecny Parlament
Szacuje się, że ok. 70 proc. polskiego prawa stanowione jest na poziomie Wspólnoty Europejskiej. Tymczasem Parlament Europejski to wciąż "wielki nieobecny" w świadomości polskich wyborców i polityków. Wg ostatnich badań Eurobarometru tylko 16 proc. Polaków wie, że w przyszłym roku odbędą się kolejne europejskie wybory.
Wymowę tego szokującego zestawienia można osłabić jedynie informacją, że w cytowanym badaniu niektóre kraje wypadły jeszcze gorzej. Np. w Finlandii i Wielkiej Brytanii o przyszłorocznych wyborach wiedziało tylko…3 proc. pytanych obywateli. Utarło się jednak, że my porównujemy się raczej z najbliższymi sąsiadami, a na ich tle wypadamy już zdecydowanie gorzej: aż 33 proc. Słowaków, 28 proc. Węgrów i 23 proc. Czechów wykazało się wiedzą o wyborach do PE w 2009 r. Niezależnie od tych dysproporcji, zastanawia niewątpliwy rozdźwięk pomiędzy zainteresowaniem wyborami krajowymi i europejskimi. Wg wspomnianego sondażu, dwie główne przyczyny apatii obywateli UE wobec eurowyborów to po pierwsze powszechne przekonanie wyborców, że ich udział w głosowaniu nie ma sensu bo i tak nic nie zmieni, po drugie nie dostrzeganie bezpośredniego związku tego głosowania z realnym sprawowaniem władzy w Unii Europejskiej. Trudno oprzeć się wrażeniu, że niejednokrotnie również postawa krajowych władz i partii politycznych nie sprzyja kreowaniu wizerunku Europarlamentu, jako ważnego i skutecznego organu w systemie władzy UE. Polskie wybory do PE odbędą się prawdopodobnie w pierwszy weekend czerwca 2009 r., ale wciąż nie wiemy wg jakich zasad. Mówi się wprawdzie o korzystnych modyfikacjach dotychczasowej ordynacji (np. wydłużenie wyborów do dwóch dni, umożliwienie głosowania osobom niepełnosprawnym przez pełnomocników), ale prace nad nowymi przepisami wciąż trwają. Niefrasobliwość naszych krajowych posłów jest tym większa, że już w 2006 roku Trybunał Konstytucyjny orzekł, że ordynacja powinna być znana wyborcom co najmniej pół roku przed wyborami, co już jest niemożliwe. Inny ważny czynnik deprecjacji PE wynika z podejścia do nich samych partii politycznych, które ustalają listy kandydatów w wyborach do PE. Zbyt często kryteria doboru nie uwzględniają "europejskich" kwalifikacji przyszłych posłów, a doraźne potrzeby partyjne, takie jak konieczność uhonorowania jakiegoś zasłużonego polityka, albo pozbycia się rywala politycznego.Budynek Parlamentu Europejskiego w Strasburgu |
- Błagam, tłumaczcie ludziom, że tu rozstrzygają się rzeczy niesłychanie dla Polski istotne i im lepszych europosłów wybiorą, tym więcej, jako kraj osiągniemy w Europie - zachęcał podczas spotkania z dziennikarzami w trakcie sesji plenarnej w Strasburgu Jacek Saryusz-Wolski, poseł do PE, przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych - Wciąż do powszechnej świadomości nie dociera fakt, że 70 proc. polskiego prawa jest de facto uchwalane tutaj i to właśnie tu jest miejsce na artykułowanie naszych potrzeb czy zgłaszanie sprzeciwu wobec rozwiązań dla Polski niekorzystnych.
Europoseł Jacek Saryusz-Wolski |
Warto w tym miejscu przypomnieć, że Parlament Europejski jest od 1979 roku jedynym europejskim organem władzy wybieranym w wyborach powszechnych. Z każdym kolejnym traktatem jego siła polityczna wciąż wzrasta, głównie poprzez włączanie go do procesu współdecydowania (PE podejmuje decyzje wspólnie z Radą Unii Europejskiej na równych prawach) w coraz większej liczbie dziedzin System współdecydowania daje np.Parlamentowi wpływ na takie kwestie jak: swoboda przepływu pracowników pomiędzy krajami Unii, sprawy rynku wewnętrznego, badania i rozwój technologiczny, ochrona środowiska, ochrona konsumentów, edukacja, kultura i ochrona zdrowia. Kwestie te często przybierają postać bardzo konkretnych problemów, w których ustaleniu Parlament ma głos decydujący. Np. ustalenie korzystnych dla środowiska naturalnego norm jakości paliwa, zakaz transmitowania przez stacje telewizyjne wydarzeń sportowych tylko w pasmach kodowanych (dodatkowo płatnych), ceny połączeń za pośrednictwem telefonów komórkowych (tzw. roaming), uczciwe informowanie o kosztach biletów lotniczych.
Europoseł Jan Olbrycht |
Na dużą rolę "jakości" polskiej reprezentacji w PE zwraca także uwagę europoseł ze Śląska Jan Olbrycht, wiceprzewodniczący Komisji Rozwoju Regionalnego. Podkreśla wagę rozumnej współpracy polskich posłów w PE, utrudnionej m.in. ze względu na dość skomplikowany system przynależności posłów do różnych grup parlamentarnych w PE, zupełnie nieprzystający do polskiego systemu partyjnego. Z uwagi na swoją specjalizację poseł akcentuje szczególnie fakt, że zabieganie o polskie interesy w Brukseli i Strasburgu będą mało efektywne bez wypracowania w kraju, przez polskie regiony jasnych, długofalowych strategii i priorytetów rozwoju gospodarczego.
Arkadiusz Gruchot