Jestem bezdomnym inwalidą
– Przyznaję, że święty nie jestem, ale na taki los sobie nie zasłużyłem – przekonuje bezdomny i niepełnosprawny Franciszek Bujalski z Wodzisławia. Ma niecałe 700 zł renty. Po odciągnięciu alimentów zostaje 300 zł.
Paraliż
Kilka lat temu Franciszek Bujalski został sparaliżowany. – Grałem z kolegą w bilard. Dostałem kulą, która uszkodziła nerw. Paraliż poszedł po kolei: palec, ręka, noga, lewe oko... – pokazuje mężczyzna. Był na trzech komisjach lekarskich. Orzeczenie o niepełnosprawności posiada, ale drugą grupę. – To oznacza, że niby mogę pracować. Nie przysługuje mi też pomoc pielęgniarki, a ja nie mogę sam chodzić, nie mówiąc już o zapewnieniu sobie jedzenia – żali się pan Franek.
Bez domu
Relacje z ojcem nie należą do szczęśliwych. – Niecałe trzy lata temu przyjechałem na kilka dni do brata, bo pokłóciłem się z ojcem. Ten wykorzystał moją nieobecność i bezprawnie mnie wymeldował! Moje rzeczy wywalił do piwnicy. Tak mi podziękował za to, że całe mieszkanie wyremontowałem za swoją inwalidzką rentę – skarży się wodzisławianin.
Bezdomny schronienie znalazł u swojego brata, Tadeusza Bujalskiego, który postarał się o jego tymczasowe zameldowanie w swoim mieszkaniu w Niedobczycach. Urząd miasta sprawę załatwił. – Poszedłem to jeszcze zgłosić do Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej, żeby być w porządku z opłatami – mówi pan Tadeusz. – Ci naskoczyli na mnie, że to niemożliwe, bo w naszym 40-metrowym mieszkaniu jest już 8 osób. Jak zobaczyli, że mój brat ma rentę inwalidzką, zabrali mi na pół roku dodatek mieszkaniowy i pomoc społeczną. Opłaty też tak poszły mi w górę, że zrobił się z tego dług na 1500 złotych. Musiałem więc brata wymeldować. Poszedł do schroniska dla bezdomnych. Opieka nas oczywiście cały czas sprawdzała, czy czasem brat znów u nas nie mieszka – dodaje brat bezdomnego mężczyzny.
– Jeżeli pan Bujalski chce wziąć brata do siebie, to jest to jego sprawa. Natomiast przy rozpatrywaniu wniosku o dodatek mieszkaniowy musimy wtedy wpisać wszystkie osoby i ich dochody. Takie są przepisy – tłumaczy Halina Szymańska, zastępca dyrektora Ośrodka Pomocy Społecznej w Rybniku, i zachęca, by Bujalscy zgłosili się po pomoc do punktu terenowego pomocy społecznej w Niedobczycach.
Wolę kryminał!
A noclegownia... – Tadek musiał mnie stamtąd zabrać. Byłem tam ponad 3 miesiące. Pijaństwo, rozróby, siekiera, syf... – wymienia pan Franek, który o noclegowni w Wodzisławiu boi się nawet myśleć. – Jeśli mam tam teraz wrócić, to niech mnie już od razu wrzucą do kryminału! – krzyczy zdeterminowany.
Okazuje się jednak, że i on sam od alkoholu nie stroni.
Libacje
W ubiegłym tygodniu pan Tadeusz odwiózł brata do Wodzisławia. Ojciec nie otworzył synom drzwi. – W sądzie się spotkamy, żeś inwalidę na ulicę wyrzucił! – krzyczał na całą klatkę pan Tadeusz. – On nie może tutaj mieszkać, ma eksmisję. A czemu? Przez to – mówi Kazimierz Bujalski i pokazuje, że alkohol. – Jestem chora na serce, a tak bardzo mnie ta sprawa boli. Mógł tutaj mieszkać, ale chlał z kolegami jak opętany... Mówię jak na świętej spowiedzi! A eksmisja... To kierowniczka ZGM złożyła wniosek z powodu tych libacji. No i ten rozlew krwi... Nawet policja przyjechała! – płacze Stanisława Bujalska, matka. Życzy synowi, by znalazł dach nad głową, jednak z nimi mieszkać już nie może.
Promyk nadziei
Wniosek o mieszkanie socjalne został zakwalifikowany. Pan Bujalski jest ósmy w kolejce. Trudno powiedzieć, jak długo będzie czekał: może miesiąc, a może pół roku. – Wszystko jest na dobrej drodze i miejmy nadzieję, że pan Bujalski nie będzie musiał długo czekać – pociesza bezdomnego Barbara Chrobok, rzecznik prasowy Urzędu Miasta w Wodzisławiu. – Najważniejsze jest teraz to lokum dla niego. Jak je dostanie, nie zostawimy go oczywiście na lodzie, będziemy tam z żoną jeździć i zaopiekujemy się nim – obiecuje pan Tadeusz. Do tego czasu Franciszek Bujalski będzie mieszkał na klatce schodowej.
Krystian Szytenhelm, (izis)