Nie zamierzam niszczyć harcerstwa
– Rafał Jabłoński: Spór o sprzęt turystyczny magazynowany w ośrodku harcerskim w Bierach był przyczynkiem do poważnych zmian w Hufcu Ziemi Wodzisławskiej. Nie brakuje ludzi, którzy uważają, że zarówno pan jak i pana ojciec, który był gospodarzem ośrodka, działacie na szkodę harcerstwa.
– Jarosław Szczęsny: Naszym celem nie było osłabienie struktur harcerskich w powiecie. Nigdy też nie podważaliśmy tego co dla harcerstwa zrobił komendant Henryk Komarek. Naszym celem było pokazanie prawdy o działalności władz hufca. Faktem jest, że włamano się do ośrodka, by zabrać sprzęt i działo się to za przyzwoleniem komendanta. Ujawnienie prawdy o tamtych wydarzeniach jest ważniejsze od tego czy komendant zrezygnuje czy nie. Prawo zostało złamane i należało o tym głośno powiedzieć. Nie spodziewałem się, że to będzie powodem rezygnacji komendanta z funkcji.
– Posadę stracił także pana ojciec.
– Rzeczywiście nie jest już gospodarzem obiektu w Bierach. Odwołano go z tej funkcji nie podając konkretnych powodów. Na zebraniu komendy stwierdzono jedynie, że powodem zmiany są negatywne artykuły ukazujące się najpierw w Nowinach Wodzisławskich, a potem w Dzienniku Zachodnim. Oczywiście głównymi bohaterami byłem ja z ojcem i szefostwo hufca. Opisano w jaki sposób doszło do wtargnięcia do ośrodka w Bierach. Stwierdzono, że nagłośnienie sprawy przez nas było działaniem na szkodę harcerstwa i ojca odwołano. Nie podano innych powodów.
– Może było tak, że pana ojciec bardziej dbał o własny interes niż o dobro dzieci i młodzieży zaangażowanych w ruch harcerski? Nie brakuje osób, które tak twierdzą.
– To stwierdzenie jest niesprawiedliwe. Ojciec cały swój wolny czas poświęcił harcerstwu. Poza tym ośrodek w Bierach remontował nie kto inny jak właśnie on. W czynie społecznym wspomagała go nasza rodzina. Nigdy nie domagał się delegacji czy innych przywilejów, jak robili to inni. Oczywiście nie organizował zbiórek i szczególnych inicjatyw dla dzieci poza obozami, ale zajął się pozyskiwaniem pieniędzy dla harcerstwa i zachęcaniem młodzieży do udziału w obozach.
– Do zdarzenia w Bierach doszło latem ubiegłego roku. Nie wystarczyło czasu na pojednanie?
– Pół roku siedzieliśmy cicho i czekaliśmy na wyjaśnienia komendanta w tej sprawie. Poinformowaliśmy komendanta chorągwi w Katowicach. Prosiliśmy, by się sprawą zajął. Obiecał reakcję i prosił byśmy sprawę wyciszyli. Minęły miesiące i nic z tym nie zrobiono, więc postanowiłem to ujawnić. Władze harcerskie w tej sprawie nie stanęły na wysokości zadania.
– Zmieńmy nieco temat. Będzie pan startował w najbliższych wyborach samorządowych?
– Nie wiem. Myślę o tym intensywnie i mam ochotę to zrobić, jednak wszystko zależeć będzie od okoliczności. Jeśli znajdzie się grupa ludzi, z którymi będzie mi po drodze to wystartuję.
– Dlaczego chce pan być radnym?
– W radzie powiatu zasiadałem w pierwszej i drugiej kadencji. Najpierw jako radny Unii Wolności, potem jako członek Ruchu Demokracji Lokalnej. To spore doświadczenie. Poza tym mam dobry kontakt z organizacjami pozarządowymi i gospodarczymi. Współpracuję ze szkołami i w dalszym ciągu mam kontakt z samorządem. W ostatnich latach skupiłem się głównie na działalności proeuropejskiej. Priorytet to pomoc w wypełnianiu wniosków o środki europejskie różnym podmiotom. Myśląc pod tym kątem ukończyłem dodatkowe studia właśnie w tym zakresie. Poza tym jestem społecznym asystentem posła Ryszarda Zawadzkiego. Na co dzień spotykam się z ludźmi i myślę, że mógłbym ich skutecznie reprezentować.
– Skoro pracuje pan dla posła Zawadzkiego to proszę mi powiedzieć jak to jest, że jego działanie w powiecie nie jest w zasadzie widoczne. Nie twierdzę, że poseł niewiele robi i jest mało skuteczny, ale uważam, że niewiele o nim słychać.
– Jestem w stanie się z tym zgodzić. Mimo tego, że to jeden z najlepszych posłów naszego regionu, to jest niewidoczny medialnie. Mieszkańcy mogą nie wiedzieć co robi, z kim się spotyka, jaką inicjatywę stara się przeforsować w parlamencie. Nie każdy przecież zagląda na stronę internetową posła, która uważam jest bardzo dobra. Ryszard Zawadzki to człowiek od ciężkiej roboty i myślę, że kto go zna to potwierdzi. Są ludzie, którzy niechętnie mówią o swoich dokonaniach a wiele robią. Właśnie do nich zaliczyłbym posła Zawadzkiego. Są też tacy, którzy chwalą się dokonaniami innych, niewiele robią i chętnie przyklejają się do popieranych społecznie inicjatyw. Nie zmienia to faktu, że w sferze docierania z informacją do ludzi, jako biuro poselskie mamy sporo do zrobienia.
– Praca z posłem jest dla pana przygotowaniem do startu w wyborach parlamentarnych?
– Próbowałem trzy razy. Do sejmu się nie dostałem, ale wynik był bardzo dobry. Czy wystartuję w kolejnych wyborach? Nie wiem, na podjęcie decyzji mam prawie 3 lata.
– A może wybory prezydenckie w Wodzisławiu?
– Uważam, że rada powiatu to odpowiednie miejsce dla mnie. Działałem tam osiem lat i myślę, że z dobrym skutkiem. Uważam, że każdy powinien znać swoje możliwości i kompetencje.
– Dzisiaj patrzy pan na samorząd powiatowy z boku. Przyjemny to widok?
– Całkiem przyzwoity. Trzecia kadencja powiatu jest kontynuacją poprzedniej. Przykładem mogą być jedne z największych osiągnięć obecnej władzy. Mam tu na myśli uruchomienie Zakładu Aktywności Zawodowej i remonty szkół ponadgimnazjalnych połączone z termomodernizacją. Te inicjatywy zapoczątkował już poprzedni starosta i poprzednia rada powiatu. Jako radny minionej kadencji doskonale to pamiętam. Moja opinia o radnych obecnej kadencji i staroście jest pozytywna. Mimo to uważam, że można by poprawić współpracę z prezydentem Wodzisławia. To wyzwanie nie tylko dla starosty Jerzego Rosoła, ale przede wszystkim dla Mieczysława Kiecy. Sprawę stworzenia w Wodzisławiu powiatu grodzkiego powinniśmy zostawić na boku i działać wspólnie. Nie ma czasu na kłótnie. Na powiat grodzki był czas dziesięć lat temu przy tworzeniu nowej mapy samorządów. Teraz na zmiany jest zdecydowanie za późno.
– Liczy pan na współpracę z samorządowcami przy tworzeniu fundacji pomagającej biednym i krzywdzonym dzieciom? Podobno zamierza pan taką stworzyć?
– Myślę o tym już od dawna i jestem bliski realizacji tego pomysłu. Nie wiem czy będzie to fundacja czy stowarzyszenie. Na pewno celem numer jeden będzie pomoc głodnym i cierpiącym dzieciom. Oczywiście liczę na współpracę nie tylko samorządu, ale wszystkich instytucji, dla których ważne jest dobro najmłodszych.
– W jaki sposób zamierza pan wspierać dzieci?
– Pierwszym krokiem będzie pozyskanie wolontariuszy, dzięki którym będziemy mogli zorganizować szereg imprez wspierających maluchy. Nie myślimy tutaj tylko o mieszkańcach powiatu wodzisławskiego. Jeśli otrzymamy sygnały z innych regionów, czy nawet państw to postaramy się wesprzeć dzieła godne uwagi. Dzisiaj uczniowie naszych szkół wspierają rówieśników w Afryce, więc wszystko jest możliwe. Nie możemy także zapominać, że i w naszych placówkach oświatowych znajdują się dzieci, które niemal codziennie są głodne. Tak więc pracy nam nie zabraknie.