Sąd kapturowy nad instruktorką
Była instruktorka Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji od ponad dwóch lat prowadzi własną działalność – organizuje zajęcia pilatesu (gimnastyka z elementami jogi). Przez jakiś czas prowadziła je w Domu Sportu. Później zrezygnowała bo jak twierdzi, jej były szef uwziął się na nią i zaproponował za wynajęcie sali zbyt duży czynsz. O sprawie pisaliśmy wielokrotnie.
Dyrektor się na mnie uwziął
– Przyszłam przedstawić radzie miejskiej swój problem – powiedziała Joanna Jamin, obecna na ostatniej sesji rady miejskiej. – Jedyne czego chcę to wynająć miejską salę na 2 godziny w tygodniu. Najpierw pan dyrektor zaproponował mi takie warunki, że nie byłam w stanie ich spełnić. Teraz usłyszałam że nie mogę przyjść robić tam swoich zajęć bo od września ośrodek startuje z własną ofertą zajęć pilatesu – mówi pani Jamin.
Komisja nieprzychylna
Popiera ją kilkadziesiąt uczestniczek jej zajęć. W czerwcu tego roku wysłały do Urzędu Miasta petycję z prośbą o wynajęcie sali. Podpisało się pod nią 56 pań. Pismo trafiło do komisji społecznej rady miejskiej. – Jednostką zarządza jej dyrektor i to on decyduje o wynajęciu ośrodka. Jego zadaniem jest również dbanie o finanse jednostki – przedstawił opinię komisji jej przewodniczący Bolesław Mika.
Burmistrz oskarża, a przewodniczący knebluje usta oskarżonej
– Z całej tej sytuacji przedstawionej przez panią Jamin wynika, że za pieniądze podatników władze tego miasta chcą sobie zbudować monopol. Wychodzi na to, że jesteśmy świadkami prywatnej rozgrywki szefa MOSiR–u z jego dawną podwładną – skwitował sytuację radny Henryk Rduch. – Z tą panią od początku jej pracy w MOSiR były problemy. Ciągle wysuwała nieuzasadnione żądania, cały czas miała jakieś problemy – odpowiedziała burmistrz Barbara Magiera. Na ten zarzut pani Jamin nie dano odpowiedzieć. Przewodniczący Jacek Sobik nie udzielił jej prawa do zabrania głosu. – To jest sesja rady miejskiej i nie chcemy tu pyskówki – wyjaśnił Sobik.
Poszło o premię
Już po sesji Joanna Jamin wyjaśniła nam czego dotyczyły jej żądania. – Pracując jako instruktor w MOSiR poprosiłam o premię 100 zł miesięcznie. I to było całe moje żądanie. Dyrektor premii nie dał, a ja zrezygnowałam z pracy w ośrodku i poszłam na swoje. Teraz dyrektor na mnie się rewanżuje – uważa Jamin.
(art)