Lokatorzy wygrali i kupują taniej
Nowy prezes spółdzielni Mariusz Ganita podpisanie pierwszych aktów notarialnych uważa za spory sukces. W kolejce do wykupu mieszkań czeka blisko 1500 członków Spółdzielni Orłowiec.
Dwa lata członkowie Spółdzielni Mieszkaniowej Orłowiec walczyli z zarządem o prawo wykupu swoich mieszkań po normalnych cenach. Odbijali się jak od muru. Przełom nastąpił wraz z wyborem nowych władz spółdzielni. Od zeszłego tygodnia szczęśliwi lokatorzy ustawiają się już w kolejkach do notariuszy, żeby podpisać dokumenty potwierdzające wykupy mieszkań. W sumie chce to zrobić 1500 najemców. Mają nadzieję, że zdążą do końca roku, bo według obowiązujących przepisów tylko do tego momentu można ustanowić odrębną własność mieszkania po niskich cenach.
Zofia Maciończyk pierwsza wyszła z mężem z kancelarii notarialnej w zeszły wtorek. Na korytarzu z ogromnym bukietem kwiatów czekali na nią Zbigniew Majewski, nowy przewodniczący rady nadzorczej SM Orłowiec, Piotr Mazur, jego zastępca, inni lokatorzy, a przede wszystkim Mariusz Ganita, nowy prezes zarządu.
– To ona wszystko rozpoczęła. Dała impuls. Ja później do niej dołączyłem, tak samo inni lokatorzy. Stworzyła się grupa i zaczęliśmy działać przeciwko poprzedniemu zarządowi, niekompetencji, arogancji w stosunku do członków – mówi Zbigniew Majewski.
– Dwa lata walczyliśmy o to, żeby wreszcie dostać ten akt notarialny. Powiem szczerze, że jestem tak podekscytowana, że mi języka brakuje, choć jestem bardzo wygadana. Bardzo się cieszę, że nowi prezesi działali na naszą korzyść – mówiła uradowana Zofia Maciończyk.
– Cieszę się, że ludzie wygrali, że pokonali spółdzielczy beton, ten układ zarządu i rady nadzorczej nawzajem wspierający się. To były dwa lata ciężkiej walki. Zresztą ta walka trwa nadal. W sądzie są trzy pozwy o uchylenie różnych uchwał. Pierwsza rozprawa będzie 10 listopada. Musimy zmierzyć się z tymi pozwami. W mojej ocenie one w żaden sposób nie zagrażają bieżącej działalności spółdzielni – mówi prezes Mariusz Ganita.
We wtorek z notariuszem umówiło się w sumie 12 lokatorów. Wśród nich był też Krzysztof Damiec. Skorzystał podwójnie. Wykupił mieszkanie po cenie poprzedniego zarządu. Tylko nie zdążył podpisać aktu notarialnego. Teraz nie tylko ma dokument w ręku, a jeszcze dostał zwrot nadpłaty. – Inni wpłacili pieniądze, ale też podpisali akty, więc niestety – mówi Piotr Mazur, wiceprzewodniczący.
Wirtualny dług
Ludzie mówią, że poprzednie władze spółdzielni naliczały do ustawowej, bardzo małej kwoty wykupu mieszkania, po około osiem tys. złotych. Tyle każdy lokator miał włożyć do wspólnej kasy na spłatę długu spółdzielni, który według byłego zarządu przekraczał 50 mln zł. Ludzie nie chcieli się z tym zgodzić.
– To było roszczenie skarbu państwa na rzecz Spółdzielni Orłowiec, które przedawniło się 19 czerwca 2002 roku i na chwilę obecną skarb państwa nie ma żadnych instrumentów prawnych, pozwalających skutecznie wyegzekwować to zobowiązanie. Dysponuję pismem Ministerstwa Skarbu, z którego wynika, że skarb państwa uznaje to zobowiązanie jako niebyłe i tym samym technicznie zdjął tę kwotę ponad 51 mln zł z bilansu finansowego spółdzielni z pozycji wierzytelności. Poprzedni zarząd spółdzielni posiadał to pismo, ale w swojej bucie i arogancji nie respektował jego treści – wyjaśnia prezes.
Nie wszyscy się cieszą
Pisaliśmy już o tym, że lokatorzy, którzy wykupili mieszkania po cenach podyktowanych przez poprzedni zarząd, teraz czują się oszukani. Doskonale zdają sobie z tego sprawę ci, którzy zdecydowali się czekać, lub zwyczajnie nie było ich stać na wyłożenie 8 tys. zł. We wtorek wśród dwunastki szczęśliwców słyszało się opinie, że inni też mogli czekać i ryzykować. Ciągle jednak nie znamy odpowiedzi na pytanie, co będzie gdy ci, którzy mogli czekać i ryzykować przed sądem będą się domagać zwrotu pieniędzy. Wówczas nastroje mogą się radykalnie zmienić.
Tomasz Raudner