Nie mamy siły bić się po raz drugi
Mieszkańcy wodzisławskich Marusz są oburzeni decyzją radnych, którzy przyjęli nowy plan zagospodarowania tego terenu.
Na tereny po byłej cegielni przy ul. Bogumińskiej trafiały odpady z oczyszczalni ścieków. Mieszkańcy żyli w smrodzie. Na ich oczach środowisko naturalne było degradowane. Podjęli walkę z urzędnikami. Wygrali. Firma Rent-Hus trudniąca się tym procederem po interwencji Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Środowiska opuściła Wodzisław. Minęło kilka lat i ci sami mieszkańcy obawiają się podobnego scenariusza wydarzeń.
Nowy plan stare problemy
W ubiegły czwartek, 25 lutego wodzisławscy radni przyjęli nowy plan zagospodarowania przestrzennego dla terenu o powierzchni 74 hektarów położonego przy ul. Bogumińskiej u wlotu do miasta od strony Turzy Śląskiej. Zgodnie z tym dokumentem większość obszaru przeznaczona jest pod zabudowę usługową i produkcyjną. – To skandaliczna decyzja. Ponownie funduje się nam niepewność i perspektywę życia wśród smrodów, hałasu i zanieczyszczeń. Nie wprowadzono zabezpieczeń szczegółowych przed oparami metali ciężkich czy toksynami chemicznymi – denerwuje się Anna Pietraszek, członek miejscowej rady dzielnicy. Kobieta liczy na interwencję prezydenta Dariusza Szymczak, który jej zdaniem przyczynił się do wyprowadzki z Wodzisławia firmy Rent-Hus.
– W przypadku firmy która zwoziła tu odpady doszło do łamania prawa. Jeśli ktoś będzie łamał prawo i w tym przypadku, to nawet najlepszy plan nie pomoże. Tym razem zachowaliśmy szczególną staranność o to, by interesy mieszkańców zabezpieczyć. Domagają się oni wpisania do planu zapisów bardzo szczegółowych, które w myśl prawa i tak nie mogłyby być egzekwowane – twierdzi Dariusz Szymczak.
Na kogo możemy liczyć
Sprzeciw wobec nowego planu zagospodarowania wyraziło 29 osób, które podpisały się pod protestem skierowanym do władz miasta. Nie pomogło. Głosowanie odbyło się 25 lutego. Tylko czterech radnych było przeciwko wprowadzeniu planu. Nieco wcześniej radny Edward Szczygieł zaproponował, by do planu wpisać zabudowę jednorodzinną, jednak na wniosek Stanisława Stachonia dyskusję ucięto. – To pokazuje na kogo mieszkańcy mogą liczyć. Jak widać na radnych na pewno nie, przynajmniej na większość która podejmuje decyzje – nie kryje rozżalenia Maria Pietraszek.
Nie chcą stacji paliw
Oburzona jest także Edyta Stabla. Obok jej domu znajduje się niewielka działka. Z relacji mieszkańców wynika, że kilka lat temu jej właściciel starał się o pozwolenie na wybudowanie tutaj stacji paliw. Wówczas musiał uzyskać zgodę sąsiadów. Ci się sprzeciwili. Teraz po wejściu w życie nowego planu zagospodarowania przestrzennego stacja będzie mogła powstać. – Nikt się z nami nie liczy. Jestem ciekawa czy radni i prezydent mają za oknami stację paliw albo zakład produkcyjny emitujący zanieczyszczenia. Myślą tylko o sobie – skarży się Edyta Stabla.
Architekt przygotowujący plan zagospodarowania dla Marusz podczas sesji zachęcał radnych, by dokument przyjęli, a w przyszłości ewentualnie podjęli starania o jego zmianę. – Przecież to nielogiczne. Po co przyjmować coś co jest bublem. Zmiana planu to długotrwała procedura, która ciągnie się latami. Jeśli ten pan myśli, że zrobi nam wodę z mózgu to się grubo myli – mówi Joanna Iwan.
Mieszkańcy nie zamierzają odpuszczać. W najbliższych dniach skierują sprawę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego.
Rafał Jabłoński