Jak pan Gerard robił interesy, czyli afery w SKR ciąg dalszy
Pierwsze akty oskarżenia w sprawie Spółdzielni Kółek Rolniczych już w sądzie. W kwietniu kolejne.
Nieprawidłowości w wodzisławskiej SKR ujawniono pół roku temu, zaraz po dożynkach miejskich w Wodzisławiu. Prokurator zamierza postawić zarzuty nawet ponad 50 osobom. Sprawę podzielno na trzy wątki. Pierwszy dotyczy poświadczenia nieprawdy w dokumentach. Maria P. – pracownica SKR wystawiła Agacie M. – żonie pracownika SKR fikcyjne zaświadczenie o dochodach, tym samym poświadczyła nieprawdę w dokumentach. Na tej podstawie kobieta miała wyłudzić ze SKOK–u kredyt na 25 tys. zł. To się nie udało. Sprawa wyszła na jaw nieco wcześniej.
Obie panie dobrowolnie poddały się karze. Zaproponowany przez nie wyrok to 6 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 2 lata, grzywna po 2 tys. zł i pokrycie opłat sadowych po ok. 500 zł. – O tym czy taki wyrok zapadnie zdecyduje sąd. Odpowiada on jednak wyrokom wydawanym w podobnych sprawach, więc wydaje mi się, że jest na to spora szansa – mówi prowadzący sprawę prokurator Krzysztof Hynek z Prokuratury Rejonowej w Wodzisławiu.
(Nie)typowa łapówka
Druga część afery w SKR to już wątek korupcyjny. Oskarżeni to Gerard T., szef SKR i Mariusz Sz., pracownik Zakładu Gospodarki Komunalnej w Radlinie. To właśnie on dogadał się z Gerardem T. by jego zakład dostarczał do Radlina asfalt. Oboje wiedzieli, że „kontrakt” jest korzystny dla SKR, więc Gerard T., za każdą tonę asfaltu odpalił Mariuszowi Sz. 10 zł. Po sfinalizowaniu zamówienia pracownik ZGK w Radlinie otrzymał 8 tys. zł. – Sprawa jest dość skomplikowana, ponieważ nie mamy do czynienia z typowym łapownictwem – mówi prokurator Krzysztof Hynek. – Wcześniej ZGK ogłosił przetarg na dostarczenie asfaltu, jednak nikt się nie zgłosił. Mariusz Sz. dogadał się z SKR, jednak nie chciał za to pieniędzy. To Gerard T. uznał, że jednak się coś należy i po załatwieniu sprawy wręczył gotówkę – wyjaśnia prokurator.
Zarzuty usłyszał także Andrzej K., pracownik kopalni Marcel. Spółdzielnia Kółek Rolniczych na terenie Marklowic wykonywała chodnik. Prace prowadzono w ramach szkód górniczych. Płacił za nie nie tylko Urząd Gminy w Marklowicach, ale także kopalnia. Końcówki chodnika na czas jednak nie zrobiono. Gerard T., spodziewał się kłopotów i przed odbiorem inwestycji wręczył Andrzejowi K. 2 tys. zł.
Wszystkim trzem mężczyznom zamieszanym w przekazywanie pieniędzy grozi do 8 lat pozbawienia wolności. Akt oskarżenia w tej sprawie trafi do sądu prawdopodobnie w kwietniu.
Zatrudniali na lewo
W SKR miało miejsce także fikcyjne zatrudnianie pracowników. Oficjalnie pracowało tam kilka osób. Nieoficjalnie znacznie więcej. Kiedy zakład wykonywał większe roboty, pracę proponowano wielu innym – często przypadkowym mężczyznom, którzy choć trochę liznęli robót drogowych czy podobnych prac. Bardzo często nie chcieli oni legalnego zatrudnienia, gdyż banki mogłyby ściągać zaciągnięte przez nich kredyty, a urzędnicy alimenty. W zamian zatrudniano ich znajomych lub bezrobotnych członków rodzin – łącznie ponad 50 osób. Ci, choć nie dostawali pieniędzy, w dalszej perspektywie na tym korzystali. SKR odprowadzała za nich składki na ZUS i podatek, więc mogli na przykład liczyć na wypłatę ze skarbówki ulgi na dzieci.
Za podrabianie dokumentacji Marii P., Gerardowi T. i Jadwidze M. (wszyscy to pracownicy SKR) grozi do 5 lat pozbawienia wolności. Osoby godzące się na fikcyjne umowy odpowiedzą za posługiwanie się podrobioną dokumentacją i wyłudzanie zwrotu podatku z Urzędu Skarbowego. Zachowanie to zagrożone jest podobną karą.
Sponsorował dożynki
Główne skrzypce w prowadzeniu nielegalnych interesów odgrywał 81–letni Gerard T. Ze zgromadzonych przez prokuraturę dokumentów wynika, że nie kierowała nim chęć własnego zysku. Pozyskane korzyści przekazywał na dalsze funkcjonowanie SKR czy inne inicjatywy. Cześć nielegalnie zarobionych pieniędzy przekazał na przykład na organizację miejskich dożynek.
(raj)