Prezydent wstąpił do PO
Mieczysław Kieca, prezydent Wodzisławia, jest członkiem Platformy Obywatelskiej. W marcu przyjęli go do tego grona lokalni działacze.
Rafał Jabłoński: W marcu zadeklarował Pan chęć wstąpienia do PO i większość delegatów lokalnych struktur się na to zgodziła. Dlaczego zechciał Pan być członkiem tej partii?
– Mieczysław Kieca: Przekonałem się, że jeżeli chce się coś zmienić, to przynależność partyjna pomaga w realizowaniu swoich zamiarów. Zauważyłem pewną prawidłowość. Na szczeblu województwa i wyżej pewne decyzje zapadają w gronie polityków i bycie jednym z nich może pomóc w działaniu. Uznałem, że aby realizować projekty ważne dla Wodzisławia trzeba po prostu brać byka za rogi. Stąd moja decyzja o wstąpieniu do PO. Blisko mi do ideałów prawicowych, które można realizować także w PO. Poza tym identyfikuję się z liberalizmem gospodarczym prezentowanym przez tę formację.
– Za kilka lat może się okazać, że PO z kilkuprocentowym poparciem będzie oscylować na granicy progu wyborczego. Wówczas przełożenie partii na decyzyjność będzie niemal zerowe. Zmieni Pan formację na tę, która aktualnie będzie rządzić?
– Przeskakiwanie z partii do partii nie jest w moim stylu. Najbliżej jest mi do PO, dlatego jako jej członek zrobię wszystko, by zaufanie społeczne do jej polityków było nadal bardzo wysokie.
– Do tej pory mógł Pan powiedzieć, że jest apolityczny, a w samorządzie liczy się współpraca. W kampanii wyborczej nie będzie mógł Pan już tego powtórzyć. Przed wyborami to chyba ryzykowne.
– Być może wielu będzie próbowało wykorzystać ten fakt na moją niekorzyść. Trudno. Jestem jednak przekonany, że większość oceni mnie po efektach mojej czteroletniej pracy w urzędzie miasta. Sam przecież w 2005 r. pracowałem w sztabie wyborczym Michała Wójcika, posła PiS, uznając, że liczy się konkretny człowiek i jego predyspozycje do zmieniania rzeczywistości na lepszą. Poza tym w dalszym ciągu uważam, że w samorządzie najważniejsza jest współpraca, czego dowodem są moje relacje z radnymi. Reprezentują oni różne opcje polityczne, mimo to się dogadujemy. Nikt nie może mi zarzucić, że uprawiam politykę.
– Może chodzi o coś zupełnie innego. Kiedy przegrałby Pan wybory, jako polityk mógłby Pan być może liczyć na ciekawe stanowisko obsadzane według klucza partyjnego?
– Myśląc o funkcji prezydenta miasta trzeba planować działania na wiele kadencji. Realizacja niektórych inwestycji trwa od 3 do 5 lat. Dlatego poważny samorządowiec nie może zakładać 4-letniej pracy. Ja patrzę dalej, dlatego zadeklarowałem już dawno, że w wyborach wystartuję. Oczywiście decydujący głos mają mieszkańcy. Jeżeli nie dostanę poparcia to oczywiście rozważę każdą propozycję, która pozwoli mi się realizować zawodowo.