Lodowisko zarobiło o 100 tys. zł mniej
Zima dała w kość lodowisku.
Niespełna 80 tys. osób skorzystało w dopiero co zakończonym sezonie z lodowiska w Pszowie. W porównaniu do 100 tys. osób z poprzedniej zimy oznacza to spadek frekwencji o około 22 procent. – Na mniejszą frekwencję nie miała wpływu konkurencja tymczasowych lodowisk w Wodzisławiu i Rybniku. One funkcjonowały również w poprzednim sezonie. Stało się tak z powodu ciężkiej zimy – mówi Leszek Piątkowski. Zdaje sobie sprawę, że brzmi to paradoksalnie. Wszak lodowisko kojarzy się z zimą. A jednak jest pewien, iż to prawda. Podpiera się informacjami ze wspomnianych ślizgawek w Wodzisławiu i Rybniku. Tam również zanotowano podobny spadek zainteresowania mieszkańców jazdą na łyżwach. Potwierdza to Bogdan Bojko, dyrektor wodzisławskiego MOSiR–u. Jego zdaniem to właśnie mróz, który był tej zimy wyjątkowo dokuczliwy, odstraszył miłośników jady na lodzie.
Celem nie jest zarabianie pieniędzy
Mniejsza frekwencja odbiła się na kondycji finansowej lodowiska w Pszowie. Do kasy wpłynęło około 100 tys. zł mniej pieniędzy. W sumie z biletów do kasy Zakładu Gospodarki Komunalnej zarządzającego lodowiskiem trafiło niespełna pół miliona zł. Tymczasem roczne koszty ślizgawki wynoszą około 600 tys. zł. Brakującą sumę wyłoży urząd miasta. – To jedyny koszt, jaki ponosi rocznie miasto. Chyba niewiele, jak na obiekt wart 6 milionów zł? Celem prowadzenia lodowiska jest zapewnienie mieszkańcom możliwości rekreacji a nie zarabianie pieniędzy – twierdzi Leszek Piątkowski. Koszty ponoszone przez Pszów są porównywalne do wydatków Wodzisławia. Przy czym w Pszowie ślizgawka ma 1800 metrów kwadratowych powierzchni, a tymczasowa w Wodzisławiu – 800 mkw.
Dach nagli
Dopłata z miasta wystarcza na pokrycie bieżących kosztów, czyli głównie prądu i pensji. Jednak konieczne są pieniądze na remont dachu. Drewniana konstrukcja znajduje się w coraz gorszym stanie. Klepki powoli zachodzą pleśnią. Kierownik mówi, że dach był odpowiednio zabezpieczony lakierem w momencie oddawania do użytku w 2004 roku. Jednak konstrukcja wymaga konserwacji, żeby była w dobrym stanie. – To jest tak jak z domem. Trzeba o niego na bieżąco dbać, a to się wiąże z kosztami. Tymczasem ja nie mam na to pieniędzy. Nie mogę przesuwać pieniędzy z tych działów Zakładu, które przynoszą mi profity, bo położę całą komunalkę – mówi kierownik. Według wstępnych szacunków naprawa dachu pochłonie kilkadziesiąt tys. zł. Tak naprawdę jednak rozmiar szkód można będzie oszacować po dokładnym sprawdzeniu stanu dachu. To wymaga zaangażowania zwyżki, czyli wiąże się z kosztami.
Konieczne wiatrołapy
Drugą kwestią wymagającą dodatkowych pieniędzy są wiatrołapy od strony południowej lodowiska. Temat znany jest władzom miasta od lat. Regularnie w listopadzie i grudniu, czyli na początku sezonu pojawiają się ciepłe wiatry, które wywiewają znad tafli zimne powietrze. To powoduje topnienie lodu. Zamiast ślizgawki są kałuże. – Musimy ustawiać agregaty na pełną moc, żeby chłodziły lód, co generuje duży pobór prądu. I tak były sytuacje, że na tafli zamiast lodu była woda. Klienci to widzieli i rezygnowali – mówi kierownik.
Obecnie lodowisko jest zamknięte. Od maja ZGK uruchomi na płycie dwa korty tenisowe i skatepark.
(tora)