Wierzyć? Nie wierzyć?
Felieton Tomasza Raudnera - dziennikarza Nowin Wodzisławskich.
Za nami pierwsza tura wyborów prezydenckich. W grze zostało dwóch kandydatów. Chyba tylko najwięksi optymiści w obozie Platformy Obywatelskiej wierzyli w zwycięstwo w pierwszej turze, zwłaszcza, że ich kandydat Bronisław Komorowski strzelał gafę za gafą. Słupek poparcia systematycznie mu spadał, aż złapał kontakt z głównym przeciwnikiem. Tymczasem Jarosław Kaczyński skrzętnie zbierał punkty. Przed drugą turą nie jest bez szans na zwycięstwo. I to realnych szans. Ale nie o tym chciałem. Bardziej interesują mnie odpowiedzi na pytania, czym kierowali się ludzie wrzucając głosy do urn.
Hasłami wyborczymi? Konia z rzędem temu, kto potrafiłby wyrecytować hasła kandydatów na prezydenta. Może co najwyżej wspomnianej dwójki. Ale Napieralskiego, Pawlaka? Nie obrażając Leppera, Ziętka czy Morawieckiego. A programy wyborcze? Kogoś interesują? Ktoś je przeczytał? Kto jeszcze chce słuchać, co politycy mają do zaoferowania i co zamierzają zrobić? I kto im wierzy? Czy nie jest przypadkiem tak, że wybiera się kandydata, który zwyczajnie bardziej nam odpowiada. A raczej – mniej przeszkadza, mniej denerwuje. Mniej będzie nas kompromitował, rzadziej mylił na salonach, w telewizji? Słowem czy dla wielu z nas nie był to wybór mniejszego zła?
Właśnie. Ponieważ utarło się, że politykom zwłaszcza podczas kampanii wyborczej nie należy wierzyć, oni też czują się bezkarni. Mówią, co chcą. Oczywiście nie powinni, bo jednak za słowo odpowiedzialność trzeba brać. Ale akurat względem polityków stosuje się inną skalę. Przyjmuje się, że jedno mówią, a co innego mają na myśli. Rację mają ci, co twierdzą, że zależy im tylko na dorwaniu się do władzy. A że ktoś się kiedyś upomni o obietnice? Spróbuje rozliczyć? Zawsze można powiedzieć, że brak zgody w sejmie, kryzys walutowy, strajki pielęgniarek czy inne nieprzewidziane zdarzenia zablokowały szczytne przedsięwzięcia.
W tym kontekście chciałem wrócić do scenicznego żenującego spektaklu, który ufundował Muniek Staszczyk podczas dni Pszowa. Kiedy tylko wytrzeźwiał, połapał się, jak bardzo zawiódł fanów, pszowian i wszystkich gości uczestniczących w święcie miasta. Przeprasza bardzo, żałuje i czuje głęboki niesmak. Jemu akurat wypada wierzyć. Zdaje sobie sprawę, że fani dużo mogą wybaczyć. Ale oszukiwania nie. Jeśli ich idol publicznie przeprasza i obiecuje, że taka sytuacja nigdy się nie powtórzy, to oczekują, że tak będzie. Ja chcę wierzyć, że tak będzie. Bo Muniek Staszczyk to nie polityk. Bo rock’n’roll to nie polityka. To coś więcej.