Do sanepidu trafia coraz więcej donosów
– Nie rozpatrujemy żadnych anonimów, choć takie do nas trafiają. Nie jesteśmy w stanie ich zweryfikować. Skargi zwykle są zasadne, ale zdarzają się takie, które niewiele mają wspólnego z rzeczywistością – mówi Barbara Orzechowska, dyrektor Powiatowej Stacji Sanitarno–Epidemiologicznej w Wodzisławiu.
Błahostka czy poważny problem?
Zażalenia są dwojakiego rodzaju. Wśród nich wyszczególnić można te, które zwracają uwagę na realne zagrożenie, jak i te, które z błahego niedociągnięcia próbują stworzyć poważny problem. Złe samopoczucie po spożyciu konkretnej potrawy, przeterminowana żywność na sklepowych półkach, niewłaściwa higiena w zakładach pracy, powinny wzbudzić zainteresowanie sanepidu. Coraz częściej dochodzi do sytuacji, gdzie bezmyślność bierze górę nad zdrowym rozsądkiem. – Podczas niedawnych upałów interweniowaliśmy na targowisku. W temperaturze dochodzącej do 30°C sprzedawano wędliny i wyroby mleczne – mówi Barbara Orzechowska, dyrektor instytucji. – Sprzedawca nawet nie zdawał sobie sprawy, że naraża zdrowie innych – dodaje.
Bo się sąsiad nie podoba
Dyskusyjne są skargi na uciążliwych lokatorów i sąsiadów. Zanieczyszczanie mieszkań, tak zwane zbieractwo, czyli magazynowanie w pomieszczeniach śmietnikowych łupów, nie należą do łatwych spraw. Po pierwsze, ciężko dojść do porozumienia z bohaterami zdarzenia, po drugie, inspekcja sanitarna nie jest instytucją, do której w pierwszej kolejności takie zgłoszenie powinno trafić. Takie przypadki, jak i zalane fekaliami piwnice, szczury, zaniedbane klatki schodowe to zadania dla spółdzielni mieszkaniowej. – I tak podobne skargi w końcu trafiają do spółdzielni. Mieszkańcy nie mają świadomości, że mogą pominąć sanepid i bezpośrednio je tam kierować – wyjaśnia Orzechowska. – Spółdzielnia zadziała, ale wpierw musi otrzymać informację – uzupełnia.
Brak przepisu, brak reakcji
Do skarg bezzasadnych sanepid zalicza te, które dotyczą uciążliwości zapachowych na terenach wiejskich. Trudno, by w takich przypadkach nie odczuwać pewnego dyskomfortu związanego z hodowlą zwierząt. Na niemiły zapach nie ma norm prawnych. – A jak nie ma odpowiedniego przepisu, to nie działamy – podkreśla dyrektor powiatowej stacji. Gros interwencji powinno trafić do zupełnie innych instytucji niż sanepid. Szczególnie te dotyczące ochrony środowiska, utrzymania porządku w gminie, ścieków czy bałaganu wokół i na posesji.
Kontrola kontrolowana?
To, czy jednostka potencjalnie łamiąca standardy higieny jest uprzedzana o kontroli sanepidu, zależy od zagrożenia. W przypadku przedsiębiorstw inspekcja sanitarna musi poinformować o wizycie, choć nie o dokładnym jej terminie. Kiedy prośba o interwencję dotyczy bezpośredniego zagrożenia życia, sanepid pojawia się znienacka. Nie zawiadamia się także placówek, przykładowo szkół. W tym przypadku skargi bywają różne, począwszy od braku papieru toaletowego po wątpliwy stan sanitariatów. Kontrole są ponawiane. W większości wytyczne sanepidu są respektowane. Jeśli uchybienia występują nadal, zgodnie z przepisami nakładany jest mandat do 500 zł, upomnienie, bądź administracyjne przymuszenie. W ostateczności stosuje się grzywnę. – Za uporczywe niewykonywanie zaleceń w najgorszym wypadku można otrzymać aż 200 tys. zł grzywny. Niektóre przedsiębiorstwa były już blisko tej kwoty – dodaje Barbara Orzechowska.
Obywatelski obowiązek
W tym roku do powiatowej stacji sanitarnej wpłynęło już 45 skarg. To zdecydowanie więcej niż w latach ubiegłych. Dla porównania dwa lata temu w ciągu całego roku było ich 46, w roku ubiegłym dokładnie 50. – Wynika to z większej świadomości. Ludzie biorą często sprawy w swoje ręce. Szukają instytucji, które mogą pomóc i zrobią porządek – uważa dyrektor. – Co nie zmienia faktu, że wiele spraw można załatwić we własnym podwórku – zaznacza.
(mag.)