Proszę o pomoc dla mnie i 5 moich dzieci
Do ośrodka wsparcia dla ofiar przemocy w rodzinie Justyna Nowak trafiła w połowie kwietnia. Z piątką dzieci. Najmłodszy, Nikodem dwa lata skończy w grudniu. Najstarszy jest trzynastoletni Adrian. Kacper ma 9 lat, Filip 8. Jest jeszcze trzyletnia Julka. W domu na Słonecznej rodzina przeżywała piekło. Były częste awantury, alkohol, wyzwiska. Wszystko odbijało się na dzieciach, nie radziły sobie. – Tu, choć trochę się tego wstydzą, znalazły spokój. Mogły zacząć żyć normalnie – mówi kobieta, która teraz musi się z ośrodka wyprowadzić.
Sprawa nie może czekać. W Powiatowym Specjalistycznym Ośrodku Wsparcia dla Ofiar Przemocy w Rodzinie może przebywać do końca sierpnia. Zazwyczaj ośrodek zapewnia schronienie na trzy miesiące. Pobyt przedłuża się w szczególnych przypadkach. Justyna Nowak spędziła w nim już cztery miesiące.
Trudny wybór
Decyzja o ucieczce z domu zapadła, gdy dziewięcioletni syn w szale pobił matkę. Poszło o drobnostkę. Dzieci spierał się o miejsce przy komputerze. Matka próbowała załagodzić spór. I stało się. – Wyzywał mnie nie przebierając w słowach, w ruch poszły pięści. Powiedziałam dość – opowiada z trudem kobieta. Od trzech lat chodzi na grupy wsparcia, przez wiele miesięcy zmagała się z myślą o zmianie. Bała się bezradności i wstydu. Atak syna przełamał wszelkie obawy. – Zauważyłam, że dzieci przejmują wzorce ojca. Nie było na co czekać – wspomina. – Wysłałam wiadomość do terapeutki. Napisałam, że decyduję się na pobyt w ośrodku – mówi.
Z domu wyszła w środę, jak zwykle. Nie wzbudzała podejrzeń, bo od lat w tym dniu chodziła na terapie. Po zajęciach już nie wróciła.
Były mąż nie kiwnie palcem
Kobieta mieszkała z mężem w dwupokojowym lokalu należącym do miasta. – Były mąż obiecał, że jak otrzymam kawalerkę to się wyprowadzi – przekonuje Nowak. – To dwupokojowe jest o niebo lepsze dla matki z piątką dzieci – dodaje, spoglądając na trzyletnią córkę. Problem w tym, że i za przyznaną kawalerkę i za stare mieszkanie trzeba zapłacić kaucję. Pieniądze kobieta ma na połowę pierwszej kaucji, a to niewiele. Za jednopokojowe mieszkanie z miasta musi wyłożyć 1050 zł, za mieszkanie, w którym spędziła część życia – ponad dwa tysiące. Były mąż nie da ani grosza. Jak twierdzi, nie ma z czego. – Mówi, że to moja sprawa. Jak znajdę pieniądze, to się wyprowadzi. Tylko skąd? Banki nie udzielą kredytu matce z alimentami. Co z tego, że otrzymuję je regularnie. Na to nie patrzą – mówi zrozpaczona. – Nie wiem co robić – rozkłada ręce. I pyta ze łzami w oczach, dlaczego musi płacić kaucję za mieszkanie, w którym jest zameldowana.
Opłaty są konieczne
Były mąż musi przeprowadzić się na kawalerkę. To wymóg administracyjny. Wtedy kobieta dostanie przydział do mieszkania starego, którego on był najemcą. Stąd też druga kaucja. Justyna Nowak musi nająć mieszkanie, podpisać umowę i wpłacić odpowiednią kwotę. – Czekamy aż tak się stanie. Opłaty będą, bo są konieczne. Były mąż pani Nowak może złożyć wniosek o rozłożenie kaucji na raty. Póki co, tego nie robi – mówi Wojciech Gruszczyk, z referatu spraw lokalnych. – Pewnych spraw administracyjnych się nie ominie. Nikomu nie przyznaliśmy mieszkania tak szybko, jak w tej sprawie – zapewnia.
Mieszkanie czeka
Kawalerka już dwa miesiące stoi pusta. Inni potencjalni lokatorzy zaczynają się tym faktem interesować. – Próbowałam już wszystkiego. Z każdej instytucji wchodzę ze spuszczoną głową. Nie myślę pozytywnie – płacze kobieta. – Może ktoś pomoże mi zebrać pieniądze. Mogę je odpracować. Nie boję się pracy – błaga. – Nie chodzi o to, by otrzymać pomoc za darmo, ale o to, że potrzebuję jej już – mówi z rozżaleniem.
(mag.)