Trzydzieści metrów kłopotu
Mieszkańcy przekazali ulicę miastu w darowiźnie w związku z budową kanalizacji. Wykopy oznaczały zniszczenie asfaltu. Miasto było zobowiązane do odtworzenia nawierzchni. – Ale żeby mogło to zrobić, musieliśmy mieć tytuł prawny do ulicy – wyjaśnia Marek Hawel, burmistrz Pszowa.
Problemem okazał się natomiast 30-metrowy odcinek prywatnej ulicy nie objęty budową kanalizacji, który mieszkańcy również chcieli przekazać miastu. Notariusz odmówił sporządzenia aktu darowizny. Był problem z ustaleniem własności. Z ksiąg wieczystych wynikało, że właścicielami są mieszkańcy. Tymczasem dwie z sześciu działek, na których znajduje się 30-metrowy odcinek drogi, były przedmiotem procesu sądowego. Procesu, który skończył się wyrokiem przyznającym owe działki miastu. Według notariusza ludzie nie mogli więc przekazać czegoś, co do nich nie należało. Tylko że władze Pszowa nie miały żadnego papieru, który by potwierdzał własność działki. – Wystąpiliśmy do sądu o odpis wyroku sądu. Okazało się, że wyrok nie był prawomocny. Więc działki dalej były w rękach prywatnych – mówi burmistrz. Ostatecznie miasto przejęło resztę drogi aktem notarialnym 20 września. W październiku można spodziewać się remontu problematycznego odcinka.
Ulica Rejtana powstała jeszcze w czasach komunistycznych. Władza ludowa nie miała w zwyczaju pytania właścicieli o zgodę na zajęcie gruntu pod drogę. Czasy się zmieniły. Obecnie władze nie mogły nic zrobić na szosach leżących na prywatnych gruntach, w tym naprawiać asfaltu, odśnieżać. To kosztowne czynności, na które nie stać ludzi. Nic dziwnego, że mieszkańcy skwapliwie skorzystali z okazji przekazania miastu gruntu z drogą.
(tora)