Choroba uchroniła go przed niewolą
Młodość pana Józefa związana jest z Gorzyczkami. Tutaj się wychowywał. W wieku 20 lat poznał przyszłą żonę Elżbietę. – Była młodszą siostrą mojego kolegi. Kiedyś go odwiedziłem w domu i mi się jakoś tak spodobała – opowiada pan Józef. Na „zolyty” chodził 5 lat. Zanim w 1935 roku para wzięła ślub musiała przetrwać 2-letnią rozłąkę spowodowaną służbą wojskową pana Józefa. W 1931 roku został żołnierzem 7 Pułku Piechoty Legionów, bazującego w Chełmie Lubelskim. Po powrocie z wojska został listonoszem w Gorzycach i był nim aż do wybuchu II wojny światowej.
Przez piłkę wychowywał młode pokolenie
Praca zawodowa nie przeszkodziła mu w działalności społecznej. Przed wojną prowadził Związek Strzelecki. Był też jednym z założycieli drużyny piłkarskiej Strzelec. Futbol na zawsze pozostał jego pasją. – Do dziś lubi oglądać mecze, chociaż nie wszystko już z nich rozumie – mówi Teresa Bartuś, najmłodsza córka pana Józefa. Jej ojciec był więc przedwojennym społecznikiem, człowiekiem, który dbał o patriotyzm i tężyznę fizyczną młodego pokolenia. Nie mogło być inaczej wszakże pan Józef jest synem powstańca śląskiego. Sam w czasie powstań wraz ze starszym bratem Pawłem roznosił ulotki propagandowe i polską prasę. Przed wybuchem wojny wstąpił do Oddziałów Obrony Narodowej. We wrześniu 1939 walczył z Niemcami na terenie Gorzyczek i Gorzyc. Później miał sporo szczęścia. Uniknął niemieckiego wojska, bo zachorował na zapalenie wyrostka robaczkowego i musiał przejść operację. W 1940 roku trafił jednak na roboty przymusowe. Po wojnie wrócił do Gorzyc i ponownie pracował jako listonosz, tym razem w Rybniku. Później był kierownikiem dwóch rybnickich hoteli.
Chleba braknąć nie mogło
Pan Józef doczekał syna oraz dwóch córek. Jedna z nich od kilku już lat nie żyje. Ma też 6 wnuków i 7 prawnuków. Od 19 lat jest wdowcem. Dziś mimo wieku cieszy się dobrą formą, która pozwala mu w dużym stopniu funkcjonować samodzielnie. Specjalnej tajemnicy długowieczności nie ma. – Ojciec mało pił alkoholu, prawie wcale. Do 70 roku życia palił niestety sporo papierosów, ale po jednej z operacji musiał z nałogiem zerwać. Za to do każdego posiłku musi mieć chleb. Tego akurat zabraknąć nigdy nie mogło – podkreśla córka Teresa.
Artur Marcisz