Alpine chce ponad miliard odszkodowania
Sprawa dotyczy robót na odcinku od Gorzyczek do Świerklan. W grudniu 2009 r. firma Alpine musiała opuścić plac budowy. Powód? Zbyt duże opóźnienia w realizacji zadania. – Domagamy się odszkodowania, ponieważ naszym zdaniem kontrakt na budowę tego odcinka autostrady został rozwiązany z naruszeniem prawa. Nie otrzymaliśmy m.in. zapłaty za roboty już wykonane. Poza tym straciliśmy gwarancje bankowe i zaplanowane zyski – mówi Roman Sailer, dyrektor oddziału Alpine Bau ds. inżynierii lądowej w Polsce.
– Nie zgadzamy się z roszczeniami firmy w całości. Sprawa sądowa nie zakończyła się i będziemy wykazywać nasze racje – mówi Marcin Hadaj, rzecznik GDDKiA.
Po 9 miesiącach (sierpień 2010) rozstrzygnięto przetarg na dokończenie robót. Wygrała firma… Alpine. – Nasz powrót na budowę nie oznacza złagodzenia naszego stanowiska. To dwie odrębne sprawy – mówi Roman Sailer.
Alpine chce ponad miliard odszkodowania
Koncern do dziś sądzi się z GDDKiA o nieprawne jego zdaniem zerwanie kontraktu na budowę odcinka autostrady A1 Świerklany – Gorzyczki. Alpine wyrzucono z budowy w grudniu 2009 r. Teraz prawnicy Austriaków poszerzyli powództwo o wypłatę gigantycznego odszkodowania. Do tej pory odbyło się kilka rozpraw. – Domagamy się 1,1 mld zł odszkodowania, ponieważ naszym zdaniem kontrakt na budowę tego odcinka autostrady został rozwiązany z naruszeniem prawa – powiedział nam Roman Sailer, dyrektor oddziału Alpine Bau ds. inżynierii lądowej w Polsce. – Sprawa dotyczy wielu kwestii. Nie otrzymaliśmy m.in. zapłaty za roboty już wykonane. Poza tym straciliśmy gwarancje bankowe i zaplanowane zyski. Do tego oczywiście dochodzi sprawa źle zaprojektowanego mostu w gminie Mszana czy niewybuchów, które pojawiły się na terenie budowy, a nie były ujęte w specyfikacji przetargu – dodaje Sailer.
Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad obstaje przy swoim. – Nie zgadzamy się z roszczeniami firmy w całości. Sprawa sądowa nie zakończyła się i będziemy wykazywać nasze racje – mówi rzecznik GDDKiA Marcin Hadaj dla „Dziennika Gazety Prawnej”.
Już byśmy jeździli
Przypomnijmy: Generalna Dyrekcja rozwiązała kontrakt z wykonawcą ze względu na opóźnienia. Dorota Marzyńska, rzecznik katowickiego oddziału GDDKiA mówiła wówczas „Nowinom Wodzisławskim”, że prace powinny być ukończone w 85 proc., a były zakończone w połowie. Urząd zarzucał również firmie brak harmonogramu nadrobienia opóźnień. Według pierwszego harmonogramu dziś już jeździlibyśmy nowym odcinkiem.
Mogłoby się coś urwać
Alpine Bau tymczasem tłumaczyło, że za opóźnienia odpowiada złe przygotowanie terenu pod inwestycję. Samo czyszczenie z niewybuchów zajęło pięć miesięcy. Dla konsorcjum usunięcie go z placu budowy było pretekstem do ukrycia błędów w przygotowaniu inwestycji przez GDDKiA. Firma za źle zaprojektowany i grożący katastrofą budowlaną uznała most nad doliną łączącą Połomię z Mszaną. Podpierała się przy tym trzema niezależnymi ekspertyzami. GDDKiA zamówiła swoją ekspertyzę u prof. Kazimierza Flagi z Politechniki Krakowskiej. Jego opracowanie było tajne. Dopiero 5 stycznia na rozprawie sądowej profesor zeznał, że z mostu mogłoby się coś urwać. Według nowego harmonogramu graniczny odcinek A1 ma być gotowy do marca, kwietnia 2012 roku. Nie jest pewne. czy do tego czasu zakończy się sądowa batalia między inwestorem a wykonawcą.
(tora)