Kiedy mam ryzykować jak nie teraz
Tomasz Raudner – Zastępca burmistrza to inna praca od tego, co robił pan dotąd w Starostwie Powiatowym i Urzędzie Miasta Wodzisławia. Tutaj będzie pan na świeczniku.
Zbigniew Podleśny – To moja pierwsza praca, gdzie jednoznacznie z nazwiskiem kojarzą się pewne wydarzenia. Moja pierwsza praca, którą ciepło wspominam, i która dała mi dużo pod kątem nauki, była to praca w kancelarii radcowskiej w Wodzisławiu. Byłem asystentem radcy prawnego. Była to praca w zasadzie w biznesie, z przedsiębiorcami. Tamta praca najbardziej mnie ukształtowała jako człowieka i pracownika. System wartości, nastawienie na cel, nieufność wobec sztywnych procedur. Kiedy procedura przeważa nad osiągnięciem celu, budzi się we mnie wewnętrzny sprzeciw. Później miałem prawie półtoraroczny epizod w inspekcji sanitarnej. Tam zajmowałem się zagadnieniami prawnymi, co dla mnie jako prawnika było ciekawym doświadczeniem. Potem przyszedł czas na Starostwo Powiatowe w Wodzisławiu. Tam na początku byłem inspektorem, potem zastępcą naczelnika oświaty. To był mój pierwszy kontakt z funduszami unijnymi. Brałem m.in. udział w projekcie, w wyniku którego powstało boisko ze sztuczną nawierzchnią przy Zespole Szkół Budowlanych. A potem urząd miasta. W mieście, jeśli mówimy o funduszach unijnych, to były głównie projekty związane z marketingiem terytorialnym. A ostatni projekt, który kończyłem – system informacji kulturalnej – jest trochę inwestycyjny, trochę miękki. To remont holu muzeum, to infomaty, fotokody, oznakowanie zabytków, itd. Dotychczas miałem szczęście do przełożonych. Pozwalali się wykazać, byli otwarci.
Czyli życie urzędnicze nie jest panu obce, ale z byciem na świeczniku oswaja się pan, tak?
Szefem jest burmistrz miasta i to on podejmuje decyzje. Natomiast oczywiście nazwisko będzie się częściej pojawiało. Twarz będzie bardziej znana, niż dotychczas. Stanie się to siłą rzeczy, zwłaszcza, jak pojawią się negatywne sygnały. Kiedy coś nie zadziała, mieszkańcy będą chcieli to spersonalizować. Kto odpowiada? No ten i ten. I pada nazwisko, które do tej pory było ukryte. Tym bardziej, że jeszcze nie pracowałem na rzecz mojego miasta.
Miałem okazję rozmawiać z pana poprzednikiem burmistrzem Piotrem Śmieją, który mówił o panu, że gratuluje i współczuje.
Czytałem ten wywiad. Było to sympatyczne i trafne zarazem stwierdzenie. Bo z jednej strony jest to dla mnie zaszczyt pracować na rzecz Radlina i to jako zastępca burmistrza. Natomiast ta praca wiąże się z ogromnym ryzykiem. Jeśli będzie dobrze, to może ktoś pochwali, albo przejdzie nad tym do porządku, bo tak ma być. Ale jest ryzyko, że jak coś nie wyjdzie, to i reputacja może ucierpieć, i nazwisko. Ale myślę, że życie jest za krótkie, by nie ryzykować. Moja decyzja nie była oczywista i prosta. To było ważenie, pisanie na kartce za i przeciw. Okres wodzisławski był całkiem dobry. Praca była bardzo ciekawa. Zespół ludzi miałem zgrany. I pojawia się propozycja, która kusi. Powiedziałem sobie – moment chłopie, kiedy masz ryzykować, jak nie teraz. Z drugiej strony nie chciałem kiedyś obudzić się i stwierdzić: kurcze, można było zrobić tyle fajnych rzeczy, a zostało się w ciepełku.
W zakończonej niedawno kampanii wyborczej padały z ust przeciwników pani burmistrz słowa, że miasto potrzebuje kopa, że zaprzepaszcza swoje szanse i nie ściąga tyle pieniędzy unijnych, ile by mogło. Czy uważa pan, że można stworzyć w mieście coś nowego, fajnego?
Kampania, mam wrażenie, że jeszcze trwa. Emocje jeszcze nie opadły. Taka kampania dotychczas w Radlinie nie zdarzała się. Była napięta, mocno emocjonalna. Zawsze w kampanii wyciąga się negatywy przemilczając zasługi przeciwnika wyborczego. Myślę, że myśmy w Radlinie mocno przyzwyczaili się do tego co mamy. Dobrych rzeczy już nie zauważamy. Dom sportu był i jest. Sokolnia, domy kultury zawsze były i są i uznajemy to za coś normalnego. Musimy też pamiętać, że Radlin nie ma budżetu kilkusetmilionowego, tylko około czterdziestomilionowy. To też wyznacza granice inwestycji. Myślę, że powinniśmy poprawić bazę do aktywnego spędzania czasu. To w krótkim horyzoncie czasowym. W dłuższym to na pewno wykorzystanie radlińskiej strefy aktywności gospodarczej, pogłębienie dialogu z przedsiębiorcami z Radlina oraz przyciągnięcie nowych.
Ale nawet pana poprzednik zauważał, że działka pozyskiwania pieniędzy unijnych kulała. Więc być może i stąd pana transfer, by ten dział ożywić.
Działo się sporo rzeczy z wykorzystywaniem środków zewnętrznych, w tym z budżetu państwa. Zawsze może być lepiej, to na pewno. Nie ukrywam, że jednym z oczekiwań pani burmistrz jest intensyfikacja działań na polu pozyskiwania środków.
Z pracownikami, przynajmniej tymi podległymi panu, poznał się pan już dobrze?
Czy dobrze, proszę zapytać za kilka tygodni. Ale jak najbardziej kojarzę. Plus małego urzędu. Spotykam się z nimi często, wiele spraw omawianych jest zespołowo.
Rozmawiał Tomasz Raudner