Mój wiek jest plusem
– Magdalena Szymańska: To stanowisko miał pan obiecane już w trakcie kampanii wyborczej?
– Błażej Tatarczyk: Nie. Byłem tym zaskoczony. W czasie kampanii nie toczyły się żadne rozmowy na temat stanowisk. Propozycja pojawiła się dopiero po wyborach. Zastanawiałem się długo i proszę mi wierzyć, decyzja nie była łatwa. Musiałem wziąć pod uwagę wiele czynników, w tym fakt, że jestem młody. Sam wiek traktuję jako atut, co w połączeniu z dziesięcioletnim doświadczeniem zawodowym przekonało mnie do przyjęcia propozycji zastępcy wójta.
– Młodość nie wszystkich przekonuje. Mieszkańcy będą bacznie śledzić pana poczynania, to trudny początek.
– Przede wszystkim mieszkańcy są po to, by patrzeć mi na ręce. To, że mam 27 lat jest plusem. Mam sporo zapału i chęci, nie jestem osobą wypaloną zawodowo, choć trudniłem się różnymi rzeczami. Pracowałem w Komendzie Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Wodzisławiu i Akademii Humanistyczno-Ekonomicznej, gdzie zajmowałem stanowisko dyrektora ds. szkół i kursów Instytutu Postępowania Twórczego.
– Jak z perspektywy czasu ocenia pan tę uczelnię? Z uwagi na uchybienia prawne ledwie przetrwała.
– AHE to ośrodek, który ma przebicie na rynku czeskim. Stwarza bowiem takie możliwości, by kształcili się w nim studenci z Czech. Jeśli uczelnia będzie wypełniała wymogi Państwowej Komisji Akredytacyjnej, opinie, które na jej temat krążą zaczną się zacierać. To ośrodek, który pobudza życie na Wilchwach, dzięki niemu dzielnica trochę odżyła. Miałem okazję korzystać z oferty edukacyjnej uczelni w Częstochowie, Chorzowie i przyznam, że organizacja AHE nie pozostawia aż tak dużo do życzenia, jak one.
– Czym będzie zajmował się wicewójt Mszany?
– Będę miał pod sobą kulturę, sport oraz sprawy związane z ich reorganizacją. Zastanawiam się, czy lepszym rozwiązaniem od sytuacji obecnej nie byłoby połączenie WOKiR-ów w jeden ośrodek, zarządzany przez jednego dyrektora. Będę tę sprawę analizował. Zwrócę też szczególną uwagę na polepszenie oferty kulturalnej. Doświadczenie, jakie zdobyłem w dziale promocji AHE, z pewnością pomoże mi stworzyć wariant zróżnicowany, adresowany do różnych grup odbiorców. Z tego co się orientuję, będę miał pod sobą referat planowania inwestycji i gospodarki komunalnej. Będę także pomocny w pracach związanych z reorganizacją urzędu. Już dziś wiemy, że zostaną wyłonione nowe komórki, ale na szczegóły należy poczekać, najprawdopodobniej do połowy lutego.
– A kontakty z radnymi? Dla wielu z nich mógłby pan być synem.
– Synem jednego z nich jestem faktycznie. Mój tata jest radnym już trzecią kadencję, więc jakąś wiedzę na temat jej funkcjonowania mam. Dzięki niemu mogłem też zapoznać się z problemami gminy. Myślę, że doświadczenie zawodowe wójta plus mój zapał stworzy bardzo dobrze działający duet. Trzeba tchnąć w gminę ducha dwudziestego pierwszego wieku. Tu jest wiele możliwości, trzeba tylko chcieć.
– Pierwsze decyzje...
– Dotyczyć będą reorganizacji ośrodków kultury. Przede mną pierwsze spotkania z dyrektorami i pracownikami. Chcę zapoznać się z ich opiniami, bo znają problem od środka. Do ich propozycji chcę dołożyć swoje pomysły. Duży nacisk będę kładł na to, o czym mówiliśmy w kampanii, a więc na współpracę wszystkich sołectw. Póki co nie ma wspólnego dążenia do celu i chcę to zmienić. Będę starał się poprawić sytuację w Gogołowej i Połomi, bo tam wciąż brakuje atrakcyjnych form rozrywki.
– Nawiązał pan do kampanii. Jak ją pan ocenia?
– Kampania wyborcza była bardzo ciężka. Kosztowała mnie sporo czasu i poświęcenia. Niektórzy zarzucają mi, że była ona chamska. Moim zdaniem dostosowaliśmy ją do kampanii przeciwników. Dzięki takiej strategii osiągnęliśmy sukces. Mieszkańców, którzy czują się urażeni moim zachowaniem, przepraszam i proszę, by nie oceniali mnie z perspektywy kampanii wyborczej, bo ta rządzi się swoimi prawami. Chciałbym, by opinie na mój temat był wygłaszane przez osoby, które miały ze mną kontakt. Inne bywają krzywdzące. Z wyniku kampanii jestem zadowolony. 5 grudnia przekonałem się, że wysiłek nie poszedł na marne. Dzięki temu mogę sprawdzić się jako zastępca i udowodnić, że jestem odpowiednią osobą na tym stanowisku. Dołożę wszelkich starań, by mieszkańcy czuli, że są zmiany i to w dobrym kierunku.
– Jaki jest Błażej Tatarczyk prywatnie?
– Rodzice są dla mnie autorytetami. To oni wychowali mnie na odpowiedzialnego człowieka. Przekonywali mnie, że trzeba dążyć do celów, nawet tych z pozoru dalekich. Dzięki nim mam zapał i upór, nauczyli mnie ciężkiej pracy. Prywatnie... czytam, przede wszystkim książki z dziedziny psychologii, to mnie pochłania. Basen to mój żywioł, interesuje mnie także renowacja mebli. Teraz na to wszystko będę miał o wiele mniej czasu.
– Znajomi ucieszyli się z pana awansu?
– Byli zaskoczeni, a to dlatego, że wielu o mojej pracy dowiedziało się dopiero pierwszego lutego. Zareagowali bardzo pozytywnie. Wielu z nich pamięta jak pracowałem na zmywaku. I przyznam, że te osoby najżyczliwiej przekazywały mi gratulacje. Doświadczenia z tej pracy są dla mnie cenne. To tam po raz pierwszy uczyłem się współpracy z ludźmi, pewnego obycia i szacunku do osób, które wykonują ciężką pracę.
– Są kwestie, których obawia się pan szczególnie?
– To trudne pytanie. Z pewnością obawiam się spraw typowo społecznych, które nie będą łatwe, a dotyczyć mogą bytu ludzi. Nie zawsze można pomóc. Zdarza się, że na przeszkodzie stoją przepisy prawne. Czymś innym jest dobra wola, a czymś innym prawne regulacje. I o tym często się zapomina. Z pewnością, jako wicewójt, będę dokładnie analizował każdy problem.
– Trudno być następca Janusza Wity?
– Chcę w tym miejscu podziękować Januszowi Wicie, bo udzielił mi wielu cennych uwag na temat mojej pracy i obowiązków. Chciałbym być tak obeznany w tych sprawach, jak on. Jest dla mnie przykładem, do którego będę starał się dążyć. Fakt, że znalazł się w sejmiku śląskim jest potwierdzeniem jakości jego pracy.
(mag)