Pasy spłynęły z deszczem
Pod koniec ubiegłego roku na zlecenie urzędu gminy na ulicy Jana Nepomucena w Lubomi wymalowane zostało poziome oznakowanie. Wytyczono przejścia dla pieszych, linie wyznaczające pasy ruchu, a także linie ciągłe wzdłuż poboczy. Oznakowanie miało przede wszystkim poprawić bezpieczeństwo pieszych na ruchliwej i zarazem dość wąskiej drodze. Urzędnicy chcieli też zniechęcić kierowców do zajmowania pasów jezdni. Za parkowanie przy ciągłej linii bądź zbyt blisko przejścia dla pieszych mogłyby się posypać mandaty.
Po farbie ani śladu
Jakież więc było zdziwienie nie tylko urzędników, ale i mieszkańców Lubomi, kiedy okazało się, że po kilku dniach po pasach nie zostało ani śladu. Droga wygląda jakby nigdy nie dotknęła jej jakakolwiek farba. – Po co malowali to w tak beznadziejnym czasie? Przecież wtedy mocno lało. Śmiechu warte. Ciekawe kto za to zapłaci – zastanawia się pan Michał, który zadzwonił do nas w tej sprawie.
Wykonawca poprawi fuszerkę
W gminie uspokajają – za fuszerkę zapłaci wykonawca. A uściślając – wymaluje pasy jeszcze raz. W ramach gwarancji. – Umowa jaką zawarliśmy z wykonawcą na oznakowanie drogi przewiduje, że firma pokryje wszystkie koszty związane z koniecznością ewentualnych poprawek – zapewnia Maria Fibic, zastępca wójta. Zdaniem urzędników to firma zawaliła, więc ona musi ponieść koszty. Tyle, że to urząd gminy zlecił wykonanie oznakowania poziomego drogi z początkiem zimy, kiedy raczej wszelkie roboty drogowe odkłada się na wiosnę. – Owszem, ale firma miała to zrobić w takim dniu, kiedy były ku temu odpowiednie warunki. Tymczasem malowaniem zajęła się akurat wtedy gdy padał deszcz. Drogowcy spieszyli się na inną robotę – wyjaśnia Bogdan Burek, kierownik referatu gospodarki komunalnej i zarządzania kryzysowego.
(art)