Trzy pożary na Marcelu, mieszkańcy się boją
Przed tygodniem, 14 marca spłonęła kamienica przy ul. Mielęckiego w Radlinie. Na Marcelu wybuchły kolejne pożary. Coraz częściej słychać głosy o podpalaczu grasującym na osiedlu.
Dziewięć rodzin, łącznie 33 osoby, mieszka od tygodnia pod nowymi adresami. To poszkodowani w pożarze familoka przy ul. Mielęckiego. Siedmiu rodzinom Spółdzielnia Mieszkaniowa Marcel, do której należy budynek, znalazła mieszkania dzień po pożarze w Radlinie. – Jeden spółdzielca, emeryt, zdecydował się na mieszkanie w Wodzisławiu na Wilchwach – mówi Bronisław Kutnyj, prezes SM Marcel. Jedna pięcioosobowa rodzina, która miała nakaz eksmisji, trafiła do mieszkania socjalnego w budynku Inco w zasobach miejskich.
Zdążyli wyjść
Pożar wybuchł około godz. 18.00. Mieszkańcy zdołali wyjść. Nikomu nic się nie stało. Płomienie objęły dach budynku. Żywioł rozprzestrzeniał się z dużą prędkością. Istniało ryzyko przedostania się ognia na drzewa i sąsiednie budynki. Straż pożarna rzuciła do walki 20 zastępów i dwa wozy operacyjne. W sumie w gaszeniu brało udział około 70 strażaków zawodowych i ochotników z powiatów wodzisławskiego, rybnickiego i Żor. Gaszenie, także rozbieranie pogorzeliska trwały do nocy. Straty sięgnęły około pół miliona zł. Wciąż nieznana jest przyczyna pożaru. Śledztwo wszczęła wodzisławska policja. – Przekazaliśmy materiały Prokuraturze Rejonowej w Wodzisławiu. Wyjaśnieniem przyczyn zajmie się biegły z dziedziny pożarnictwa – mówi mł. asp. Marta Czajkowska, rzecznik wodzisławskiej policji.
Stracili dobytek
Mieszkańcy odkryli ogrom zniszczeń dopiero nazajutrz po pożarze. Noc, kiedy ogień trawił dach i poddasze familoka, ludzie spędzili u bliskich. Rano przybyli do swoich mieszkań. Zastali zgliszcza, zalane pomieszczenia. Płakali. Byli zrozpaczeni. – To cały mój dobytek – mówi Ireneusz Warych, jeden z lokatorów. Po oględzinach pogorzeliska powiatowy inspektor nadzoru budowlanego pozwolił mieszkańcom wejść do mieszkań i pozbierać rzeczy, które uważali na wartościowe. Potem mieszkania musieli opuścić. Inspektor orzekł, że w obecnym stanie budynek nie nadaje się do zamieszkania.
Dostali mieszkania
Jeszcze w dniu pożaru, wieczorem, władze Radlina przygotowały pomoc pogorzelcom. – Zarezerwowaliśmy im noclegi w hotelu w Pszowie. Nikt jednak nie zdecydował się skorzystać – mówi Zbigniew Podleśny, zastępca burmistrza. Radlinianie wybrali noclegi u bliskich. Następnego dnia spotkanie z poszkodowanymi zorganizowała spółdzielnia. – Zabezpieczyliśmy im mieszkania w naszych zasobach poza rodziną, która trafiła do mieszkania socjalnego. Wykorzystaliśmy mieszkania, które były przeznaczone do sprzedaży w przetargu – mówi prezes Kutnyj.
Posiłki i kolekta
Wspieranie pogorzelców koordynuje Ośrodek Pomocy Społecznej w Radlinie. Z tą placówką powinien kontaktować się każdy, kto może podarować np. odzież, buty, środki czystości, sprzęty codziennego użytku, meble i wszystkie rzeczy mogące się przydać w codziennym życiu. Krystyna Kryszewska, dyrektor OPS mówi, że ludzie od razu, nawet nie czekając na żadną zorganizowaną akcję, zaczęli znosić rzeczy. Radliński SLD przygotował paczki z żywnością. Parafia w Biertułtowach w niedzielę przeprowadziła specjalną kolektę na rzecz potrzebujących. OPS udostępnił także pogorzelcom Punkt Wydawania Posiłków przy Przedszkolu nr 2. Mogli tam liczyć na ciepłą kawę czy herbatę.
Familok do odbudowy
Zniszczony familok niedawno był remontowany. Wymieniono w nim m.in. dach. Spółdzielnia Mieszkaniowa Marcel od razu podjęła decyzję o odbudowie familoka. – Biegły zajmuje się teraz oceną stanu budynku. Jak już będziemy wiedzieli, co trzeba robić, od razu przystępujemy do prac – zapewnia prezes Kutnyj. Niespodziewany wydatek około pół miliona zł to znaczny wysiłek finansowy dla spółdzielni. – Prawdopodobnie uruchomimy dodatkowe środki. Na pewno z tego powodu nie będziemy rezygnować z innych inwestycji – mówi prezes. Spółdzielnia czeka też na odszkodowanie.
Kolejne podpalenia
Kiedy wszyscy próbowali poukładać sobie sprawy po dramacie w familoku, na Marcelu wybuchły kolejne pożary. 17 marca około godz. 16.00 paliła się piwnica jednego z budynków przy ul. Mielęckiego. Tego samego dnia około godz. 19.30 płonęły ubrania na poddaszu tego samego budynku. Były owinięte o poręcz na klatce schodowej. Budynek ten znajduje się kilkadziesiąt metrów od kamienicy, której poddasze spłonęło w poniedziałek 14 marca. Mieszkańcy nie mają wątpliwości. – Widać, że to robota podpalacza. Boimy się tutaj mieszkać – mówią.
– Daleka byłabym od mówienia, że doszło do podpaleń. Nie łączymy obu zdarzeń, przynajmniej na razie prowadzone są odrębne postępowania. Natomiast niczego nie można wykluczyć. Będziemy sprawdzali również hipotezę o podpaleniu – mówi mł. asp. Marta Czajkowska, rzecznik wodzisławskiej policji.
– Daleka byłabym od mówienia, że doszło do podpaleń. Nie łączymy obu zdarzeń, przynajmniej na razie prowadzone są odrębne postępowania. Natomiast niczego nie można wykluczyć. Będziemy sprawdzali również hipotezę o podpaleniu – mówi mł. asp. Marta Czajkowska, rzecznik wodzisławskiej policji.
Tomasz Raudner