W Turzy obok nadajnika umierają ludzie
Odkąd postawiono tutaj nadajnik telefonii komórkowej w odległości nie większej niż 300 metrów, na raka zachorowało co najmniej 12 osób. Cztery osoby już przegrały walkę z chorobą. Maria Sosna (na zdj.) nie ma wątpliwości, że jej choroba to efekt bliskiego sąsiedztwa fal elektromagnetycznych.
– Odkąd postawili ten nadajnik żyjemy w ciągłym strachu. Wcześniej nikt tu nie chorował. Okolica była spokojna. A teraz większość ludzi na coś choruje. Nawet zwierzęta nie dają sobie rady. Pies nie potrafi dożyć 8 lat – opowiada Krystyna Kućmierz, której córka od 3 lat zmaga się z rakiem. Na raka 3 lata temu zachorowała również Maria Sosna. Ma wycięte węzły chłonne. – Choruję ja, choruje mój mąż, chociaż akurat nie na nowotwór, ale na coś czego nawet lekarze nie potrafią zdiagnozować. Choruje młoda sąsiadka, u której wykryto guza w piersi. Takich zachorowań jest tu bardzo wiele. To nie jest normalne – mówi pani Maria.
Przerażające żniwo
W ciągu ostatnich lat w bliskim sąsiedztwie nadajnika na raka zachorowało co najmniej 12 osób. Zdecydowali się o tym mówić i to udokumentować. Cztery osoby już przegrały walkę z chorobą. Opis kart chorobowych tych ludzi wywołuje ponure wrażenie. Nowotwór sutka, rak trójkąta zatrzonowcowego, rak wargi dolnej, nowotwór trzustki, nowotwór złośliwy nerwów czaszkowych – to tylko niektóre diagnozy. Wszyscy dotknięci tymi ciężkimi chorobami mieszkają bądź mieszkali nie dalej jak 300 metrów od nadajnika. Chorych jest więcej, ale nie wszyscy zdecydowali się na ujawnienie swoich kart chorobowych. Ci, którzy postanowili walczyć apelują o pomoc. – Jak trzeba usunąć kilka drzew to najpierw się je mierzy, debatuje czy w ogóle można je wyciąć. A o ludzi nie dba się w ogóle – nie kryje zdenerwowania Teresa Kopacz, która w grudniu ubiegłego roku pochowała męża. – Zmarł w wyniku wyczerpania chorobą nowotworową – dodaje ze łzami w oczach.
Nie chcą żyć w cieniu dwóch wież
Zgodę na budowę stacji przy ulicy 27 Marca wydało starostwo powiatowe. Ludzie próbowali protestować, ale ich głosu nikt pod uwagę nie wziął. – Co gorsza, od tego czasu na wieży pojawiły się kolejne nadajniki, a mimo to nikt nie skontrolował nasilenia promieniowania – mówi Krystyna Kućmierz. W lutym tego roku 200 metrów od pierwszej wieży zaczęto stawiać drugą. Starosta „przeciągał” wydanie decyzji zezwalającej na jej budowę. Próbował powstrzymać inwestycję. Wielokrotnie wzywał inwestora do uzupełnienia dokumentacji. Ostatecznie nie miał wyjścia i decyzję wydał. Nadajnik stanął w ekspresowym tempie. Trwa procedura jego uruchomienia. Dopiero to zmobilizowało mieszkańców do walki. – Chociaż mieszkam w Turzy, to jeszcze niedawno nie wiedziałem, że sytuacja jest tu tak dramatyczna. Dopiero kiedy w pobliżu starego nadajnika w szybkim tempie postawiono ten drugi, ludzie się ujawnili – mówi Maria Jakubczyk, radna, do której o pomoc zwrócili się mieszkańcy.
– Wcześniej nie mieliśmy do tego głowy. Jak chorują i umierają najbliższe osoby, to, proszę mi wierzyć, że nie ma czasu na to, by walczyć jeszcze o cokolwiek innego niż o ich zdrowie i życie – mówi Barbara Grabiec, która mieszka w sąsiedztwie pierwszego masztu. W ciągu kilku lat na raka zmarła jej matka i brat. – Mi to już nawet nie chodzi o siebie, ale tu mieszkają nasze dzieci i wnuki – dodaje Maria Sosna. Nie wszyscy wierzą w to, że z decyzjami urzędników i sieciami komórkowymi uda się wygrać. Jedna z rodzin zdecydowała się na sprzedaż domu. Chce stąd wyjechać jak najdalej.
Urzędnicy: robimy to co nakazuje nam prawo
Rodziny chorych mają pretensje do urzędników ze starostwa o to, że nikt nie powiadomił ich o planach budowy drugiej wieży. Stało się tak, bo zgodnie z prawem nie są oni stroną postępowania w sprawie wydania pozwolenia na budowę nadajnika. – Nawet wójt dopiero ode mnie dowiedział się o tym, że stawiają tu ten drugi nadajnik – mówi Maria Jakubczyk.
– Prawo zezwalające na budowę nadajników w każdym miejscu jest absurdalne. W konsekwencji sieci wybierają działki między domami, bo te wyposażone są we wszystkie media i postawienie masztu jest wtedy mniej kosztowne. Przerabiamy to w Gorzycach (od 10 lat mieszkańcy walczą tu o zablokowanie budowy stacji bazowej – przyp. red.), gdzie proponujemy operatorowi miejsce w miarę odludne, ale ten się uparł, by budować między domami – mówi Piotr Oślizło, wójt Gorzyc.
Mieszkańcy Turzy zwrócili się do starosty o uchylenie decyzji o pozwoleniu na budowę drugiego nadajnika. Ten nie znalazł jednak żadnych okoliczności prawnych, by decyzję zmienić. Odwołali się więc do wojewody. W wodzisławskim starostwie tłumaczą się obowiązującym prawem. – Starosta musi przestrzegać przepisów prawa i działać w oparciu o nie. Chciałbym jednak przypomnieć, że to nie starosta tworzy te przepisy – odpowiada Wojciech Raczkowski, rzecznik Starostwa Powiatowego w Wodzisławiu. – W czasie odwołania żadna z osób nie powołała się na okoliczności związane z dużą liczbą zachorowań – dodaje.
Poseł interpeluje do ministra zdrowia
Sprawą zajął się poseł Adam Gawęda. 7 marca złożył do minister zdrowia Ewy Kopacz interpelację, w której pyta m.in. o to czy sprawa nadajników w Turzy zostanie w jakiś sposób zbadana. Do interpelacji dołączył opisy chorób, wraz z kartami chorobowymi 12 osób. – Nie jestem lekarzem, by rozstrzygać jaki jest powód tak wysokiej zachorowalności, ale ta sytuacja jest dla mnie zatrważająca i z pewnością nie jest to, normalne – uważa Adam Gawęda. – Nie rozumiem, dlaczego do tej pory ministerstwo zdrowia nie zleciło wykonania niezależnej ekspertyzy dotyczącej oddziaływania nadajników na ludzkie zdrowie. Poprzestano jedynie na ekspertyzach wykonanych na zlecenie operatorów sieci komórkowych. Z zagranicznych źródeł i artykułów wynika, że to promieniowanie, szczególnie jeśli jego wiązki na siebie się nakładają, jest szkodliwe. A w Turzy mamy jedną stację bazową, na której znajdują się trzy nadajniki, a teraz postawiono drugą wieżę – podkreśla Gawęda.
Sieć milczy
Inwestorem nadajnika przy ulicy 27 Marca jest Polkomtel SA, operator sieci Plus. W ubiegły czwartek poprosiliśmy firmę o odniesienie się do tej sprawy. Niestety do chwili zamknięcia numeru nie dostaliśmy odpowiedzi.
Artur Marcisz