Szykuje się wojna wójta z właścicielami ziemi na Dąbrowach
LUBOMIA – Czesław Burek straszy właścicieli gruntów, na których mają powstać Nowe Nieboczowy ekstra podatkiem, jeśli ci nie zgodzą się na sprzedaż.
Wielu właścicieli gruntów na Dąbrowach w Syryni nie zamierza sprzedawać ich po cenach zaproponowanych przez rzeczoznawców, wybranych przez Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej w Gliwicach. Ceny na poziomie od 13 do 25 zł za metr kwadratowy uważają za zbyt niskie. – W niedalekiej Zawadzie cena gruntów budowlanych wynosi około 40 zł. Dlaczego my mamy dostać tak mało? Wójt oburza się, że kupiliśmy grunty za grosze, a teraz chcemy z zyskiem je sprzedać. Chyba zapomniał, że jesteśmy w Unii i ceny gruntów rosną. Tymczasem jeśli mi wyceniono grunty na kilkanaście złotych, i od tego jeszcze będę musiała zapłacić opłatę planistyczną to na czysto dostanę około 10 zł za metr. Przecież to śmieszna cena jak na grunt budowlany – nie kryje żalu jedna z właścicielek terenu. Kobieta chce pozostać anonimowa.
O zmianę nie prosili, ale też zrezygnować z okazji nie zamierzają
Wójt na taką argumentację zgrzyta zębami. – A dzięki komu te tereny mają charakter budowlany? Przecież wartość tych działek wzrosła dzięki gminie, która dla Dąbrów uchwaliła plan zagospodarowania przestrzennego. Rolne ziemie o marnej jakości zamieniliśmy w działki budowlane. Za ten plan gmina musiała zapłacić – denerwuje się Czesław Burek, wójt Lubomi. Obawia się, że opór właścicieli gruntów może zablokować budowę wsi, co byłoby nie lada stratą dla całej gminy.
– Myśmy nikogo nie prosili o przekształcenie tej ziemi. To gmina wysnuła sobie wielomilionowe wizje, a nie my – odpowiadają mieszkańcy.
Na większe kwoty nie ma szans?
Dlatego właściciele gruntów nie zamierzają odpuścić. Wynajęli prawnika, który ma im pomóc w batalii o uzyskanie jak najlepszych warunków. – Jeśli RZGW nie zapłaci więcej, to po prostu nie zgodzimy się na sprzedaż. Wolimy poczekać, wartość tych gruntów będzie rosła. Nie kupi ich RZGW, to kupi je ktoś inny. Przecież to piękne tereny na przykład pod budownictwo ekologiczne – mówi nasza rozmówczyni.
Między właścicielami nie ma zgody co do tego za ile zgodzą się sprzedać ziemię. Jedni mówią, że musiałaby to być kwota od 25 do 30 zł. Inni od 35 do 40 zł. – Nie możemy zapłacić więcej niż wynika to z operatu szacunkowego – ucinają w RZGW. Również wójt nie wierzy, że Skarb Państwa zapłaci więcej, niż wyszacowali rzeczoznawcy. – To się nie zdarzało w przypadku wycen w Nieboczowach, nie zdarzy się również teraz – uważa wójt.
– Jesteśmy elastyczni, ale za kilkanaście złotych na pewno gruntów nie sprzedamy. Gdyby jeszcze ta opłata planistyczna była niższa i wynosiła tyle ile w sąsiednich Gorzycach 10 procent – mówi jeden z mężczyzn.
Wójt grozi megapodatkiem
Czy zatem budowa nowej wsi się oddala? To oznaczałoby, że wiele dużych inwestycji (jak chociażby kolektor sieci kanalizacyjnej) ominie gminę, bo jeśli wieś nie powstanie, to RZGW nie będzie musiało ich realizować. Czesław Burek twierdzi, że zrobi wszystko, by tak się nie stało. Stanowisko właścicieli gruntów na Dąbrowach nazywa bezwzględnym i sam zamierza odpłacić pięknym za nadobne. – Ja takim ludziom nie zamierzam ustępować. Oni wykorzystują możliwości prawne, by się wzbogacić, ale ja też zamierzam skorzystać z możliwości prawnych, by wieś mimo wszystko powstała – grzmi wójt. Zapędy właścicieli chce utemperować za pomocą opłaty adiacenckiej. To rodzaj podatku jaki może ustalić gmina dla gruntów, których wartość wzrosła na skutek m.in. budowy infrastruktury technicznej czyli dróg, wodociągów czy kanalizacji wybudowanych przez samorząd bądź Skarb Państwa. – Będą rozmawiał z radą, by ustalić wysokość tej opłaty na maksymalnym poziomie 50 procent od wartości wzrostu. W przeciwieństwie do renty planistycznej opłata adiacencka jest płatna niezależnie od tego, czy właściciel gruntu go sprzeda czy nie – przypomina Czesław Burek.
– Najpierw wójt musi mieć za co wybudować tę infrastrukturę. Jeśli wieś nie powstanie to może być o to ciężko – odpowiada jedna z osób, których sprawa dotyczy.
Wójt również ma świadomość, że konflikt nie służy nikomu. Dlatego nieco pojednawczym głosem dodaje, że będzie jeszcze rozmawiał z właścicielami gruntów na Dąbrowach. – To historyczna szansa na obudzenie tych terenów. Musimy się dogadać, bo inaczej nie wyjdzie z tego nic – kończy.
Artur Marcisz