Budowa nadajnika w Rogowie wstrzymana
POWIAT – Mieszkańcy boją się nadajników, a urzędnicy tłumaczą się zapisami prawa.
Nie ma wielkich szans na to, że stacje bazowe należące do operatorów komórkowych nie będą stawiane wśród zabudowań i siedzib ludzkich. Starosta wodzisławski Tadeusz Skatuła podkreśla, że urzędnicy na szczeblu samorządowym w tej sprawie mają związane ręce. Jego zdaniem skoro prawo zezwala na stawianie takich budowli w zasadzie bez ograniczeń, to starosta nie może ich budowy zablokować, bo byłoby to działanie bezprawne. – Dziś przepisy są tak skonstruowane, że zabraniają staroście zablokowanie budowy, jeśli inwestor spełnił wszystkie stawiane przez prawo wymogi formalne – podkreśla Tadeusz Skatuła, starosta wodzisławski.
Właściciel działki odmówił operatorowi
Jedyną więc możliwością, by nadajniki nie powstawały wśród domów i bloków jest dobra wola właścicieli działek i budynków, na których instalacje mają powstać. Do takiego przypadku doszło w Rogowie, gdzie nadajnik miałby powstać przy ul. Wodzisławskiej. Po protestach mieszkańców oraz po rozmowach ze starostą właściciel działki, na której maszt miał zostać wybudowany zapowiedział, że rozwiąże umowę z operatorem i zaproponuje mu inne, bardziej oddalone od zabudowań miejsce. Do starosty dotarło już pismo właściciela w tej sprawie. Jednocześnie starosta wstrzymał inwestycję, bo po przyjrzeniu się sprawie stwierdził, że we wniosku inwestora o pozwolenia na budowę znajdują się braki formalne. To jednak ledwie jednostkowy przypadek.
Starosta: nie ma powodów, by nie wierzyć operatorom
Sporo niepokojów wśród mieszkańców wzbudzają nadajniki już wybudowane. Szczególny przypadek dotyczy Turzy. Przy ulicy Mszańskiej od 10 lat stoi jeden maszt (z dwoma działającymi nadajnikami, trzeci nie działa, ale zostanie wkrótce uruchomiony) a w lutym 200 metrów dalej postawiono drugi. W ciągu ostatnich kilku lat w bliskim sąsiedztwie starszego nadajnika na choroby nowotworowe zachorowało kilkanaście osób. Mieszkańcy są przekonani, że to nie przypadek. W zapewnienia operatorów, że wszystko jest w jak najlepszym porządku nie wierzą. Starosta zaś twierdzi, że nie może rozwiać ich wątpliwości za pomocą np. niezależnych badań. – Do badania wpływu promieniowania na ludzi upoważniony jest wojewódzki sanepid. Wyniki badań, którymi dysponuję wskazują na brak zagrożeń. Zostały one wykonane przez autoryzowane firmy (na zlecenie operatorów sieci komórkowych – przyp. red.), więc trudno żeby starosta podważał ich wynik – argumentuje Tadeusz Skatuła.
Starosta nie chce wierzyć, że powodem tak licznych zachorowań w Turzy są akurat nadajniki. – Przecież to by oznaczało dramat, bo jak inaczej opisać sytuację, że w zgodzie z prawem zgotowano ludziom taki los, a lokalne władze nie mogą nic zrobić – mówi starosta. Dlatego jego zdaniem trzeba poczekać na odpowiedź minister zdrowia na interpelację posła Adama Gawędy.
Wojewoda uchylił decyzję starosty
Mieszkańcy Turzy nie zamierzają się poddawać. Najpierw zwrócili się do starosty o odwołanie jego wcześniejszej decyzji zezwalającej na budowę drugiego przy ulicy Mszańskiej masztu. Argumentowali, że nie zostali potraktowani jako strony postępowania administracyjnego o zezwolenie na budowę masztu. Starosta nie znalazł przesłanek prawnych, by swoją wcześniejszą decyzję uchylić. Mieszkańcy więc złożyli od tej decyzji odwołanie do wojewody śląskiego. Ten 15 kwietnia wydał decyzję o uchyleniu wcześniejszej decyzji starosty i przekazaniu sprawy do ponownego rozpatrzenia. – Organ pierwszej instancji w zaskarżonej decyzji nie wskazał na podstawie jakich dowodów i poczynionych ustaleń nie uznał wnioskodawców za strony postępowania – czytamy w uzasadnieniu decyzji. Jakie będą dalsze losy drugiego masztu trudno dywagować. Z pewnością jeśli cała procedura przebiegnie z literą prawa to mieszkańcom wyczerpią się prawne możliwości blokowania inwestycji.
Artur Marcisz