Ksiądz chciał udzielić namaszczenia – nie wiedział, że kręcą film
RYDUŁTOWY – Wypadek na Orłowcu – harcerze kręcą film
– Mężczyzna podszedł do aktora. Powiedział, że jest księdzem. Wyciągnął pojemnik z balsamem. Chciał mu udzielić ostatniego namaszczenia. My na to, że kręcimy film. Policjanci skręcali się ze śmiechu – mówi reżyser filmu o Rydułtowach, kręconego właśnie na terenie miasta. Swój udział w przedsięwzięciu mają miejscowi harcerze.
Trójka chłopaków siedzi na osiedlowej ławce. Piją piwo. Rozmawiają nie przebierając w słowach. W pewnym momencie jeden wybiega na ulicę. Wpada na maskę samochodu. Pisk hamulców. Chłopak spada na asfalt. Nie rusza się. Z twarzy sączy się krew. Przerażony kierowca wybiega z samochodu. Zatrzymuje się przy poszkodowanym. Zbiera się tłum gapiów. Pewien nastolatek, który, jak się okazuje, potrafi udzielić pierwszej pomocy, reanimuje rannego. Przyjeżdża pogotowie.
Wyreżyserowane ujęcie
Na szczęście nie był to żaden wypadek, a wyreżyserowane ujęcie. Trafi do filmu o Rydułtowach, kręconego przez Bogusława Porwoła, reżysera-amatora z harcerzami. Filmu, który jeszcze nie ma tytułu, a będzie fabularną opowieścią o mieście. Tym razem planem filmowym było skrzyżowanie na osiedlu Orłowiec, tuż przy ul. Raciborskiej. Filmowcy budzili niekłamane zainteresowanie przechodniów i dzieci bawiących się przy blokach. Zwłaszcza, że towarzyszyły im radiowozy straży miejskiej i policji, zabezpieczających plan zdjęciowy. Gapiów szczególnie przyciągał chłopak leżący na ulicy z twarzą we krwi. Niewtajemniczeni nie wiedzieli, że to sok malinowy. – Kręcimy, a w pewnym momencie przy radiowozie zatrzymuje się czarna terenówka. Wychodzi z niej mężczyzna w garniturze. Pyta policjantów, co się stało, czy wypadek poważny. Widocznie nie wszystko mu powiedzieli, bo mężczyzna podszedł do aktora. Powiedział, że jest księdzem. Wyciągnął pojemnik z balsamem. Chciał mu udzielić ostatniego namaszczenia. My na to, że kręcimy film. Policjanci skręcali się ze śmiechu – mówi reżyser.
Drobne korekty
Nowiny Wodzisławskie pisały już o przedsięwzięciu. Wtedy jednak wszystko było we wstępnej fazie. Zamiast scenariusza był zarys akcji. Do rodziny w Rydułtowach przyjeżdża z Warszawy Igor. Trochę cwaniak, dla miejscowych gorol, początkowo będzie się szarpał z rówieśnikami. To on udzieli pomocy poszkodowanemu w wypadku. – Teraz mamy już całość dograną w 95 procentach. Te 5 procent to zmiany podczas samego kręcenia, np. inne dialogi. Może się też zdarzyć, że coś nie wyjdzie w scenach, albo nakręcimy je inaczej niż planowaliśmy – mówi hm. Henryk Komarek, komendant rydułtowskiego hufca ZHP, pomysłodawca filmu, współautor scenariusza.
Nieprzewidziane przeszkody
Kręcenie bynajmniej nie idzie gładko. Harcerze sądzili, że będą już dużo dalej z materiałem. Tymczasem co chwilę coś staje na przeszkodzie. Obsada zmieniała się, bo niektórzy aktorzy rezygnowali. Zdjęcia trzeba było przekładać z powodu niepogody, braku kompletnej ekipy na dany dzień zdjęciowy. – Trochę nas to wszystko przerosło – mówi komendant Komarek. Ujęcia na Orłowcu też powinny zostać odwołane. Dwaj chłopcy, którzy mieli zagrać w scenie na ławce, nie dotarli. Wypadła im tego dnia wycieczka szkolna. Ekipa nie chciała już przekładać zdjęć na inny termin, bo tygodnie przygotowań poszłyby na marne. Przede wszystkim chodziło o ściągnięcie policji, straży miejskiej, pogotowia, również kierowcy rajdowego. Mundurowi byli potrzebni głównie do zabezpieczenia terenu. Ratownicy medyczni i kierowca wystąpili w filmie. – Szkoda, bo tamci chłopcy mieli wyuczone role, a ci nowi nie wiedzieli czasem co mówić. Ale wyszło dobrze – pociesza się Bogusław Porwoł.
Zdążyć do wakacji
Przed wakacjami harcerze chcą mieć nakręcone sceny z młodymi wykonawcami. Potem młodzież rozjedzie się. Latem przewidziane są ujęcia z dorosłymi. W filmie mają się pojawić m.in. burmistrz Kornelia Newy jako babcia i kabaret To Nie My.
Tomasz Raudner