Na igrzyskach silniki rakietowe nie odpaliły
GODÓW – Zdobył wicemistrzostwo świata i mistrzostwo Europy w modelarstwie. Piotr Moczała z Gołkowic blisko pół wieku pasjonuje się modelami samolotów.
Piotr Moczała modelarstwem lotniczym interesował się od najmłodszych lat. Kiedy miał 11 lat złożył pierwszy model szybowca. – W kiosku „Ruchu” kupiłem gotowy zestaw do sklejania, złożyłem wszystkie elementy i szybowiec poleciał, jako tako, ale poleciał – uśmiecha się.
Potem był „Wicherek”, będący do dziś kultowym samolotem każdego polskiego modelarza, gdzie śmigło poruszane jest za pomocą gumki. Po nim były kolejne modele – papierowe, plastikowe, szybowce o dwumetrowej rozpiętości skrzydeł, które potrafiły polecieć na wysokość około 50 metrów, szybując przez kilka minut.
Na poważnie
Jako licealista Piotr zaczął już tworzyć modele z własnych materiałów. W ruch poszła więc sklejka i sosnowe listwy. Jeszcze później w jego modelarni pojawiła się balsa – czyli leciutkie drewno, pochodzące z Peru, które najczęściej kupował w sklepach modelarskich w Czechach. W czasach studenckich, na Politechnice Śląskiej w Gliwicach, Piotr zaprzyjaźnił się z Witoldem Tenderą, który podobnie jak on interesował się modelami samolotów, biorąc już udział w zawodach modelarskich. Potem była praca w kopalni. Przypadek sprawił, że po kilku latach znów spotkał serdecznego kolegę ze studiów – Witolda. Zachęcony przez niego zaczął się już na poważnie zajmować modelarstwem, biorąc udział w różnego typu zawodach, m.in. na Słowenii, Słowacji w Rumunii i Czechach.
Ale klęliśmy!
W 1995 r. został powołany do drużyny reprezentacji Polski w kategorii rakietoplanów, czyli szybowców startujących pionowo, jak rakieta. W 1995 roku drużyna zdobyła srebrny medal na odbywających się na Słowacji mistrzostwach Europy w modelarstwie. Za to osiągnięcie Piotr Moczała otrzymał srebrny medal „za wybitne osiągnięcia sportowe”, przyznany przez prezesa Urzędu Kultury Fizycznej i Turystyki. Dwa lata później zajął drugie miejsce w zawodach Pucharu Świata w modelarstwie. Jego osiągnięcia można by wymieniać bardzo długo. W 1996 roku było to mistrzostwo Polski w modelarstwie, kilka razy stawał na drugim i trzecim miejscu podium. W 1997 roku, jako drużynowy reprezentant Polski, wziął udział w I Światowych Igrzyskach Lotniczych w Turcji. Wraz z kolegami z drużyny: Witoldem Tenderą i Marianem Pieczką skonstruował szybowiec z włókna węglowego, ważący ok. 140 gramów, o rozpiętości skrzydeł 1 metra, zdalnie sterowany falami radiowymi, który potrafił szybować na wysokości około 400 metrów. – Pracowaliśmy nad tym projektem cały rok, chuchaliśmy i dmuchaliśmy na niego, a na Igrzyskach… nie odpaliły nam silniki rakietowe (wyglądają jak mała petarda, ładuje się je do samolotu i odpala lontem – przyp. red.). – Lepiej nie wspominać, jak wtedy klęliśmy – śmieje się dziś pan Piotr. – Z zawodów musieliśmy wracać bez medalu.
Cierpliwość i zimna krew
Od kilku lat pan Piotr jest już na emeryturze górniczej. Ale nie na emeryturze modelarskiej. Godzinami potrafi przesiedzieć w piwnicy, gdzie ma swoją pracownię. Ostatnie trzy miesiące, po około 2-3 godziny dziennie poświęcił samolotowi „Ekstra 300”. Model wykonany jest z kompozytu, czyli mieszanki różnych włókien, drzewa i balsy. To cudo z napędem elektrycznym potrafi wykonywać na niebie niezliczoną ilość akrobacji: korkociągów, pętli czy beczek.
Dla 59-letniego mieszkańca Gołkowic modelarstwo to nie tylko godziny żmudnej pracy. To także wiele przyjaźni zawartych z modelarzami z całego świata. No i sposób na codzienny stres.
Anna Burda-Szostek