Koniec z fotoradarami na masztach
Z dróg powiatu wodzisławskiego znikają stacjonarne fotoradary
Przy drogach powiatu wodzisławskiego nie będzie już stacjonarnych fotoradarów. Podobnie dzieje się w powiecie rybnickim i samym Rybniku, powiecie raciborskim, z jednym wyjątkiem, także w Jastrzębiu i Żorach. W naszym regionie będzie tylko jedno takie urządzenie – w Kornowacu na ul. Raciborskiej, przy urzędzie gminy. To skutek przejęcia od 1 lipca przez Główny Inspektorat Transportu Drogowego zarządzania fotoradarami.
Policja na zlecenie inspekcji opracowała mapę 300 punktów, w których mają być stacjonarne fotoradary. Policja przeanalizowała dotychczasową listę punktów, gdzie umieszczono maszty fotoradarów biorąc pod uwagę liczbę wypadków, ofiar śmiertelnych, przyczyn zdarzeń. Sprawdzała statystyki wypadkowe rok przed postawieniem masztu i trzy lata od tego momentu. Wytypowane 300 miejsc miało najgorszy bilans.
Niebawem, po kilku miesiącach przerwy, ruszą kontrole Straży Miejskiej w Wodzisławiu. Policja wytypowała miejsca, w których strażnicy będą kontrolować prędkość. Trwają ustalenia z zarządcami dróg.
Koniec z fotoradarami na masztach
Dotąd policja wybierała maszty, do których czasowo wkładała kamery. W praktyce sporo puszek miesiącami stało pustych. Teraz w każdym z 300 punktów ma być fotoradar na stałe. Nie stanie się tak od razu. Inspekcja drogowa sprawdza stan urządzeń przejętych od policji. Jest ich około 200. Nowe aparaty będzie kupować w zależności od posiadanych pieniędzy. Co w związku z tym z pustymi masztami? W Wojewódzkim Inspektoracie Transportu Drogowego w Katowicach usłyszeliśmy, że były pomysły na ich zasłonięcie lub zdemontowanie, ale ostateczne decyzje jeszcze nie zapadły. Niewykluczone, że zostaną, bo a nuż jeszcze okażą się przydatne w przyszłości. Każdy maszt z doprowadzoną energię elektryczną kosztował około 25 tys. zł. Zniknąć mają jedynie atrapy, czyli skrzynki nie przystosowane do umieszczenia w nich aparatu.
Widoczne z daleka
Dla kierowców ważne jest wyraźne oznakowanie czynnych fotoradarów. Mają być pomalowane w jaskrawe, widoczne z daleka kolory. Jeżeli w danym momencie fotoradar będzie nieczynny, np. z powodu awarii, serwisu, zostanie zasłonięty. Przed każdym urządzeniem w odległości od 100 do 500 metrów stanie znak D-51 kontrola prędkości fotoradar. Różnice w odległości znaku od fotoradaru zależą od dopuszczalnej prędkości na danej ulicy. Im mniejsza prędkość, tym mniejsza odległość. Na autostradach dystans może być jeszcze większy.
Mandaty z automatu
Inspekcja przejęła również od policji wystawianie mandatów kierowcom złapanym na fotoradar. Zmienia się sam system mandatowania. Zdjęcia z wszystkich urządzeń mają szybkimi łączami trafiać do Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym. Tam zostaną przeanalizowane. Na ich podstawie system wydrukuje odpowiedni mandat. Inspektor jedynie przybije pieczątkę i podpisze. Mandaty będzie mogła dostarczyć poczta. System, jak zapewnia GITD, ma działać na tyle sprawnie, że kierowca już kilka dni po zdarzeniu dostanie mandat. Jeśli ukarany właściciel pojazdu odmówi przyjęcia mandatu, twierdząc, że nie on kierował autem, będzie musiał wskazać kierowcę, który jechał jego autem w momencie popełnienia wykroczenia. Dane tego kierowcy należy umieścić na oświadczeniu dostarczonym przez inspekcję.
Średnia prędkość
Obowiązujące od 1 lipca przepisy pozwolą również inspekcji sprawdzać średnie prędkości jazdy na wybranych odcinkach dróg. Na początku odcinka urządzenie zrobi zdjęcie z dokładnym czasem i aktualną prędkością. W dalszym punkcie drogi inne urządzenie wykona ponowne zdjęcie z czasem przejazdu. Pozwoli to obliczyć średnią prędkość auta. Jeśli będzie wyższa, niż dopuszczalna na danej szosie, kierowca dostanie mandat.
Wszystkie zmiany mają poprawić bezpieczeństwo na polskich drogach. – Zmniejszy się też liczba papierów w postępowaniach mandatowych – komentuje kom. Mariusz Zieliński z wodzisławskiej drogówki.
(tora)