Proponowanie kredytów? To nie dla mnie
PSZÓW – O nowej pracy, sprzedawaniu kredytów i przegranych wyborach na wójta Mszany rozmawiamy z Jerzym Grzegoszczykiem, kierownikiem Zakładu Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej w Pszowie
Rozmowa z Jerzym Grzegoszczykiem, byłym wójtem Mszany, który jest obecnie kierownikiem Zakładu Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej w Pszowie. Nowy szef komunalki opowiada m.in. o krótkim epizodzie w banku, w którym pracował po przegranych wyborach.
Tomasz Raudner: Po wygranym konkursie zaczął pan pracować jako kierownik ZGKiM w Pszowie od 1 sierpnia. Jak wyglądały pana pierwsze dni w zakładzie?
Jerzy Grzegoszczyk: Pierwszego dnia przyjechałem z panem burmistrzem i jego zastępcą o wpół do dziewiątej. Zostałem przedstawiony załodze, która została na miejscu, czyli pracownikom biurowym i osobom na placu. Po południu przywitałem się z pracownikami, którzy wrócili z terenu. Uścisk ręki, „dzień dobry, dzień dobry”. Powiedziałem krótko, czym zajmowałem się do tej pory. Życzyłem sobie i im, aby współpraca polegała na zaufaniu, zrozumieniu. Zająłem się jeszcze statutem, regulaminami. Omówiliśmy trochę zakres robót czekających nas do końca roku, wyznaczonych przez miasto. Drugiego dnia przyjechałem o godz. 6.30, bo chciałem zobaczyć, jak wygląda poranny podział zadań. Puściłem się też sam w miasto. Chciałem poznać jego zakamarki i dowiedzieć się, gdzie fizycznie nasz zakład prowadzi prace. Dotąd znałem tylko jedną czy drugą przelotową ulicę w Pszowie. Kolejne dni to trochę papierkowej roboty, narada z burmistrzem, dalszy objazd terenu. Pszów okazał się większy administracyjnie, niż można by sądzić. Na pełnych obrotach działam od tego tygodnia.
Jak będzie wyglądała współpraca z pana poprzednikiem Leszkiem Piątkowskim?
Pan Leszek zajmuje się lodowiskiem i hotelem, czyli tym, co robił wcześniej.
To nie jest pana pierwszy kontakt z gospodarką komunalną?
Nie, w Urzędzie Gminy w Mszanie, zresztą jak w każdym innym, był referat gospodarki komunalnej, którym z natury rzeczy też administrowałem. Budowało się drogi, chodniki, wiaty przystankowe i inne rzeczy. Także nie jest mi to obce. Myślę, że wiedza tam nabyta będzie mi dobrze służyła w zakładzie komunalnym. Przy czym zakres jest poszerzony w stosunku do tego, co mieliśmy w Mszanie, mianowicie mieszkaniówka, czyli lokale mieszkalne, lokale typu hotel i słynne pszowskie lodowisko. Ale myślę, że z tym nie będzie problemów. Kadra jest doświadczona. O co tylko zapytam, od razu odpowiadają.
Podejmując pracę w zakładzie komunalnym wrócił pan po krótkim epizodzie do szeroko rozumianego samorządu. Ciągnęło pana do takiej pracy?
Prawie 5 miesięcy pracowałem w Banku Spółdzielczym, za co za pośrednictwem waszej gazety chciałbym podziękować prezesowi Ryszardowi Leszczyńskiemu i załodze. Przesympatyczni ludzie, natomiast nie wiem, czy było zaskoczeniem dla pana prezesa, kiedy mu powiedziałem, że byłem na konkursie. Widział trochę, że się miotam. Bank to nie moja działka. Byłem doradcą klienta. Musiałem się naprawdę pilnie uczyć, aby doradzać klientowi. Drobne sukcesy odnosiłem, bo mam kredyty i konta dla firm pozakładane i kredyty solarowe zawarte. A ponieważ nadarzyła się okazja powrotu do samorządu i tego, co się wcześniej w życiu robiło, to spróbowałem. Lubię być między ludźmi, lubię konkretną robotę, a tam to było na zasadzie: „a może chce pan wziąć kredyt?”. Banków ci u nas dostatek, każdy chce zdobyć klienta. Ale powtarzam, jestem wdzięczny prezesowi za zagospodarowanie mnie.
Właśnie, zagospodarował. Pan, wówczas wójt Mszany, przegrał wybory na następną kadencję. Musiało być panu ciężko?
Czy ciężko? Ja się tego nawet spodziewałem. Prawdę mówiąc, wolałbym do tego nie wracać. Najgorszy był 6 grudnia. Budzisz się rano, jak do pracy i uzmysławiasz sobie, że nie masz gdzie iść. Jestem palaczem, więc poszedłem na papierosa. Kładłem się z powrotem do łóżka i nie mogłem zasnąć. Ale ten czas minął. Wybory zeszły na dalszy plan.
Kontakty z Mszaną pan utrzymuje?
Nie mieszkam na terenie gminy, więc stałych kontaktów nie utrzymuję. Kiedy jeździłem do banku do Jastrzębia, przejeżdżałem przez Mszanę. Odwiedzałem również placówkę banku w Mszanie. Także czasem przegadałem kilka chwil z ludźmi. Do Pszowa to przeciwny kierunek.
Jak się panu podoba Mszana pod nowymi rządami?
Nie mogę nic powiedzieć. Słyszałem tylko z wielu ust, że rezygnują z budowy nowego przedszkola na rzecz przybudówki czy nadbudówki do urzędu gminy.
Co pan o tym sądzi?
Wie pan, każda władza ma swoją wizję. Natomiast radni tamtej kadencji są i w tej kadencji. Jest ich sporo. W tamtej kadencji ci radni kupowali razem ze mną działkę. Zleciliśmy projekt, doprowadziliśmy do pozwolenia na budowę i naraz się dowiaduję, że projekt został odłożony na półkę i jest nowy pomysł. Ale powtarzam, to nie moja sprawa. Co sobie wymyślą, niech realizują, byle z powodzeniem, bez najmniejszych zakłóceń.
Kadencja szybko mija, z bieżącej zostały 3 lata. Rozważa pan ponowne ubieganie się o fotel wójta Mszany?
Nie. Poza gminą też jest życie. Są i pieniądze. Tamten etap się skończył. Aczkolwiek jest też powiedzenie „nigdy nie mów nigdy”.
Rozmawiał Tomasz Raudner