Dwa miesiące załatwiał dowód, do Anglii nie poleciał
PSZÓW – Obwinia urzędników o zawalony wyjazd do Anglii. Burmistrz odpowiada, że mężczyzna sam jest sobie winien
Pewien mężczyzna z gminy Kiwity obok Olsztyna, tymczasowo zameldowany w Pszowie (dane do wiadomości redakcji) miał lecieć z narzeczoną 10 września do Anglii. Zgubił jednak dowód osobisty, co w konsekwencji spowodowało, że na Wyspy nie poleciał. 20 września napisał do burmistrza skargę na urzędnika za to, że przez prawie 2 miesiące nie dostał nowego dowodu, choć na dokument czeka się do miesiąca. Marek Hawel, burmistrz Pszowa zapewnia, że nie ma żadnej winy jego urzędnika.
Formalności trwały moment
Mężczyzna w sprawie dowodu osobistego pierwszy raz zgłosił się w urzędzie miasta 3 sierpnia. „Jedyny dłuższy dzień a pani urzędniczka o godz. 16.40 stwierdziła, że idzie do domu i kazała przyjść w innym terminie, bo przyjęcie zgłoszenia o zgubie dowodu i wystawieniu wniosku za długo trwa. 5 sierpnia musiałem wcześniej zwolnić się z pracy, aby dojechać z Raciborza do Pszowa. Formalności trwały parę minut” pisze mężczyzna w liście do redakcji. Marek Hawel tłumaczy, że to niemożliwe, aby urzędnik kończył pracę o tej godzinie. Są braki kadrowe w referacie ewidencji ludności. Jedna osoba przebywa na długotrwałym zwolnieniu lekarskim, druga miała urlop. Opisywana urzędniczka musiała więc być do godz. 17.00, czyli do końca pracy urzędu tego dnia. Jak wyjaśniają w referacie, pracownik poinformował interesanta, że pisemne zgłoszenie utraty dokumentu spowoduje jego trwałe unieważnienie w systemie i będzie skutkowało koniecznością złożenia wniosku o nowy dowód osobisty. To zdecydowało, w opinii burmistrza, że mężczyzna nie zgłosił tego dnia utraty dokumentu tożsamości. Zrobił to dwa dni później, w piątek 5 sierpnia.
Wójt wystawia, urząd pośredniczy
Jak pisze mężczyzna do „Nowin Wodzisławskich” uprzedził, że jest tymczasowo zameldowany w Pszowie, a stały adres ma 600 km stąd. Mówił, że nie ma możliwości odbioru dowodu w miejscu stałego zameldowania, dlatego prosił o przesłanie dokumentu do Pszowa. Urzędniczka Hanna Lech tłumaczy, że zaraz w poniedziałek 8 sierpnia wysłała niezbędne dokumenty do gminy Kiwity. Wójt tej gminy miał wystawić dowód. A Urząd Miasta w Pszowie był jedynie pośrednikiem w wymianie dokumentów.
Obiecano czy nie?
Mieszkaniec twierdzi, że obiecano mu dowód 7 września. Tego dnia dowodu nie było. Tak samo 9 września. Interesant musiał przełożyć lot z 10 na 17 września, co kosztowało go, jak twierdzi, 700 zł. „12 września udzielono mojej narzeczonej informacji, że dowód jest. Ale gdy 13 września narzeczona poszła się dowiedzieć, kiedy mogę go odebrać, panie nie miały bladego pojęcia, gdzie może być. Kazały na własny koszt dzwonić po gminach, bo one nie mają numerów telefonów. Urzędniczki były agresywne i chamskie” pisze mężczyzna. – Ja znam swoich pracowników. Wiem, który mógłby nerwowo zareagować. Na pewno nie te panie. Także nie wyobrażam sobie, jak mogły być chamskie czy agresywne. Z tego też, co mi mówiły, to nie obiecywały załatwienia dowodu na określony dzień, bo nie było to od nich zależne – broni swoich urzędników Marek Hawel. Mówi, że urzędniczka nie kazała nikomu dzwonić. Tylko sugerowała, że może to zrobić. W domyśle po to, by sprawdzić, czy rzeczywiście jego sprawa jest załatwiana.
Telefony do gminy
Sama Hanna Lech trzy razy dzwoniła w obecności interesanta i jego narzeczonej do gminy Kiwity dopytywać o dowód. I przekazywała to, co się dowiedziała. Urzędnicy w Kiwitach rzeczywiście nie potrafili powiedzieć, kiedy dostaną dowód. Tłumaczyli to zawiłością i długotrwałością procedury. Wójt gminy Kiwity po otrzymaniu z Pszowa wniosku o wydanie dowodu musiał go przekazać do MSWiA. Potem czekał, aż ministerstwo dokument wydrukuje i prześle do komendy policji w Olsztynie. Hanna Lech tłumaczy, że gmina Kiwity nie wysyła kierowcy po każdy jeden dowód, tylko czeka, aż uzbiera się ich większa liczba. Dopiero wtedy dokumenty są dowożone do urzędu i wydawane mieszkańcom. Dowód naszego zainteresowanego Czytelnika dotarł do gminy Kiwity 20 września. Stamtąd pocztą trafił do Pszowa 23 września.
Zaskoczeni skargą
Tematem zajęliśmy się 28 września. Do tego dnia mężczyzna dokumentu nie odebrał. Za to 20 września złożył skargę. Twierdzi, że do Anglii nie poleciał, poniósł koszty 2 tys. zł biletów i 100 zł rozmów telefonicznych, a nawet nie usłyszał słowa przepraszam. Hanna Lech jest zaskoczona skargą. Mówi, że zachowanie mężczyzny nie wskazywało, jakby miał do kogoś pretensje. Burmistrz tak samo nie kryje zaskoczenia. – Nigdy nie było skargi na ten referat. Powiem więcej, choć może to dziwić – dostawałem pisma mieszkańców chwalące panie z referatu – mówi Marek Hawel. Mimo wszystko w oficjalnej odpowiedzi referatu do burmistrza na skargę pada na końcu słowo przepraszam za wszelkie uciążliwości i skutki wynikłe z nieotrzymania dowodu w terminie 30 dni.
Tomasz Raudner