Kto strzelał w okno dyrektora?
WODZISŁAW – Czy ostatnie wydarzenia mają związek z atmosferą w zakładzie?
Cztery okna uszkodzone, w tym jedno w biurze dyrektora Jacka Szkolnickiego. Nie ma wątpliwości, że szyby zostały przestrzelone. Kto strzelał nie wiadomo. – Prowadzimy czynności i dla dobra postępowania nie chcę zdradzać szczegółów – mówi st. sierż. Joanna Paszenda z Komendy Powiatowej Policji w Wodzisławiu. Z naszych informacji wynika, że na portierni SKM funkcjonariusze znaleźli pusty nabój po gazie i śrut.
Dziurę w szybie dyrektor zauważył w poniedziałek 10 października. – Natychmiast mnie o tym poinformował. Powiedział, że ktoś do niego strzelał – relacjonuje Leszek Baliński, kierownik działu administracyjno-gospodarczego SKM. Dzień później sprawę zgłoszono policji. Funkcjonariusze ustalili, że uszkodzone są także trzy inne okna. W budynku magazynowym, w siedzibie związków zawodowych i samej portierni.
Czy sprawa ma związek z atmosferą w zakładzie, gdzie od miesięcy trwa konflikt części załogi z dyrektorem? Atmosfera się zagęściła, gdy jeden z pracowników złożył w sądzie pozew o mobbing, nieznani sprawcy porysowali samochody zaparkowane przez siedzibą SKM, a dyrektor ogłosił listę osób do zwolnienia.
Strzały na terenie Służb Komunalnych Miasta przy ul. Marklowickiej zbiegły się w czasie z narastającym konfliktem na linii załoga – dyrektor. Zarówno Jacek Szkolnicki, szef SKM jak i Dariusz Szymczak, wiceprezydent miasta odpowiedzialny za Służby nie chcą tej sprawy jednoznacznie oceniać. Czekają na ustalenia policji. Zdaniem samych pracowników kojarzenie tych dwóch wątków jest absurdalne. – Jesteśmy normalnymi ludźmi i potrafimy swoje sprawy załatwiać w cywilizowany sposób. Do głowy by nam nie przyszło, by strzelać dyrektorowi w okno – mówi Kazimierz Piechaczek, szef zakładowej Solidarności. Dodaje, że gdyby ktoś z uporem chciał udowodnić, że za sprawą stoją członkowie załogi, to on byłby pierwszym podejrzanym. Należy bowiem do grupy rekonstrukcyjno-historycznej Powstaniec Śląski, która organizuje pokazy historycznych bitew. Pasjonaci używają także wypożyczonej broni. – Ludzie którym przeszkadza moja działalność związkowa z pewnością chętnie by to wykorzystali. Nic z tego. Te strzały to nie moja sprawka – dodaje Piechaczek.
Skąd ten konflikt ?
Jacek Szkolnicki objął posadę dyrektora SKM w marcu 2009 r. Już po kilku miesiącach część pracowników negatywnie oceniała jego pracę. Twierdzą, że nie liczy się on z nimi i podejmuje decyzje dla nich krzywdzące. Dyrektor z kolei uważa, że dyscyplina to podstawa sprawnego funkcjonowania jednostki. Spór trwa prawie dwa lata. Prześledźmy najważniejsze sytuacje, które doprowadziły do jego eskalacji.
Starcie pierwsze
Natychmiast po objęciu stanowiska dyrektor zabrał się za oszczędności. Postanowił przede wszystkim kupować paliwo po cenach hurtowych. Na bazie pojawił się zbiornik, z którego napełnia się służbowe pojazdy. Na tym nie poprzestał. Postanowił sprawdzić ile faktycznie jego pracownicy spalają ropy. Po wprowadzeniu systemu kontroli okazało się, że rocznie wystarcza ponad 100 tys. litrów, czyli o prawie 10 tys. mniej niż dotychczas. Na kradzieży przyłapano jedną osobę. Została zwolniona. – Ten przypadek nie oznacza, że wszyscy kradną – oburza się Kazimierz Piechaczek, szef zakładowej Solidarności. – Te posądzenia to paskudne spekulacje. Nie powinny mieć miejsca, ponieważ godzą w nasze dobre imię – dodaje Piechaczek. Dyrektor jest jednak nieugięty i nadal kontroluje ilość zużywanego paliwa. – Sprawę doprowadzę do końca. Dopóki nie będę miał jasności co do tego ile nasze maszyny spalają, nie dam temu spokoju – mówi Jacek Szkolnicki.
Starcie drugie
Kolejne spięcie dotyczy bezpieczeństwa pracy. W tym roku Państwowa Inspekcja Pracy kontrolowała dyrektora SKM czterokrotnie. Po jednej z kontroli dyrektor zapłacił (z własnej kieszeni) karę w wysokości 1 tys. zł. Pracownik obsługujący urządzenie nie miał aktualnych uprawnień. Bezpieczeństwu w Służbach przygląda się także Dariusz Woźniczka, wybrany przez załogę społeczny inspektor pracy. Jacek Szkolnicki przypuszcza, że notoryczne kontrole to m.in. jego zasługa. – Nie mam z tym nic wspólnego – zarzeka się Woźniczka. Twierdzi ponadto, że dyrektor się na niego uwziął i przed sądem oskarża szefa SKM o mobbing.
Kilka miesięcy temu do związków zawodowych wpłynął wniosek 38 pracowników, którzy domagali się odwołania Woźniczki z funkcji inspektora. Bezskutecznie. Związki zawodowe podejrzewają, że ludzie złożyli wniosek pod naciskiem i odroczyły bezterminowo rozpatrzenie sprawy.
Starcie trzecie
We wrześniu Jacek Szkolnicki zdecydował o zwolnieniu kilku pracowników. Mowa była o 7 osobach. O swoich planach poinformował związki zawodowe, do czego zobowiązują go przepisy. Na razie wypowiedzenia otrzymały dwie osoby. Kolejne mogą się z tym liczyć niebawem. Dlaczego dyrektor zwalnia?
– Nasz budżet jest coraz mniejszy. W przyszłym roku o kolejne 5%. Poza tym te osoby nie spełniają moich oczekiwań – mówi Jacek Szkolnicki. – Większość z nich notorycznie przebywa na zwolnieniu lekarskim. To dezorganizuje pracę zakładu i powoduje, że cierpią na tym inni. Poza tym część maszyn i urządzeń stoi, ponieważ nie ma kto ich obsługiwać – mówi dyrektor.
Nie zgadza się z tym Kazimierz Piechaczek. Twierdzi, że osoby o których mowa nie są idealne, ale to nie znaczy, że należy je zwalniać. – To propaganda pracownicza. Dyrektor wykorzystuje drobne niedociągnięcia, które każdemu się zdarzają – twierdzi Piechaczek. Jego zdaniem w SKM dzieją się straszne rzeczy, a dyrektor powinien jak najszybciej odejść ze stanowiska. – Nie będzie użycia siły z naszej strony. Nie zamierzamy wywozić dyrektora na taczce. Chcemy zrobić to legalnie wywierając nacisk na prezydenta i na radnych. Obiecano nam sprawnego menedżera, a zakład leży na łopatkach – dodaje Piechaczek.
Dariusz Szymczak, wiceprezydent miasta nie podziela tej opinii. Twierdzi, że nie utracił zaufania do dyrektora Szkolnickiego i obecnie nie zamierza go zwalniać.
Rafał Jabłoński