Złomiarze kradną średnio dwie kratki dziennie
Kierowcy, uważajcie na rybnickie ulice. Złomiarze na potęgę kradną kratki ściekowe
REGION . Teoretycznie rzecz biorąc, kupowanie kratek ściekowych i włazów przez skupy złomu jest w Polsce zabronione. Teoretycznie zabroniona jest również kradzież tych elementów. Proceder ten jednak kwitnie w najlepsze. Na razie ofiarami są kierowcy, muszący umiejętnie manewrować, ale niewiele trzeba, by wydarzyła się prawdziwa tragedia.
Przerasta wyobrażenie
Siedziba Rybnickich Służb Komunalnych to nie budynek w marmurach, wokół którego rośnie zadbany trawnik i młode drzewa – to miejsce nieustannej pracy, od samego wjazdu wita nas jedynie wybrukowana droga i budynki służące załodze za łaźnie, przebieralnie i pomieszczenia socjalne. Żadnych udogodnień, żadnych przyjaznych i przyjemnych widoków. – W gruncie rzeczy cały czas jesteśmy w pracy, dniówki i nocki. Zdarza się, że oprócz spraw konserwacyjnych pojawi się jakaś pilna sprawa – komentuje Dariusz Tukalski z działu utrzymania dróg. A taką pilną sprawą jest między innymi zabezpieczenie skradzionej kratki ściekowej lub włazu. – Ludzi to raczej nie interesuje, bo z tej perspektywy to nic wielkiego i poważnego – przyznaje Jarosław Sipko, także pracownik działu utrzymania. Inaczej sprawa wyglądała jednak kilka lat temu, gdy doszło w Rybniku do tragedii. Mała dziewczynka wpadła podczas spaceru do kanału ściekowego i w konsekwencji utonęła. Ta dramatyczna sytuacja rozegrała się w rejonie elektrowni a jej faktycznym sprawcą był amator złomu. – Kratki giną non stop i to niestety nic nowego. To co dzieje się jednak w ostatnim czasie przerasta jakiekolwiek wyobrażenie – komentują pracownicy RSK.
Straty liczone w tysiącach
Od 19 października z rybnickich ulic zniknęło 46 kratek ściekowych, czyli średnio ponad dwie dziennie. – Zdarzył się dyżur, podczas którego jednorazowo skradziono szesnaście kratek – wspomina z-ca dyrektora RSK, Jarosław Kacprzak. – To już nie są pojedyncze wybryki, ale jakaś zorganizowana działalność – dodaje.
Faktycznie, wszystko wskazuje na to, że za znaczną część kradzieży mogą odpowiadać ci sami ludzie. Pracownikom, przyjeżdżającym by wymienić kratkę zaraz po zgłoszeniu, zdarzało się znaleźć brakujące elementy w rowie nieopodal miejsca kradzieży, przygotowane na odbiór. – Najpierw zdjęli kraty, wrzucili do rowu, co pewnie zajęło chwilkę, jednak było najbardziej ryzykownym manewrem. Potem, pewnie pod osłoną nocy, przyjeżdżają i je zbierają – mówi Tukalski.
Straty, jakie miasto ponosi z winy bezmyślnych złodziei są spore. Za skradzione od połowy października kratki z budżetu miasta wypłynie kwota prawie 14 tys. zł.
Ile warte ludzkie życie?
Wsiadamy w samochód RSK i jedziemy na ul. Świerklańską. Tam niedawno zginęła pokaźna liczba kratek. – Te, które teraz zamontowaliśmy są na zawiasach – mówi Jarosław Sipko z RSK. – Nic to jednak nie daje, bo i na to znajdą sposób – dodaje. Ulica nie należy do najczęściej uczęszczanych, raczej jest na uboczu, słabo oświetlona. Jest idealnym miejscem na złomiarski proceder. – Tutaj nie chodzi o te tysiące złotych – przyznaje Sipko, pokazując gdzie niedawno znaleziono przygotowane do wywozu kratki. – Ktoś może urwać koło, zniszczyć podwozie, złamać nogę, a może nawet zginąć. Co wtedy? – pyta bezradnie Sipko.
Rybnickie służby zgłaszają każdą kradzież na policję. Nie pamiętają jednak, kiedy ostatnio skradziona kratka się odnalazła. Proceder kwitnie i póki co, nikt nie potrafi zatrzymać tej wzbierającej fali, a Dariusz Tukalski i Jarosław Sipko dalej odbierają telefony od wściekłych kierowców.
Marek Grecicha