Przed wojną autobusy regularnie jeździły do Rybnika
Osiemdziesiąt lat temu uroczyście otwierano linię Połomja – Rybnik (pisownia oryginalna), co możemy podziwiać na zdjęciu z prywatnego archiwum Pawła Poloka, śląskiego artysty i aktora.
Na widok starej fotografii wielu mieszkańcom powiatu pewnie łza się w oku zakręci. Obecnie autobusów mamy coraz mniej, a o kursach do Rybnika połomianie dawno już zapomnieli.
POŁOMIA. Od wielu lat takiego połączenia po prostu nie ma. Było za to przed wojną.
Warto przy okazji wspomnieć, że za starej Polski Ślązacy podróżowali wszędzie, gdzie chcieli i nie mieli z tym większych problemów. Z Rybnika czy z Raciborza bez przeszkód mogli dojechać do Paryża, Rzymu czy Berlina. – Podróż w najdalsze nawet zakątki Europy nie była problemem. Przedwojenny pociąg Latający Ślązak (Der Fliegende Schlesier) pokonywał trasę z Bytomia do Berlina w pięć godzin! Dzisiaj możemy tylko o takim pomarzyć – mówi Paweł Polok.
O dzisiejszej komunikacji świadczą także słowa nieżyjącego już księcia raciborskiego Franciszka I Albrechta von Ratibor. Na pytanie, czy widzi różnicę pomiędzy przedwojennym Ratibor, a obecnym Raciborzem, odpowiedział, że tak. Kiedy odwiedzał raciborski dworzec kolejowy jeszcze przed wojną, odjeżdżały stamtąd pociągi do Wiednia, Budapesztu i dalej do Konstantynopola. Dzisiaj z Raciborza możemy dojechać jedynie do Rybnika i do Nędzy.
Warto też przy okazji wspomnieć, że nasze babcie lubiły jeździć do Wiednia na zakupy, który przecież leży bliżej niż Warszawa. W ciągu jednego dnia pokonywały drogę tam i z powrotem.
Nikt też nie miał w tamtych czasach problemu z przekraczaniem granicy. Na trwającej obecnie wystawie przedwojennych reklam w galerii Art Vladislawia na wodzisławskim rynku można zobaczyć m.in. reklamę firmy przewozowej oferującej przejazdy z Wodzisławia do Raciborza, który wówczas leżał za granicą. – Każdy mieszkaniec Górnego Śląska mógł bez problemu otrzymać tzw. Kartę cyrkulacyjną (niem. Verkehrskarte), która uprawniała do wielokrotnego przekroczenia granicy – mówi Paweł Polok.
Nawet w sytuacji braku komunikacji, Ślązacy też umieli sobie radzić. Paweł Polok wspomina, jak jego dziadek wraz ze swym bratem na jednym rowerze jeździli z Połomi do Gliwic, gdzie mieszkał ich brat. – Jeden z nich ruszał pieszo, zaś drugi siadał na rower. Jechał kilometr, zostawiał rower w rowie i szedł dalej pieszo. Pierwszy po pewnym czasie docierał do roweru, wsiadał na pojazd, wyprzedzał towarzysza, jechał kilometr, zostawiał rower w przydrożnym rowie, i tak aż do Gliwic – opowiada o swoim dziadku Paweł Polok.
Już niebawem w gminie Mszana PKS ma zastąpić prywatny przewoźnik, który zadba głównie o trasę Wodzisław – Połomia – Gogołowa – Jastrzębie. O autobusie do Rybnika mieszkańcy Połomi zdążyli już pewnie zapomnieć, bo nie kursuje od tak wielu lat, że jego powrót byłby chyba jeszcze większym świętem, niż uruchomienie linii osiemdziesiąt lat temu.
(red)