Patrz, baba na dole!
RADLIN – Anna Oleś z Radlina pracuje w kopalni jako sztygar – geolog
Kiedy Anna Oleś 2,5 roku temu rozpoczęła pracę w kopalni „Marcel” w Radlinie, była pierwszą kobietą zatrudnioną tu na stanowisku geologa. Można powiedzieć, że była tu pierwszą kobietą – górnikiem, bo tak jak i oni zjeżdża na szychtę na dół.
Z artystycznej galerii na kopalnię
Rodzina pani Anny z dziada pradziada związana jest z górnictwem. I to dosłownie, bo jej pradziadek był na „Marcelu” głównym księgowym, a dziadek pracował w dozorze. Kiedy zaczęła studiować geologię, geofizykę i ochronę środowiska na krakowskiej AGH, wcale nie myślała o pracy w górnictwie. – Traktowałam to jako ostateczność – mówi. – Raczej widziałam siebie w laboratorium, badającą pod mikroskopem minerały.
Po studiach poszła jednak zupełnie w innym kierunku. Założyła galerię, w której sprzedawała m.in. artystyczną odzież, rzeźby i obrazy. Ale utrzymać się z tego było bardzo trudno. – Wtedy zmądrzałam i postanowiłam poszukać pracy w kopalni – wspomina.
Czapki z głów
Zatrudnienie znalazła w kopalni „Jankowice”, w dziale mierniczo–geologicznym. Od razu zaczęła zjeżdżać na szychtę na dół. – Podczas pierwszego zjazdu trafiłam na przekop. Było w miarę sucho, czysto i dużo miejsca. No, jest dobrze – stwierdziłam – wspomina pani Anna.
Ale kolejny zjazd już taki różowy nie był. Znalazła się w ścianie, w której odbywał się fedrunek. Było tak ciasno, że czasem musiała się mocno schylać, nie mówiąc już o doskwierającym pyle, wysokiej temperaturze i wilgotności. – Zobaczyłam górnika, który niemal wciśnięty w ciasny kopalniany chodnik, coś naprawiał – wspomina pani geolog. – Oj, niełatwa to robota. Czapki z głów – pomyślałam.
Proszę nie przeklinać
Pani Anna była pierwszą kobietą, która zjeżdżała na „Marcelu” na dół. Trudno się dziwić, że dla pracujących tu górników był to niecodzienny widok. – Przez długi czas mężczyźni widząc mnie na dole kopalni szturchali się z niedowierzaniem , szepcząc: „Ty, k…, popatrz. Baba na dole!” – śmieje się Anna Oleś. – Ale z czasem przywykli do mojego widoku.
W ogóle mężczyźni są względem niej bardzo szarmanccy. Pomagają w pracy, kiedy na przykład trzeba targać ciężką bryłę węgla do analizy. No i przestają używać zwyczajowych przecinków, których zwykle nie brakuje podczas męskiej rozmowy. – Kiedyś jeden ze sztygarów upomniał swoich podwładnych: „Panowie, proszę nie przeklinać, bo tu jest kobieta – wspomina pani Anna. – No i przestali…w ogóle rozmawiać – uśmiecha się.
Coś trzeszczy
A jak wygląda jej dzień pracy? Przed godz. 6.00 jest już w biurze. Potem jest podział obowiązków, sprawdzenie raportu działu górniczego, który informuje o ewentualnych problemach geologicznych. Około 10 razy w miesiącu pani Anna ubrana w biały strój roboczy, z białym hełmem na głowie (pani geolog w hierarchii górniczej ma stanowisko sztygara) zjeżdża na dół kopalni. Zjazd następuje o godz. 8.00. Kilkaset metrów pod ziemią bada i dokumentuje parametry pokładu węgla, uskoki itp. Po minimum 4 godzinach wyjeżdża na powierzchnię. Jeszcze kąpiel w łaźni i wraca do biura, gdzie przelewa na papier wszystkie dane geologiczne zebrane na dole kopalni. Czasem w szufladach biurka upycha też różne ciekawe minerały, „wyrwane” z węglowych brył.
Jak mówi, w pracy górnika szczególnie ważne jest opanowanie emocji i poczucie odpowiedzialności. – Nigdy nie jest tak, że na dole jest całkowity spokój – zauważa. – Zawsze coś się sypie, coś trzeszczy. Trzeba mieć oczy dokoła głowy i nie pchać się tam, gdzie nie trzeba.
Ach, te przywileje
Dla rodziny i znajomych na Śląsku praca pani Anny nie jest żadnym zaskoczeniem. Cieszą się, że udało jej się zdobyć taki fach. Ale znajomi spoza Śląska traktują jej pracę jak coś egzotycznego. I z zazdrością mówią: „Oż ty, te wszystkie przywileje górnicze! To po ilu latach pracy przejdziesz na emeryturę?”. – Ci, co nie znają specyfiki pracy górnika widzą w niej tylko same przywileje – mówi 30–letnia Anna Oleś. – Podejrzewam, że gdyby raz zjechali na dół zmieniliby zdanie.
Pani geolog mówi, że pomimo trudnych nieraz warunków pracy, nie zamieniłaby jej na żadną inną. – To co mnie urzeka, to solidarność górników, to, że tworzą prawdziwą brać – mówi. – Mam nadzieję, że mojej kopalni nie zlikwidują i że będzie mi dane pracować tu aż do emerytury.
Anna Burda–Szostek