Łowcy nieszczęść czekają na twój wypadek
RADLIN – RACIBÓRZ Skąd firma z Radlina wie, kiedy do szpitala przywożone są ofiary wypadku?
Nad łóżkiem mężczyzny z połamanymi nogami kłócą się dwie kobiety. Chodzi o pieniądze, ale o te w polisie sprawcy wypadku. Obie zwietrzyły łatwy zarobek, przekonują, że pacjent sam nie da sobie rady. W końcu jedna z nich, z troską pomaga osłabionemu złożyć podpis na umowie. Klamka zapadła. Cierpiący człowiek zgodził się na przekazanie sprawy firmie odszkodowawczej w zamian za 18 proc. odszkodowania. Podpisał również zgodę na karę w wysokości 800 zł gdyby odstąpił od umowy. Powyższy obrazek, to nie scena z filmu a codzienność na oddziale ortopedii Szpitala Rejonowego w Raciborzu. Podobne sceny rozgrywają się w szpitalach na terenie całego kraju. W opisywanej przez nas sprawie pierwsze skrzypce gra mieszkanka Radlina, Katarzyna S. To brunetka w okularach – tak zapamiętali ją pacjenci. Rozpoczynamy nasze dochodzenie i docieramy do zaskakujących faktów. Owa brunetka jest spokrewniona z pielęgniarką Zuzanną M. która ułatwia docieranie do pacjentów. Katarzyna S., choć obecnie mieszka w Radlinie, pochodzi z tej samej gminy co Zuzanna M. Ojciec Katarzyny S. grał w weselnym zespole gdzie śpiewała pani Zuzanna. Obie panie również nie kryją swojej znajomości na internetowych portalach społecznościowych. – To nie jest moja znajoma, tylko rodzina – mówi z rozbrajającą szczerością pielęgniarka.
Pani Jadwiga trafiła na oddział chirurgii urazowo-ortopedycznej raciborskiego szpitala z końcem października. – Było południe, jechałam na rowerze. Chciałam skręcić w lewo, wjechał we mnie kierowca osobówki – wspomina feralny dzień mieszkanka powiatu raciborskiego. Poturbowana, ze złamaną ręką i ogólnymi obrażeniami trafiła do raciborskiego szpitala. Obolałą kobietą zainteresowała się pielęgniarka z oddziału. – Powiedziała, że ma znajomą, która zajmuje się takimi sprawami i na pewno mi w tym pomoże. Byłam zdumiona, skąd się tak szybko tam znalazła. Czekałam dopiero na założenie gipsu a już przede mną leżała umowa. Podpisałam ją na łóżku, nawet nie czytając. Wszystko mnie bolało – wspomina kobieta. W umowie pacjentka zgodziła się na przekazanie sprawy firmie odszkodowawczej w zamian za 18 proc. odszkodowania. Podpisała również zgodę na karę w wysokości 800 zł gdyby odstąpiła od umowy.
Miesiąc wcześniej do szpitala trafił pan Kamil. W wypadku na drodze doznał złamania dwóch nóg i ręki. Do dziś chodzi o kulach. – Najpierw pojawiła się jedna pani, którą poleciła pielęgniarka z oddziału a chwilę później druga, z innej firmy. Zaczęły się o mnie wykłócać, która ma się zająć moją sprawą – wspomina mężczyzna. Pan Kamil podpisał umowę z tą samą firmą co pani Jadwiga, warunki te same – 18 proc. prowizji i 800 zł ewentualnej kary.
Proszę się nie martwić
Pod niekorzystnymi umowami podpisywanymi na szpitalnym oddziale widnieje pieczątka firmy Debitum z Radlina. Firma zarejestrowana jest na Tomasza S., jednak w szpitalu zawsze pojawiała się w jego imieniu kobieta. Brunetka w okularach – tak ją zapamiętali świadkowie, z którymi rozmawialiśmy. Dzwonimy do firmy Debitum i podajemy się za połamanego w wypadku. Odbiera kobieta, po chwili przedstawia się jako Katarzyna S. Dowiadujemy się, że jest żoną właściciela firmy. To ona odwiedza raciborski szpital. Pytamy czy warto powierzyć im swoją sprawę. – Działamy od lat na terenie całego kraju. Mamy doświadczenie, wszystkim się zajmiemy – słyszymy w słuchawce.
W szpitalu mała kasa
Skąd Katarzyna S. wie kiedy do szpitala przywożone są ofiary wypadków? Jak ustaliliśmy, Katarzyna S. mogła otrzymywać informacje od personelu pielęgniarskiego, a konkretniej od Zuzanny M. pielęgniarki z oddziału chirurgii urazowo-ortopedycznej. Ujawniamy się podczas drugiej rozmowy z przedstawicielką Debitum. Pytamy o pielęgniarkę. – Ja sama przyjeżdżałam na oddział i pytałam o ludzi po wypadkach i szukałam połamanych – broni się Katarzyna S. – Wszystko odbywało się zgodnie z prawem, nikt nikogo do niczego nie zmuszał, zresztą umowy zostały już rozwiązane. W szpitalach są za małe pieniądze, teraz zajmujemy się czymś innym – mówi z rozbrajającą szczerością przedstawicielka firmy.
To moja rodzina
Dzwonimy do dyrektora szpitala. – Nic nie wiem o takich praktykach na oddziale. Jeśli rzeczywiście ktoś z personelu pośredniczy w tego typu transakcjach, jest to niedopuszczalne. Gdybym się dowiedział, że coś takiego ma miejsce, wyciągnąłbym konsekwencje – zapowiada Ryszard Rudnik, dyrektor szpitala.
Nasze ustalenia nie pozostawiają wątpliwości. Obie panie blisko ze sobą współpracowały. Katarzyna S., choć obecnie mieszka w Radlinie, pochodzi z tej samej gminy co Zuzanna M. Ojciec Katarzyny S. grał w weselnym zespole, gdzie śpiewała M. Obie panie również nie kryją swojej znajomości na internetowych portalach społecznościowych. Drukujemy zdjęcia obu pań i pokazujemy pacjentom. To strzał w dziesiątkę. Wszyscy rozpoznają osoby na zdjęciach. „Nie uważa pani, że to nieetyczne przyprowadzać na oddział swoją znajomą i podsuwać takie umowy pacjentom, którzy są jeszcze w szoku?” – pytamy Zuzannę M. – To nie znajoma tylko rodzina – mówi pielęgniarka. – Nie widzę w tym nic złego, skoro ta działalność jest legalna. Znam tę osobę i wiem, że jest uczciwa. To było tylko kilka umów. Nie miałam z tego tytułu żadnych korzyści. Proszę zainteresować się innymi firmami, od których codziennie nie mogą się opędzić pacjenci, na przykład firmą Votum, która jest tu codziennie – mówi zdenerwowana Zuzanna M.
Strażnik przy wejściu
Wspomniana firma Votum ma biura w całej Polsce. W Raciborzu pojawiają się pracownicy z gliwickiego oddziału, jednak jak zapewnia dyrekcja, działają z wyczuciem. – Każde biuro ma swoje metody działania, ja osobiście dbam, aby w naszym oddziale nasi pracownicy działali z klasą. Jeśli pojawiają się w szpitalu, to zostawiają wizytówkę, a formalności załatwia się później. Takich firm jest w Polsce blisko tysiąc. Raciborski szpital odwiedza najprawdopodobniej kilkanaście osób tej profesji. Niestety, część z nich wystawia tej branży fatalną opinię – mówi nam Ewa Jagła, szefowa gliwickiego oddziału Votum. Co na to ordynator? – Jak pan chce, może pan postawić przy wejściu na oddział strażnika – mówi w rozmowie z naszym dziennikarzem Roman Urbańczyk, ordynator oddziału, na którym firmy łowią klientów w gipsie. – Prawda jest taka, że w godzinach odwiedzin na oddział może wejść każdy. Również każdy ma swój rozum i powinien przeczytać co podpisuje – kwituje szef oddziału chirurgii urazowo-ortopedycznej.
Nie ma skarg
Sprawa firmy Debitum z Radlina to tylko wierzchołek góry lodowej. Przez oddziały szpitalne przewijają się tłumy przedstawicieli kancelarii prawniczych. Pojawiają się rzecz jasna na terenie powiatu wodzisławskiego. – Nie możemy całkowicie ograniczyć dojścia do pacjentów. Rzeczywiście takie firmy działają, ale w naszych szpitalach ograniczają się do pozostawienia wizytówek czy krótkiej informacji. Nie otrzymałam sygnałów ze strony pacjentów czy personelu, by ludzie ci byli nachalni – mówi Bożena Capek, dyrektor szpitali w Wodzisławiu i Rydułtowach.
Rozmówcy, którzy przekazali nam swoje umowy, nadal wymagają opieki lekarskiej i z tego powodu ich prawdziwe imiona oraz nazwiska pozostały jedynie do wiadomości redakcji.
Adrian Czarnota