Zamiast nam pomóc urzędnicy szukają na nas haków
WODZISŁAW –Mieszkańcy domagający się likwidacji zalewiska czują się osaczeni przez wodzisławskich urzędników
No i się doigrali. Mieszkańcy Wodzisławia domagający się od prezydenta likwidacji zalewiska Sakandrzok na spotkaniach z władzami miasta usłyszeli, że nielegalnie pozbywają się ścieków a za swoje domy odebrali z kopalni odszkodowanie. Radny Jan Zemło twierdzi, że to przemyślana strategia oparta na kłamstwie, mająca na celu ośmieszenie ludzi wołających o pomoc.
Wraca sprawa zalewiska Sakandrzok znajdującego się przy ul. Syrokomli i Piaskowej w Wodzisławiu. Tym razem nie pytamy za mieszkańcami kiedy woda zniknie. Pytamy o zachowanie urzędników, którzy rozsiewają plotki na temat niecnych zachowań ludzi, którzy domagają się od prezydenta konkretnych działań.
Taniej się nie da
Zalewisko Sakandrzok jest problemem od lat. Prezydent zamierza go zlikwidować, ale w budżecie nie ma odpowiednich funduszy. Zakupiono więc wysokowydajną pompę, która doraźnie rozwiązuje problem.
Według projektu, którego wykonanie kosztowało 127 tys. zł roboty będą kosztować ok. 2,6 mln zł. Kwota bulwersuje ludzi, a prezydent wyjaśnia, że ze względu na usytuowanie terenu taniej się nie da. Prace ruszą najszybciej w 2013 r. Mieszkańcy nie dają za wygraną i domagają się rozpoczęcia prac już w tym roku. Co jakiś czas o sobie przypominają.
Panie powiedziały za dużo?
W międzyczasie po urzędzie miasta zaczęły krążyć pogłoski jakoby ludzie domagający się likwidacji zalewiska pobrali z kopalni odszkodowania za swoje domy. Poza tym nielegalnie pozbywają się ścieków. Informacje te rozpowszechnia m.in. Janina Szymecka–Pysz, naczelnik Wydziału Inwestycji, Architektury i Geodezji. Na spotkaniu z mieszkańcami 23 stycznia w Zespole Szkół nr 2 mówiła o tym także radna Iza Kalinowska. Zarzuciła mieszkańcom nieuczciwość wywołując ich wściekłość. Powołała się przy tym na wspomnianą panią naczelnik.
– Żadnego odszkodowania nie otrzymaliśmy. Ścieki odprowadzamy do szamba, które regularnie opróżnia firma. Co oni wygadują? – denerwuje się Wanda Grzelak mieszkająca najbliżej zalewiska. Oburzony jest także Kazimierz Holona. – Przecież ja mam nowy dom. Gdybyśmy zostali wypłaceni dawno by nas tutaj nie było. Byśmy uciekali z Wodzisławia jak najdalej. Te posądzenia pokazują, jak tutaj traktuje się ludzi – mówi mężczyzna.
Radny Jan Zemło jest przekonany, że ostatnie wydarzenia to doskonale przygotowana strategia. – Powtarzanie niesprawdzonych informacji to paskudna gra mająca na celu ośmieszenie tych ludzi. Skoro miasto nie jest w stanie im pomóc, to postanowiono pokazać, że nie są oni wcale tacy święci – mówi Zemło.
Ogólnie i bez nazwisk
W zachowaniu urzędników prezydent nie widzi niczego złego. – Naczelnik Wydziału Inwestycji, Architektury i Geodezji na temat wypłaty odszkodowań i czystości zalewiska Sakandrzok wypowiadała się publicznie na spotkaniu z mieszkańcami, które odbyło się kilka miesięcy temu w urzędzie miasta. Mówiła ogólnie nie ujawniając wtedy żadnych danych osobowych mieszkańców – twierdzi Eugeniusz Ogrodnik, zastępca prezydenta Mieczysława Kiecy. Jego zdaniem nie można mówić tylko i wyłącznie o pogłoskach. – Urząd miasta dysponuje odpowiednią dokumentacją świadczącą o wypłacie odszkodowania za szkody górnicze powstałe w nieruchomościach na ul. Syrokomli. Dysponujemy również pismem z 2004 roku z Kompanii Węglowej informującym, iż woda z zalewiska to ścieki, o czym świadczą odpowiednie badania. Wprawdzie zostały one przeprowadzone w 2004 roku, jednak pozostając w stałym kontakcie z Przedsiębiorstwem Wodociągów i Kanalizacji wiemy, że w okolicy Sakandrzoka istnieją gospodarstwa, które do dziś nie mają podpisanej umowy na pobór wody oraz ścieków – wyjaśnia Eugeniusz Ogrodnik.
Wzięli czy nie
Z wypowiedzi prezydenta nie wynika, czy konkretne osoby ubiegające się o likwidację zalewiska mają coś na sumieniu. W sprawie skontaktowaliśmy się z kopalnią Marcel, która przejęła dokumentację po nieistniejącej już KWK 1 Maja. Zapytaliśmy o konkretne rodziny mieszkające najbliżej zalewiska. Podaliśmy nazwiska pięciu osób najgłośniej narzekających na działania prezydenta. – Z naszych dokumentów wynika, że osoby te nie otrzymały od nas żadnego odszkodowania. Państwo Grzelakowie ubiegali się o wymianę dachu, jednak wniosek został uznany za bezzasadny i do tego nie doszło – mówi Zbigniew Madej, rzecznik Kompanii Węglowej.
Rafał Jabłoński