Byłem niewygodny stając po stronie zwykłych ludzi
WYWIAD – Co dzisiaj robi były poseł Adam Gawęda?
– Rafał Jabłoński: Warto było?
– Adam Gawęda: Nie wiem o co Pan pyta.
– Warto było odchodzić z PiS. Gdyby Pan został w tej partii, dzisiaj cieszyłby się Pan drugą kadencją w sejmie.
– Myślę, że dla budowania przyszłości lepszej sceny politycznej było warto. Oczywiście w polityce liczy się sukces końcowy, czyli dobry wynik wyborczy premiujący mandatem i choć tego zabrakło, to nie żałuję decyzji o opuszczeniu Prawa i Sprawiedliwości. Dzisiaj utwierdzam się w przekonaniu, że miałem rację, jednak myliłem się co do wyniku mojego obecnego ugrupowania, czyli partii Polska Jest Najważniejsza. Nikt z nas nie był przygotowany na odejście Joanny Kluzik-Rostkowskiej. Nigdy bym nie przypuszczał też, że osoba, która namawiała mnie do stworzenia nowej formacji pierwsza odejdzie. W końcu kapitan powinien schodzić z okrętu ostatni. To był decydujący moment. Miał duży wpływ na wynik wyborczy. Niestety w skali całej partii był on słaby i do sejmu nie weszliśmy.
– Pani Kluzik-Rostkowska dobrze na tym wyszła. W okręgu rybnickim znało ją niewielu, a osiągnęła bardzo dobry wynik wyborczy. Zaraz po wyborach zniknęła z naszego terenu i się nie pokazuje, ale mandat poselski ma. Pan nie.
– Rozumiem, że bierze mnie pan trochę pod włos. Nie chciałbym wskazywać na konkretną osobę, ale zatrzymać się generalnie na problemie. Uważam, że ludzie powinni głosować na osobę, którą znają. Na człowieka, który coś dla społeczności lokalnej już zrobił. Niestety głosują na obcych, przy nazwisku których jest nazwa partii. Przykładem jest porażka Eugeniusza Wali w wyborach do senatu. Nieważne okazały się jego dokonania. Niby osiągnął dobry wynik, ale przegrał, ponieważ nie miał partyjnej chorągiewki. Krótko mówiąc, powinniśmy bardziej weryfikować ludzi, na których głosujemy.
– Porażka wyborcza niejednego zwala z nóg. Pieniądze wydane na kampanię wyborczą, zawiedzione nadzieje. Jak Pan to przeżył?
– Nie powiem, że były to łatwe chwile, ale dzięki wielu ludziom nie było aż tak źle. Jak zwykle wspierała mnie cała rodzina, żona Ewa i córka Paulina. Na nie zawsze mogę liczyć. Okazało się też, że dla wielu mój los nie był obojętny, to bardzo cieszy. Dzwonili, pytali czy w czymś pomóc. Jedną z tych osób był poseł Ryszard Zawadzki (Platforma Obywatelska – przyp. red). Jestem mu za to wdzięczny. Pokazał jakim jest człowiekiem. Nie wszyscy oczywiście życzyli mi dobrze. Rok przed wyborami niektórzy samorządowcy powiatu wodzisławskiego przestali mnie zapraszać na jakiekolwiek imprezy czy wydarzenia. Nie wiem z jakich powodów, być może byłem niewygodny stając wielokrotnie po stronie zwykłych ludzi. Domagając się przestrzegania prawa w przypadku masztów telefonii komórkowej czy firmy Zielony Śląsk działającej w Rydułtowach narażałem się m.in. samorządowcom. Trudno, taki już jestem.
– A straty materialne?
– Jeśli chodzi o wydatki na kampanię wyborczą to oczywiście musiałem liczyć się z tym, że wydane na nią pieniądze przepadną. Przed wyborami sprzedałem samochód i kupiłem dużo tańszy. Niestety szybko zostałem bez transportu, ponieważ nowy nabytek się zepsuł. Silnik odmówił posłuszeństwa po zatankowaniu paliwa na jednej z raciborskich stacji paliw. Kiedy okazało się, że do pracy w Katowicach dojeżdża kilku moich znajomych kupiłem busika i jeździmy całą grupą. Razem raźniej.
– Co Pan dzisiaj robi?
– Po czteroletnim urlopie bezpłatnym wróciłem do pracy w Kompanii Węglowej. Byłem więc w dobrej sytuacji. Wielu innych parlamentarzystów po przegranych wyborach pozostało na lodzie. Nie mieli gdzie wracać.
Paradoksalnie zajmuję się poniekąd sprawami, które wdrażałem na ścieżce legislacyjnej jako poseł. Pracowałem nad nowym Prawem energetycznym oraz Prawem geologicznym i górniczym. Na co dzień właśnie z tym się stykam. Pracuję w Biurze Strategii Korporacyjnej Kompanii Węglowej. Zajmuję się wykorzystywaniem metanu oraz nowymi technologiami przetwarzania węgla. Poza tym pracuję nad przygotowaniem strategii rozwoju Kompanii Węglowej na najbliższe lata. Zajmujemy się nie tylko sprawą wydobycia, ale i energetyką oraz ochroną środowiska. Zaawansowane są prace m.in. nad budową elektrowni węglowej o bardzo wysokiej sprawności opartej na najnowszych technologiach. Trwa poszukiwanie inwestora branżowego.
– Jedzie Pan do Katowic i zajmuje się rozwojem górnictwa, a po powrocie do Pszowa patrzy Pan na likwidowaną właśnie kopalnię Anna.
– To smutne, ale tak to wygląda. Niedawno uczestniczyłem w ostatniej Barbórce i było to dla mnie mocne przeżycie. Mimo wszystko patrzę na sprawę optymistycznie. Pokłady tej i wielu innych zlikwidowanych kopalń mogą być w przyszłości ciągle wykorzystywane, na przykład do zgazowywania węgla, a więc spalania go pod ziemią w celu pozyskania energii i ciepła, a także gazu.
– Kończy Pan z polityką?
– Uważam, że w pojedynkę żadna partia centro-prawicowa nie ma szans na wyborcze zwycięstwo – ani PJN ani Solidarna Polska pod wodzą Zbigniewa Ziobry. Moim marzeniem jest jedna formacja skupiająca ludzi o zbliżonych poglądach. Rozwiązanie jest jedno – wspólne działanie, także z Prawem i Sprawiedliwością. Nie wszystkie mosty zostały spalone.
– Przed wyborami samorządowymi zapytałem Pana, czy będzie się Pan ubiegał o fotel prezydenta Wodzisławia. Stanowczo Pan zaprzeczył. Kiedy zapytam Pana za niecałe trzy lata, odpowiedź nie będzie już chyba taka oczywista.
– Nie ukrywam, że myślę o stworzeniu poważnej formacji samorządowej. Być może ten pomysł dojrzeje. Planuję się spotkać z moimi współpracownikami i przemyśleć sprawę. Na dzisiaj ustaliliśmy, że pozostawiamy ramy funkcjonowania PJN. Co będzie dalej – zobaczymy. Proszę nie zapominać, że ja mam dzisiaj ustabilizowane życie zawodowe. Więcej czasu spędzam z rodziną co było trudne w okresie mojej pracy w Warszawie. Cieszę się, że życie zwolniło, ale byłbym nieuczciwy gdybym powiedział, że nie myślę o powrocie, czy to do dużej polityki czy do samorządu. Obecnie bliżej mi do wspierania dobrego kandydata w walce o stanowisko starosty czy prezydenta Wodzisławia. Oczywiście do końca nie mogę wykluczyć także mojego startu.