Czujniki z Ocic wyłapują najdalsze wstrząsy
Tutaj badają wstrząsy występujące m.in. w kopalni Rydułtowy-Anna i KWK Marcel
Państwowy Instytut Geologiczny szuka nowego miejsca do pomiarów trzęsień ziemi. Tętniące życiem miasto oraz coraz większy ruch samochodów utrudnia pomiary w jedynym na Śląsku obserwatorium geofizycznym w Raciborzu.
Zanim Wojciech Wojtak zasiądzie do śniadania i włączy poranne wiadomości, wie, gdzie przez noc zadrżała ziemia i w której kopalni doszło do wstrząsu. – Wystarczy, że spojrzę na wykresy i mniej więcej wiem, co się działo. Siadam przy komputerze i jedynie muszę sprawdzić gdzie – mówi Wojciech Wojtak, który od trzydziestu lat skrupulatnie gromadzi wszystkie dane o ruchach skorupy ziemskiej w Śląskim Obserwatorium Geofizycznym w Raciborzu. Niepozorny drewniany budynek przy ulicy Chłopskiej to skarbnica wiedzy dla geofizyków. – Nasze urządzenia rejestrują wszystkie silniejsze wstrząsy na całym globie. Proszę, niech pan spojrzy, to dwa trzęsienia z dzisiejszego ranka. Okazało się, że doszło do nich we Włoszech – pracownik obserwatorium pokazuje niebieski ślad na papierze wymalowany rysikiem czułego urządzenia. Co ciekawe, zlokalizowane w betonowej piwnicy urządzenia – eksponaty sprzed 90 lat, również odnotowały ten sam wstrząs. Tu jednak wykres rysiki wydrapują na kartce osmalonej sadzą.
Miejski szum
Skomplikowane urządzenia pracują całą dobę i mozolnie odnotowują każdy wstrząs, który dotrze do raciborskich Ocic. Najczęściej rysiki urządzeń zaczynają się wychylać przez działalność pobliskich kopalń. Jednak ziemia w Raciborzu drży również przez trzęsienia ziemi i to nawet te, do których doszło po drugiej stronie globu. Tyle, że później. – Ubiegłoroczne trzęsienie, które nawiedziło Japonię odnotowaliśmy po 12 minutach. Najdłużej wstrząsy biegną z okolic Nowej Zelandii, bo aż 20 minut – mówi Wojtak. Na co dzień urządzenia rejestrują mniej spektakularne wstrząsy. Sejsmografy wyczuwają wagony z węglem sunące po torach ale i tiry jadące pobliską ulicą. Urządzenia są więc tak ustawione, aby nie reagowały na miejski „szum”. Są jednak przez to mniej precyzyjne. Geofizycy szukają już nowego miejsca w okolicy, gdzie można by ustawić dodatkowe, czulsze sejsmografy.
Obserwatorium na skale
Sercem obserwatorium nie jest wiekowy budynek, gdzie robione są wydruki, ale niepozorna altanka oddalona o sto metrów od zabudowań obserwatorium. To tu pracują czujniki sejsmografów. Wszystkie stoją na betonowej podstawie, która doskonale przenosi wstrząsy. Dla ogromnych przyrządów z piwnicy, które w ubiegłym stuleciu konstruował założyciel obserwatorium profesor Carl Mainka, lokalizacja obserwatorium nie miała większego znaczenia, podobnie jak podłoże. – To pod naszym obserwatorium jest raczej piaszczyste. Najlepsza byłaby podziemna skała, która przez swoją gęstość lepiej przenosiłaby wstrząsy – tłumaczy specjalista. Pracownicy znaleźli takie miejsce za Kietrzem, w okolicach Dzierżysławia, gdzie znajduje się potężny piaskowiec, tę lokalizację dyskwalifikuje jednak pobliska droga. Druga lokalizacja brana pod uwagę to okolice Branic. Nowa stacja byłaby jedynie nowym stanowiskiem dla raciborskiego obserwatorium.
Jest co remontować
Budynek z charakterystycznym napisem Polska Akademia Nauk niemal każdego tygodnia odwiedzają szkolne wycieczki. Wojciech Wojtak cierpliwie tłumaczy im, że skorupa ziemska jest w nieustannym ruchu. Największe wrażenie robią stare urządzenia konstruowane przed wojną przez profesora Mainkę. Z tego samego okresu pochodzi również sam drewniany budynek, który od lat prosi się o remont. 25 stycznia radni jednogłośnie zdecydowali o przekazaniu 50 tys. zł z budżetu miasta dla PAN. Wsparcie planów akademii wobec obserwatorium to wynik porozumienia jakie zawarła ona z magistratem. Wątpliwości zgłaszał wcześniej Robert Myśliwy zaznaczając, że dotacja miejska nie wystarczy by wyremontować obiekt. Przed rokiem miasto dało parafii farnej 250 tys. zł na remont dachu kościoła św. Jakuba.
Warzywa wokół sejsmografu
Wojciech Wojtak jednak nie narzeka. – Mam to szczęście, że od trzydziestu lat mogę wykonywać pracę, którą lubię – mówi z uśmiechem. Urządzenia wymagają ciągłego nadzoru, więc geofizyk mieszka w miejscu gdzie pracuje. Przed zaśnięciem sprawdza czy w maszynach drukujących nie kończy się tusz oraz czy nie trzeba zmienić papieru. – Przychodzą wycieczki oraz gospodarze, którym w oko wpada wielka ogrodzona działka wokół budyneczku z sejsmografami. Pytają czy nie mogliby tam prowadzić niewielkiej uprawy. Tłumaczę im, że traktorami tam się tłuc nie mogą. O, niech pan zobaczy, znowu coś się dzieje – Wojciech Wojtak podchodzi z błyskiem w oku do wydruku z sesjmografu.
Adrian Czarnota