Czekoladowe Wzgórza, jadowite węże i krystalicznie czyste morze
RYDUŁTOWY – Grupa miłośników nurkowania odwiedziła Filipiny
O Filipinach marzyli od dawna, głównie ze względu na możliwość zobaczenia bogactwa tamtejszej flory i fauny oraz zabytków. No a jako że marzenia się spełniają – w tym roku rydułtowska grupa miłośników nurkowania, w południowych Filipinach spędziła 10 dni lutego.
Wyprawę przygotował Marek Mencel instruktor szkoły nurkowania „NAUI”. – Pomysł wyprawy na Filipiny urodził się kilka lat temu, podczas szkolenia na stopień płetwonurka rekreacyjnego – mówi. – Wraz z grupą przyjaciół chcieliśmy pokazać, że można przeżyć wspaniałą przygodę samemu organizując wyprawy w odległe zakątki świata.
Pod nami Himalaje
Zaczęli od zebrania informacji, artykułów, map i przewodników po Filipinach. Wreszcie 4 lutego, 6-osobowa grupa przyjaciół pojawiła się na lotnisku w Warszawie, skąd odleciała do Londynu. Tam kilka godzin oczekiwania i kolejny (12-godzinny) lot do Hong Kongu, podczas którego mogli podziwiać m.in. Himalaje. Niestety, z powodu śmierci jednego z pasażerów, który podróżował tym samym samolotem co rydułtowianie, na kolejny lot oczekiwali ponad 5 godzin. Wreszcie wylądowali na filipińskiej wyspie Cebu. Stamtąd promem na wyspę Bohol, a potem busem na wyspę Panglao (obie wyspy łączy most). Bazą dla rydułtowian była tam miejscowość Alona Beach na wyspie Panglao.
W gościnie u żółwi i węży
Cel podróży wynagrodził wszystkie jej uciążliwości – do dyspozycji plaża z przepiękną rafą koralową, knajpki oferujące specjały kuchni azjatyckiej, no i przede wszystkim możliwość nurkowania w krystalicznie czystej wodzie morskiej, której temperatura dochodziła do 29 stopni C. A pod wodą egzotyczni goście: potężne żółwie, węże morskie (jedne z najbardziej jadowitych) i mnóstwo ryb.
Rydułtowianie mieli też okazję poznać sekrety filipińskiej kuchni. Jej podstawę stanowią owoce morza – kraby, małże, kalmary, krewetki i ryby. Dla tych, którzy nie gustują w azjatyckiej kuchni tubylcy oferują potrawy z drobiu i wieprzowiny.
Trzęsienie ziemi jak kopalniane tąpnięcie
Jak mówią podróżnicy, Filipińczycy są bardzo przyjaźnie nastawieni do turystów. – Każdy chciał nam służyć pomocą i zaprzyjaźnić się z Europejczykiem – mówi Marek Mencel. – Wynajmowaliśmy więc skutery i zwiedzaliśmy wyspę „od środka”. Widzieliśmy domy w całości zbudowane z bambusa. Z relacji tubylców wynikało, że domy budują tak, by szybko i tanio można je było odbudować, a to ze względu na częste huragany i trzęsienia ziemi. Zresztą, zaraz po przylocie do Cebu na własnej skórze odczuliśmy takie trzęsienie ziemi, ale przyzwyczajeni do naszych kopalnianych tąpnięć nie zwróciliśmy na to większej uwagi.
Domy Filipińczyków nie mają kuchni, łazienki czy toalety. Zbudowane są z kilku pomieszczeń, w których większość rzeczy poukładane jest na ziemi. Gdzieś w kącie stoi kuchenka lub grill, zaś na ziemi znajdują się kartony, na których śpią. Niektórzy mają też hamaki zawieszone pomiędzy drzewami. Potrzeby fizjologiczne załatwiają pod palmami, zakopując pod nimi nieczystości. Woda dostarczana jest w beczkach. Częstym widokiem są hodowane tu świnie, które przywiązywane są do palm.
Czekoladowe Wzgórza
Podróżnicy z Rydułtów nie mogli też pominąć tutejszych krajobrazowych cudów natury. Jednym z nich są tzw. Czekoladowe Wzgórza. Swoją nazwę zawdzięczają one kolorowi wypalonej przez słońce trawy, porastającej pagórki. W jednym z rezerwatów turyści spotkali tarsjusza – małpiatkę o ogromnych oczach. – Udało nam się poznać wyspę i zwyczaje mieszkańców i zobaczyć jak naprawdę wyglądają Filipiny – cieszy się Marek Mencel. I już planuje przyszłoroczną wyprawę – do Papui Nowej Gwinei.
(abs)