Ja i Jezus stanowimy większość, więc nie ma się czego obawiać
To, że w kościołach jest mniej ludzi nie świadczy o tym, że jest gorzej. Ciągle jest wielki głód Boga, życia w szczęściu. Nie chodzi przecież o powierzchowność, ale rzeczywiste doświadczenie Boga – mówi ojciec dr Bogdan Kocańda, rekolekcjonista i były egzorcysta, który w ubiegłym tygodniu prowadził rekolekcje wielkopostne w Parafii Wniebowzięcia NMP w Wodzisławiu
– Rafał Jabłoński: Przygotowanie i poprowadzenie skutecznych rekolekcji wydaje się zadaniem karkołomnym. Ma ojciec jakiś sposób na dotarcie do ludzi?
– Ojciec dr Bogdan Kocańda: Jadę na rekolekcje, by odpowiadać na ich pytania. Ludzie stawiają ich mnóstwo w różnych okolicznościach, chociażby w konfesjonale. Bardzo często pojawia się w ludziach lęk, niepewność, samotność czy cierpienie. Moim zadaniem jest stworzenie warunków, w których Duch Święty to przemieni. Staram się być skutecznym narzędziem i wychodzić podczas moich konferencji poza obszar pasyjny, poza obszar Męki Pańskiej. Na przykładzie Jezusa Chrystusa chcę pokazywać uczestnikom rekolekcji jaką drogą należy podążać, by się wyzwolić z lęków i cierpienia duchowego. Dobrze gdy to doświadczenie pozwoli im odnaleźć swoje miejsce w Kościele i w nim działać. Zależy mi na tym, aby ludzie zrozumieli, że Kościół jest naszym domem, a nie instytucją.
– Nie jest to chyba łatwe. Po drugiej stronie stoją setki osób często przypadkowych. Wielu z nich uczestniczy w rekolekcjach po raz pierwszy. Nie są to zorganizowane grupy, czy wspólnoty świeckich zaangażowanych duchowo.
– Oczywiście efekty nie są tak spektakularne jak w przypadku rekolekcji zamkniętych, organizowanych w domach rekolekcyjnych dla małych grup. Moje doświadczenie pokazuje jednak, że Chrystus działa także z dużą mocą podczas rekolekcji parafialnych. Można powiedzieć, że nie ma tutaj ciągłości myśli i określonej drogi, którą trzeba przejść. Nie ma programu rozłożonego na miesiące czy lata. Mimo to efekty są widoczne. Ludzie chcą słuchać i reagują na Słowo.
– W jaki sposób? Skąd ojciec wie, że to co mówi jest interesujące, że ma sens?
– Po pierwsze, widzę reakcję ludzi na ich twarzach. Można zauważyć czy się nudzą, są zapatrzeni w mówiącego, czy reagują wzruszeniem, płaczem. Po drugie, reakcji ludzi można doświadczyć w konfesjonale. Tam mówią co przeżywają podczas rekolekcji. Wielu po latach wraca do Chrystusa. Po trzecie w końcu, ludzie chcą rozmawiać o swoim życiu. Przychodzą na probostwo, siadamy i rozprawiamy o poważnych, często trudnych sprawach. Przychodzą po pomoc. Robię co mogę, by ją tutaj znaleźli. Poza tym rodzą się piękne inicjatywy. Jest wielu ludzi, którzy pod wpływem nauki rekolekcyjnej postanawiają zaangażować się w życie parafii. Również i tutaj to się stało. Być może już po wakacjach w tej parafii odprawiane będą msze o duchowe uzdrowienie człowieka. To wielka sprawa.
– Widzę, że to ojca bardzo cieszy. Są efekty, jest dobrze, chce się jeździć i głosić Chrystusa. To swoisty dopalacz.
– Traktuję to raczej w kategoriach radości. Kiedy ludzie głębiej uwierzą w Boga to mam wielką satysfakcję. W tym wszystkim chodzi o to, by dojść do przekonania, iż ja i Jezus stanowimy większość. Często to powtarzam. Jeśli uświadomimy sobie, że Bóg jest wszechmogący, to z Nim jestem wyjątkowo silny, z Nim stanowię większość zdolną pokonać każde trudności. On jest wszechmogący, więc robię krok do przodu i oczekuję, że się stanie to co zapowiedział. Wielu ludzi to rozumie. Małżonkowie przeżywający kryzys przychodzą i mówią, że postanowili walczyć o siebie. Posiadam grubą teczkę świadectw, uzdrowień potwierdzonych przez lekarzy. Ludzie zmieniają swoje życie z dnia na dzień. Oczywiście po drodze wiele razy upadną, ale ciągle idą raz obraną drogą. Zrywają ze złymi przyzwyczajeniami, nawykami, nałogami. Następuje prawdziwe i autentyczne uzdrowienie wewnętrzne.
– Czyli nie brakuje tych, którzy chcą słuchać.
– Nie brakuje. Są gotowi przyjmować Słowo Chrystusa. Zauważam, że dzisiaj ludzie są bardziej wymagającymi słuchaczami niż przed laty. Są praktyczni. Chcą konkretnych odpowiedzi. Nie wystarczy już wyjść z gitarą do ludzi. Gitara już nie chwyta. Najważniejszy jest autorytet, słowo które pobudza i pomaga przemieniać życie, ukierunkowuje na konkretne działanie, na praktykę.
– Wrażenie robią szokujące przykłady z życia, opowiadanie o dramatycznych przeżyciach innych. Często ojciec o tym mówi?
– Nie lubię szokować i raczej takich praktyk nie stosuję. Staram się jednak, by moja nauka, a w zasadzie nauka Chrystusa nie polegała jedynie na spotkaniu w miłej atmosferze. Aby ludzie nie powiedzieli, że przez trzy dni rekolekcji było „fajnie” i na tym koniec. To musi trwać dłużej. Najważniejsze, by dokonała się przemiana serc. Jeśli przemiana nastąpi w jednym człowieku, to już jest coś. Nawrócenie po pierwsze to zmiana życia z niemoralnego na moralne, czyli zerwanie z grzechem, aby żyć w prawdzie. Po drugie to przemiana myślenia a nie tylko jednorazowe przeżycie. Mam wejść w radość Chrystusa, poznać Jego wolę, stanąć w Jego świetle, wówczas chrześcijanin staje się „lumen Chrysti” i będzie świadkiem dla innych.
– Rekolekcjonista to człowiek po specjalnym kursie, szkole?
– U nas w zakonie nie ma szkoły, w której kształci się rekolekcjonistów. Wszyscy są przygotowywani do tej posługi. Z czasem wyodrębnia się grupa braci, którzy w tym względzie mają talent. Bóg im błogosławi na tę drogę i tak jeżdżą i głoszą Słowo Boże. Ja robię to od 15 lat, od kiedy zostałem kapłanem. No może trochę dłużej, ponieważ głosiłem rekolekcje także jako osoba świecka, działając we Wspólnocie Wiary i Światła. To grupa ludzi specjalnej troski, chorych fizycznie, ich rodziny i przyjaciele. W ostatnich latach w ciągu roku głoszę 30-40 serii rekolekcji dla różnych grup: dla małżeństw, księży, wspólnot zarówno świeckich jak i konsekrowanych. Mówiąc o swojej posłudze powtarzam czasem z uśmiechem, że nie prowadziłem jedynie rekolekcji dla biskupów.
– Nie ma ksiądz czasem dość widząc, że w kościołach jest coraz mniej ludzi, a Palikota popiera ponad 10% wyborców?
– To, że w kościołach jest mniej ludzi nie świadczy o tym, że jest gorzej. Ciągle jest wielki głód Boga, życia w szczęściu. Nie chodzi przecież o powierzchowność, ale rzeczywiste doświadczenie Boga. Tu dochodzimy do problemu żywej wiary. Mówimy o budowaniu zaufania do Chrystusa, o zaangażowaniu w życie wspólnoty. Przyszło nam żyć wśród grzesznych, sami jesteśmy grzesznikami, co nie znaczy, że musimy się skupiać na naszych słabościach. Liczy się moja żywa relacja z Chrystusem.
Jeśli chodzi o mnie i moje zwątpienie to proszę pamiętać, że za mną stoją ludzie. Ja jadę i głoszę rekolekcje, a w wielu miejscach na Ziemi ludzie modlą się za mnie i owoce tych rekolekcji. Robi to nie tylko moja wspólnota zakonna, ale modlą się także grupy świeckie. To jest cała armia ludzi. Sam niewiele bym zdziałał. Doświadczenie wiary plus moc Boża nie pozwala się załamać, daje siłę i wielką radość. Najważniejsze robić swoje na chwałę Bożą i się nie załamywać.
– Mówi ojciec czasem o polityce?
– Sytuacja społeczno-polityczna w naszym kraju nie jest mi rzecz jasna ani obojętna, ani obca. Często rozmawiam na ten temat w ramach fraterni franciszkańskiej działającej przy naszym domu rekolekcyjnym. To wspólnota świeckich zaangażowanych w życie Kościoła. Tematy polityczne to nie jest jednak moja działka. Swoją drogą dzisiaj nie trzeba wiele mówić, bowiem wszystko w wydaniu duchownego jest podciągane pod politykę. Tymczasem nie ma niczego złego w tym, że kapłani mówią o nauce społecznej Kościoła i wzywają do jej przestrzegania. To nasz obowiązek. Czym innym jest popieranie konkretnej partii politycznej i jej kandydatów. To jest polityka, na którą nie powinno mieć miejsca w Kościele.
– Wyjeżdża ojciec z Wodzisławia… na kolejne rekolekcje?
– Jedną noc spędzę we własnym łóżku i dalej w drogę. Tym razem pod Kielce.
– Ma ksiądz samochód?
– Nie, nie posiadam ani samochodu, ani prawa jazdy. Korzystam czasem z życzliwości braci lub znajomych. Poza tym podróżuję autobusami i pociągami. W pociągu mogę odpocząć, poznać ludzi i wsłuchać się w ich sposób myślenia. To bardzo pomaga w przepowiadaniu Słowa Bożego, ponieważ często w podróży spotykam osoby małokościółkowe, których przekonania są dalekie od tych, jakie sam prezentuję.