Głupota bije kolejne rekordy
POWIAT – Zniszczenia są bardzo poważne – winnych najczęściej nie ma
W ostatnich tygodniach nie ma dnia, żeby straż pożarna nie musiała interweniować przy gaszeniu wypalanych traw. W tym roku to prawdziwa plaga. – W ciągu dwóch tygodni naliczyłem 11 pożarów łąk w Kolonii Fryderyk i w Gorzyczkach. Były dni, że strażacy ledwo co odjeżdżali, a już byli wzywani powtórnie - opowiada Bolesław Lenczyk, sołtys Kolonii Fryderyk. Z kolei w gminie Godów w czasie weekendu 23-25 marca strażacy z OSP Skrzyszów do pożarów traw wyjeżdżali 4-krotnie. W efekcie tylko do 27 marca strażacy z Państwowej Straży Pożarnej w Wodzisławiu oraz ochotnicy z jednostek na terenie powiatu wodzisławskiego interweniowali łącznie aż 182 razy. Dziennie gaszono nawet 30 tego typu pożarów. Spaleniu uległo ponad 70 hektarów łąk i nieużytków. – Wypalanie to problem sezonowy, zawsze pojawia się wiosną. Ale nie przypominam sobie, by w zeszłym roku było aż takie nasilenie – mówi mł. brygadier Jacek Filas, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej PSP w Wodzisławiu.
Wypalanie traw jest popularne, bo rolnicy uważają, że w ten sposób użyźniają ziemię. Tymczasem wbrew stereotypom wypalanie nie ma z tym nic wspólnego. Wręcz przeciwnie, wiąże się z degradacją środowiska, zabijając drobną zwierzynę żyjącą w zaroślach, czy też pożyteczne owady. Wielu amatorów wypalania traw kieruje się w swym działaniu chęcią uprzątnięcie działki z chaszczy. To jednak szalenie niebezpieczny sposób – zamiast porządku może być pożar i ogromne zniszczenia.
Wystarczy chwila nieuwagi
Palące się trawy powodują olbrzymie zadymienie, co jest groźne dla kierowców poruszających się pobliskimi drogami. Spada widoczność i o wypadek nietrudno. Trzeba pamiętać, że ogień trawiący nieużytki jest nieobliczalny. – Wystarczy zmiana siły i kierunku wiatru a osoba, która podpaliła trawę nie będzie w stanie go opanować – mówi aspirant Czesław Honisz, zastępca dowódcy Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej nr 1 w Wodzisławiu. – Mieliśmy w tym roku takie przypadki, że ogień podchodził pod ogrodzenia domów. Ludzie byli zaskoczeni, że pojawił się tak blisko – dodaje Honisz.
Najbardziej drastycznym i medialnym przypadkiem ostatnich tygodni była sytuacja do jakiej doszło na Słowacji. Od palących się nieużytków zajął się zabytkowy zamek w Krasnej Horce. Starty są ogromne, spora część zamku spłonęła.
Urzędnicy bezradni
Sprawcy podpaleń zazwyczaj pozostają bezkarni. – Często brak świadków zdarzenia, bo trawy palą się albo na odludziu, albo w porach wieczornych. A niestety materiał dowodowy jaki udaje nam się zebrać jest zbyt ubogi, żeby skierować go do dalszego postępowania – wyjaśnia inspektor Jacek Żydek, zastępca komendanta Komisariatu Policji w Rogowie.
W ograniczonym zakresie można spróbować działać prewencyjnie, w stosunku do właścicieli działek, które leżą odłogiem i istnieje podejrzenie, że mogą one zostać podpalone. - Jedynie możemy prosić właściciela terenu, żeby go posprzątał. I albo posłucha, albo nie. Nic więcej zrobić nie możemy – wyjaśnia Wioletta Langrzyk z Urzędu Gminy w Gorzycach.
Kara (nie)wystarczająca
Wypalanie traw jest wykroczeniem. Może za nie grozić kara nagany, w poważnych przypadkach grzywna do 5 tys. zł, a nawet kara aresztu. Obecna sytuacja pokazuje, że to nie odstrasza podpalaczy. Warto być może zastanowić się nad drastycznymi rozwiązaniami. Dlaczego sprawca nie miałby pokrywać strat w całości? Dlaczego nie miałby płacić za wyjazdy strażaków, którzy w tym czasie mogą być potrzebni na przykład na miejscu wypadku samochodowego? Jeśli ustawodawcy nie zastanowią się nad zmianą prawa w tym zakresie, przez koleje lata będziemy się przyglądać płonącym łąkom i współczuć strażakom.
Artur Marcisz