„Odchowali” 30 dzieci, teraz zajmują się jedenastką
MSZANA – Iwona i Antoni Szulikowie z Gogołowej od dwóch lat prowadzą rodzinne pogotowie opiekuńcze.
Państwo Iwona i Antoni Szulikowie codziennie kupują dla swojej rodziny 4 bochenki chleba. Kartonów mleka, pampersów i proszku do prania nawet już nie liczą. Pralka pracuje u nich na okrągło. Zupę trzeba ugotować w 10-litrowym garnku. I trudno się dziwić, skoro pod opieką mają czternaścioro dzieci. Trójka to ich własne pociechy, dla pozostałych prowadzą rodzinne pogotowie opiekuńcze. Najstarszy z podopiecznych – Szymon ma 10 lat, potem jest 9-letnia Marta, o rok młodszy Szymon, pięciolatki – Julia i Marek, 3-letnia Amelia, dwulatki – Emilia i Kewin, 10-miesięczny Wiktor i najmłodsi: dwumiesięczny Mariusz i Piotruś, którzy trafili do nich prosto ze szpitala, gdzie zostawiły ich biologiczne matki.
Wyjść z klatki
Pani Iwona od dawna chciała stworzyć rodzinne pogotowie opiekuńcze. Mąż nie miał nic przeciwko. Obawiał się tylko, jak poradzą sobie z tym, że wychowywane przez nich dzieci będą musieli „oddać” do rodziny zastępczej czy adopcyjnej. – Miałem różne rozterki, ale kiedy w telewizji, szczególnie w Wigilię, widziałem programy poświęcone dzieciom potrzebującym pomocy, zacząłem się coraz bardziej mobilizować – mówi 44-letni Antoni Szulik. – Czasem człowiek żyje we własnym świecie, jak w klatce i dopóki z niej nie wyjdzie, nie zobaczy jak to nowe życie może być piękne.
Nie wiedział co to ubikacja
Nie wiedzieli czy sprostają zadaniu, ale postanowili spróbować. Najpierw trafiło do nich jedno dziecko, wkrótce potem trójka rodzeństwa i kolejne, kolejne dzieci. Przychodzą do nich z interwencji, nierzadko bite przez biologicznych rodziców, z rodzin alkoholowych, sporadycznie zaraz po urodzeniu, prosto ze szpitala. W pogotowiu rodzinnym są do czasu całkowitego pozbawienia ich rodziców władzy rodzicielskiej – wtedy odchodzą do rodzin adopcyjnych. Jeżeli rodzice mają częściowo ograniczoną władzę rodzicielską – dzieci trafiają do rodzin zastępczych.
Większość dzieci przychodzi do państwa Szulików bardzo zaniedbana, brudna, zamknięta w sobie. – Pamiętam 5-letniego chłopczyka. Nie wiedział co to ubikacja, załatwiał się w każdym kącie – opowiada pani Iwona. – Pytał mnie czy może jeść obiad rękami, nie chciał rysować, bo jego mama powiedziała mu, że nie wolno dotykać kredek do czasu, aż pójdzie do szkoły. Po ośmiu miesiącach pobytu u nas rysował, załatwiał się w toalecie, jadł sztućcami. A kiedy ścielił łóżko to chwalił się: „Ciociu, zobacz jakie fajne łóżko – wzrusza się kobieta. Codziennością dzieci przychodzących do pogotowia opiekuńczego jest też to, że w różnych zakamarkach domu chowają niedojedzone kromki chleba. Reagują tak, bojąc się głodu, który nieraz patrzył im w oczy w rodzinnym domu.
Pieluchy im niestraszne
Państwo Szulikowie swoje dzieci mają już „odchowane”. Najstarsze ma 16 lat, najmłodsze 9. A tu przychodzą kilkumiesięczne maluchy, które trzeba karmić butelką, wstawać w nocy, gdy płaczą, przewijać. Do tego wizyty u lekarzy, wyjazdy z dziećmi na ćwiczenia rehabilitacyjne, rozprawy sądowe dotyczące pozbawienia, bądź ograniczenia władzy rodzicielskiej biologicznych rodziców ich podopiecznych. Chce się wam? – pytamy. – Nie myślimy o tym, że w domu znowu są pieluchy, że dużo więcej pracy – mówi pan Antoni. – Mamy potrzebę pomagania tym dzieciom. Od stycznia mamy też opiekunkę z Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie, która przychodzi na 5 godzin dziennie. To bardzo nam pomaga.
Ile zarobiłeś na dzieciach?
Przez dwa lata przez dom państwa Szulików „przeszło” już 30 dzieci. Zdarza się, że są u nich przez rok, 8 miesięcy, cztery miesiące. – Ale niezależnie od tego, jak długo jest u nas dziecko, rozstanie z nim jest bardzo trudne – mówi Iwona Szulik. – Zawsze traktujemy je jak własne i rozstajemy się z nimi z ciężkim sercem.
Jak większość rodzin zastępczych i oni słyszeli nieraz cierpkie słowa wypowiadane pod swoim adresem. Przywykli już do tego, że ludzie oglądają się za nimi, gdy całą czeladką wychodzą na spacer albo kupują lody. Najtrudniej jest przełknąć to, gdy ktoś sugeruje, że prowadzą pogotowie rodzinne, bo chcą się wzbogacić na dzieciach. Pomijając ohydztwo takiego stwierdzenia trzeba wiedzieć, że miesięczna kwota przysługująca im na dziecko to tysiąc zł (do stycznia br. było to 980 zł, a od 7 roku życia – 670 zł). Tymczasem tylko jeden „wypad” na najpotrzebniejsze zakupy do marketu kończy się rachunkiem na kwotę ok. 1,5 tys. zł. A gdzie ubrania, buty, koszty benzyny itp.? – Jak słyszę, jak ludzie przeliczają, ile to zarabiam na dzieciach, to czuję się tak, jakby mnie ktoś zdeptał – mówi Antoni Szulik. – Ale trudno, nie ma się czym przejmować, trzeba dalej iść do przodu. A pogotowie rodzinne będziemy prowadzić dopóki nam sił i zdrowia starczy.
Anna Burda-Szostek
Ile rodzin zastępczych w powiecie wodzisławskim?
Na terenie powiatu wodzisławskiego działa 170 rodzin zastępczych, w których przebywa 250 dzieci. Spośród tych rodzin 103 to rodziny spokrewnione (dziadkowie, rodzeństwo dziecka), w których przebywa 117 dzieci, 59 rodzin niezawodowych (dalsza rodzina i rodziny niespokrewnione z dzieckiem), w których przebywa 85 dzieci. 8 rodzin ma status zawodowych, w tym 2 zawodowo pełnią funkcje pogotowia rodzinnego. Łącznie przebywa w nich 48 dzieci.
W tej chwili w powiecie wodzisławskim na umieszczenie w rodzinach zastępczych czeka ok. 50 dzieci.
(abs)
Jak zostać rodziną zastępczą
Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie w Wodzisławiu wydało przewodnik jak zostać rodziną zastępczą, zatytułowany: „Mój niesamowity sen”. Przewodnik można znaleźć na stronie internetowej Centrum: www.pcpr-wodzislaw.pl.
PCPR udziela również bezpłatnego, specjalistycznego poradnictwa w sytuacjach pojawiających się problemów wychowawczych czy zdrowotnych w rodzinach.
Zainteresowani rodzicielstwem zastępczym mogą skorzystać z pomocy pracowników PCPR-u znajdującego się przy ul. Wałowej 30 (budynek „starego” szpitala) w godz. od 7.30 do 18.30 lub pod numerami telefonu: 455 60 59, 455 14 30.
(abs)
Pomoc finansowa
Niezawodowe rodziny zastępcze otrzymują na utrzymanie każdego dziecka pomoc w wysokości nie mniejszej niż 1 tys. zł miesięcznie. A rodzina spokrewniona (tylko dziadkowie i rodzeństwo) otrzymują 660 zł na dziecko. Mogą otrzymać dodatkowe świadczenia takie jak dofinansowanie do wypoczynku dziecka, środki na pokrycie wydatków związanych z potrzebami przyjmowanego do rodziny dziecka, remont mieszkania lub domu, środki na utrzymanie lokalu mieszkalnego. Wysokość środków na dany rok kalendarzowy określa samorząd.
Po 3 latach rodzina zastępcza niezawodowa może przekształcić się w rodzinę zawodową i z tego tytułu otrzymywać wynagrodzenie nie mniejsze niż 2 tys. zł (umowa zlecenie).
Ustawa o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej włączyła samorządy gminnie do współfinansowania pobytu dziecka w rodzinie zastępczej. Do końca 2011 roku finansowanie to leżało tylko po stronie powiatów. Od bieżącego roku gmina ponosi 10 proc. wydatków na opiekę i wychowanie dziecka w rodzinie zastępczej, a w kolejnych latach 30 i 50 proc.
(abs)