Balaton oazą dla wagarowiczów
WODZISŁAW. Podczas godzin lekcyjnych na Balatonie można spotkać duże grupy wagarowiczów, którzy swobodnie palą papierosy i piją alkohol
Zeszłotygodniowe upały przyciągnęły nad Balaton wagarowiczów. Rozdanie świadectw dopiero w piątek, tymczasem uczniowie zamiast siedzieć w szkole, plażują. – Ostatnie dwa tygodnie roku szkolnego to wyraźny spadek frekwencji na lekcjach. Ten problem dotyczy większości szkół – mówi Anna Brachmańska-Uherek, dyrektor I LO w Wodzisławiu.
Luzy w szkole
Dlaczego uczniowie wybierają Balaton? – Tutaj jest lepiej niż w szkole. Człowiek się nie nudzi. Oceny są już wystawione. W szkole i tak są luzy. Po co mamy tam siedzieć, jak możemy tutaj – mówi jeden z wagarowiczów. Uczniowie czują się bardzo swobodnie na terenie Balatonu, paląc papierosy i pijąc alkohol. Czasem dochodzi do sytuacji, w których wagarowicze używają ordynarnego słownictwa w kontaktach z innymi użytkownikami kąpieliska. – Często odwiedzam Balaton i zawsze jest na nim pełno uczniów, którzy powinni być w tym czasie w szkole. Młodzież zachowuje się chamsko i odzywa się wulgarnie do innych ludzi. Nie mają żadnego szacunku dla reszty osób odwiedzających kąpielisko – powiedziała Monika Polańska, mieszkanka Wodzisławia.
Wagary też na stadionie
Ratownicy pracują nad Balatonem od 23 czerwca, kiedy oficjalnie kąpielisko zostało otwarte. Monika Polańska, z którą rozmawialiśmy w zeszłym tygodniu utyskiwała, że na Balatonie nie ma nikogo, kto mógłby zwrócić uwagę na wagarowiczów. Przy czym do kompetencji ratowników nie należy sprawdzanie, czy korzystający z kąpieliska powinien być w tym czasie w szkole. – Ratownicy dbają o bezpieczeństwo na kąpielisku. Jeżeli młodzi ludzie zachowują się należycie, nie niszczą urządzeń, nie awanturują się, to nie mamy powodów, aby młodych ludzi usuwać, nawet jeśli wiemy, że to są wagarowicze – mówi Janusz Należyty z MOSiR Centrum w Wodzisławiu. Dodaje, że sporo wagarowiczów spotyka na stadionie przy ul. Bogumińskiej. – Pytałem czasem te osoby, czy nie powinny być w szkole, to słyszałem, że mają lekcje po południu, albo słowa „a co to pana obchodzi?”. Znikają dopiero, kiedy mówię, że na stadionie jest monitoring. Tłumaczę, że gdyby komuś z uczniów coś się stało w godzinach lekcji, a kamery ich zarejestrują, to mieliby kłopoty – dodaje Janusz Należyty.
Rodzice kryją dzieci
Anna Brachmańska-Ucherek mówi, że spadek frekwencji wynika z obowiązującego systemu wystawiania ocen. Dwa tygodnie przed rozdaniem świadectw nauczyciele wystawiają oceny proponowane. W przypadku uczniów niezagrożonych te oceny traktowane są już jako końcowe. Uczniowie właściwie nie mają nic do roboty. Nie martwią się nieusprawiedliwionymi nieobecnościami, ponieważ nie są już wpisywane na świadectwa. – Mam tu żal do rodziców, bo kryją swoje dzieci. Kiedy mówimy, że mają nieusprawiedliwione nieobecności, co może skutkować obniżeniem oceny z zachowania, to oświadczają, że dzieci były np. u lekarza. W ten sposób nie nauczymy uczniów odpowiedzialności – mówi dyrektor ogólniaka.
(aro), tora