Wolontariat to inwestycja w przyszłość
Co powoduje, że młodzi ludzie chcą być wolontariuszami?
Z Piotrem Masłowskim, dyrektorem zarządzającym Centrum Rozwoju Inicjatyw Społecznych, rozmawialiśmy o wolontariacie na dużych koncertach, wypaczeniach pojęcia wolontariatu i zdobywaniu praktycznego doświadczenia.
Natalia Mandrysz: – Lubisz być wolontariuszem?
Piotr Masłowski: – Tak. Wolontariat traktuję trochę jak inwestycję. Sam osobiście robię czasem jakieś rzeczy dla różnych organizacji czy grup za darmo, żeby nawiązać z ludźmi relację. A czasami robię to, bo myślę o dalekosiężnych zleceniach, chociaż wcale tak być nie musi. Są też grupy, którym pomagam, bo to dla mnie ważne. Na przykład rodziny zastępcze z Kędzierzyna, którym pomogłem w rozwinięciu działalności. Z powodów osobistych i mojej sytuacji życiowej pomaganie im ma dla mnie znaczenie jako dla człowieka.
– Jest możliwe, że gdy ktoś chce zostać wolontariuszem na koncercie Guns N’ Roses, to jego jedyną motywacją jest szansa darmowego zerknięcia na koncert?
– Nie wiem. Ja akurat na Gunsów kupiłem sobie bilet, żeby nikt mnie nie oskarżał, że wszedłem za darmo. Prywatnie Gunsów lubię jeszcze z czasów podstawówki. Patrząc na ludzi, którzy byli, widać, że mieli różną motywację. Myślę, że dla ludzi z Rybnika i najbliższych okolic to było na tyle ważne wydarzenie, że zależało im, by Rybnik pokazać z jak najlepszej strony – że to jest prawdziwe miasto, że ludzie, którzy tu mieszkają są otwarci na innych i że w Rybniku można taką imprezę sprawnie zorganizować. Tak więc nie wrzucałbym ich do jednego wora. Chociaż mam świadomość, że część z tych osób była właśnie po to, żeby zobaczyć koncert. Albo żeby podpatrzeć jakieś rozwiązania. Są tacy, którzy zajmują się organizacją eventów i oni także zgłaszają się jako wolontariusze i w ten sposób się uczą.
– Uważasz, że częściej zdarzają się pragmatyczne motywacje i ludzie chcą coś na wolontariacie zyskać czy częściej chodzi o bycie bezinteresownym?
– Nie wierzę w bezinteresowność. Samo pojęcie trochę się kłóci z moim sposobem postrzegania świata. Nawet jak ktoś pomaga, np. osobom chorym w hospicjum, robi to, bo ma to znaczenie, daje mu coś duchowo. Czyli ma w tym swój interes, chociaż jest to może źle powiedziane. Ma w tym swój cel. Jeśli celem jest zdobycie doświadczenia, które pozwoli tej osobie znaleźć pracę, to mam prawo traktować go jako cel zły albo gorszy? Albo jeśli ktoś chce pomagać umierającym? Nie mam władzy ani prawa, żeby oceniać ludzi na tej zasadzie.
– Czy wolontariat jest dla każdego?
– Dokładnie – jest dla każdego, bo może być bardzo różny. To nie musi być wolontariat hospicyjny. Pierwsze skojarzenia ludzi z wolontariatem są właśnie tego typu, a on może mieć masę oblicz.
– Wróćmy do koncertu Guns N’ Roses. Czym praca wykonana przez CRIS różniła się od tej wykonanej przy okazji koncertu Bryana Adamsa? Na którym pracowało też więcej wolontariuszy?
– Na Bryanie było pięćdziesięciu. Niewiele więcej, bo sześćdziesięciu, było na Gunsach. Na koncercie GnR było zdecydowanie więcej widowni, dlatego też roboty związanej z kierowaniem na miejscu tłumem było więcej. W trakcie koncertu Bryana Adamsa jedna z wolontariuszek została zaproszona do bycia jego osobistą asystentką. Zjadła z nim obiad, towarzyszyła mu. Zresztą dla niej skończyło się to tak, że agencja Prestige zaprosiła ją potem na kolejny koncert, bodajże Scorpionsów, gdzie pełniła taką samą rolę. W tym roku nic takiego nie miało miejsca. Generalnie były to zadania techniczne. Wolontariusze zawieszali banery, sprzątali, kierowali ludzi do odpowiednich sektorów. Chłopaków było mniej, byli wykorzystywani do fizycznych prac. Wręcz brakowało rąk do takiej fizycznej roboty.
– Jak ogólnie wygląda zaangażowanie w wolontariat na terenie Rybnika i całego regionu? Jest coraz więcej osób zaangażowanych czy tendencja jest odwrotna?
– Zgłasza się coraz więcej ludzi, szczególnie młodzieży. Gimnazjaliści mają zachętę w postaci ocen z zachowania. Ostatnio przyszły trzy 14–latki, które były zainteresowane robieniem czegoś wolontarystycznie. To nie jest wcale proste, bo są to na tyle młode osoby, że nie do końca wiadomo co mogłyby robić. Ale widać, że się zgłaszają. Jeżeli jest okazja, to chciałbym powiedzieć tym wszystkim, którzy chcą lub tym, którzy potrzebują pomocy wolontarystycznej, że zapraszam.
– Czy słyszałeś o takich sytuacjach, gdzie pracodawca pod przykrywką wolontariatu zamiast zatrudnić pracownika wykorzystuje wolontariusza, który wykonuje taką samą pracę jaką powinien wykonywać pracownik na etacie?
– O takich przypadkach głośno było przed uchwaleniem Ustawy o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie, dlatego że nawet duże koncerny wykorzystywały ludzi jako wolontariuszy, żeby im nie płacić. Młodzi pracowali za darmo, żeby zdobyć doświadczenie i mieć stosowny zapis w CV. Tego typu praktyki miały miejsce i uważam je za naganne. Sam osobiście nie znam takich przypadków, by wolontariusze byli nadużywani. Trzeba by zacząć od tego jak organizacje w Polsce się finansują. Dostaje się kasę na realizację zadań publicznych, które są od A do Z opisane. Realizacja wiąże się z zatrudnieniem określonej liczby osób i wykonaniem określonej liczby zadań. Poza tym takie organizacje muszą prowadzić pełną księgowość, inaczej niż np. małe firmy. Obarczone są też wieloma obowiązkami sprawozdawczymi. Otrzymanie dotacji wymaga przygotowania wniosku – to zajmuje nieprofesjonaliście tydzień pracy! Za to nikt ludziom w organizacjach nie płaci, to się robi ekstra, po godzinach. I wolontariusze, nie znając specyfiki pracy w sektorze mają obraz, że wykorzystuje się ich do roboty administracyjnej, za którą ktoś ma płacone. Ale wynika to bardziej z niezrozumienia niż z wykorzystywania. To, co mi się nie podoba, to że wiele organizacji nie ma pomysłu na wykorzystanie wolontariuszy. Przychodzą i zajmują się parzeniem kawy, kserowaniem, robieniem najprostszych, powiedziałbym, że debilnych prac. Tacy wolontariusze mają później złe doświadczenia i nie wracają. W CRIS staramy się dawać im konkretne zadania do zrealizowania. Chyba, że ktoś tak nie chce, takie sytuacje też mamy. Ktoś kończy europeistykę, nie ma doświadczenia w prowadzeniu projektów europejskich i przychodzi do nas, bo chce robić tę najgorszą robotę typu wypełnianie wniosków o płatność. My mamy wtedy uśmiechy od ucha do ucha. – Siadaj, wklepuj przez tydzień faktury do formularza. I wszyscy są zadowoleni.
– Na koniec – w jaki sposób zachęciłbyś ludzi do zostania wolontariuszem?
– Opowiem autentyczną sytuację. Zostałem zaproszony na Uniwersytet Ekonomiczny na zajęcia z przedmiotu ekonomia społeczna. Piąty rok ekonomii, ludzie którzy lada moment bronią „magisterki”.W trakcie zajęć wywiązała się dyskusja. Jedna ze studentek zarzuciła mi, że stażystów i wolontariuszy w organizacjach się wykorzystuje – że płaci się im za mało, że pieniądze są nieadekwatne do ich kompetencji. Zadałem jej wtedy pytanie, co ona potrafi. Nie była mi w stanie odpowiedzieć. W praktyce będzie to wyglądało tak, że posadzę ją przy komputerze, a obok niej usiądzie anioł stróż, który wszystkiego jej nauczy. W tym czasie tenże anioł nie będzie wykonywał swojej pracy. Może mieć wspaniałe idee i głowę pełną wiedzy i teorii, ale pragmatycznej wiedzy, związanej z funkcjonowaniem organizacji czy jakiejkolwiek firmy młodzi ludzie, w naszym systemie kształcenia nie zdobywają. I zadałem jej pytanie – kto komu powinien płacić? Ja tobie czy ty mnie za to, że cię uczę zawodu? Wiem, że to było prowokacyjne pytanie, ale w ten sposób zachęcam ludzi, szczególnie młodych, do korzystania z wolontariatu. System kształcenia w tym kraju nie daje tym ludziom prawie żadnych praktycznych umiejętności. Jak się w ten sposób nie zweryfikują, to pracodawcy posadzą ich na kasie w markecie, bo młodzi ludzie nie są w stanie udowodnić, że są produktywni. Zupełnie czym innym jest wolontariat osób starszych. Jesteśmy w regionie, gdzie jest masa młodych emerytów i tych ludzi też chciałbym zachęcać do wolontariatu, bo jeżeli mają z czego żyć i mają wolny czas, to czemu go nie zagospodarować, właśnie dzieląc się swoim życiowym doświadczeniem. Takich wolontariuszy chciałbym mieć, a jest ich mało i tego żałuję.