Instruktor wyczuje kandydata na kierowcę
Wśród chętnych do uczestnictwa w kursie przeważają ludzie młodzi, ale zdarzają się 60-latkowie i jeszcze starsi. Nieraz to życie wymusza pójście na „prawko”, kiedy to np. starsza kobieta, która do tej pory była tylko pasażerem, po śmierci męża sama musi sobie radzić już jako kierowca.
Wytrawny instruktor nauki jazdy dobrego kierowcę „wyczuje” już po paru kilometrach. A to m.in. po tym jak wciska sprzęgło, gaz, jak zmienia biegi, jak trzyma kierownicę. Są osoby, których nauka jazdy bardzo stresuje. Boją się np. wyjechać na drogę i najchętniej jeździliby tylko na placu manewrowym, boją się wymijania z tirami, ruszania pod górkę z ręcznego hamulca.
Jak twierdzą instruktorzy, więcej zarozumiałych kursantów bywa wśród mężczyzn, niż wśród pań. Te czują większy respekt przed zagrożeniami. Panowie zaś nieraz próbują dociskać pedał gazu, by pokazać swoje drogowe umiejętności. Potrafią się nieraz założyć z instruktorem, że podczas jazdy nie popełnią żadnego błędu, no i…sromotnie przegrywają.
Czasem kursantów ponoszą nerwy i klną na czym świat stoi – i tu płeć nie ma akurat żadnego znaczenia. – Pamiętam dziewczynę, która klęła jak szewc, widząc ludzi wchodzących na pasy – śmieje się Marek Fibic, instruktor nauki jazdy z Krzyżkowic. – Po chwili jednak się reflektowała i przepraszała za swoje zachowanie.
Zarówno kursanci, jak i ich instruktorzy dobrze wiedzą, że „czarne konie” na egzaminie z prawa jazdy zdarzają się bardzo rzadko. Tu nie ma bowiem reguły. Nieraz ci, którzy świetnie sobie radzą na zajęciach „palą” się na najprostszych zadaniach. Do najczęściej popełnianych błędów należy m.in. wymuszanie pierwszeństwa, skręcanie w lewo z prawego pasa na drodze jednokierunkowej, czy nie zatrzymywanie się na „zielonej strzałce”, przy włączonym czerwonym świetle sygnalizacji.
(abs)