Spaliła córeczkę dlaczego uniknie kary?
Mieszkanka Gorzyc, która w styczniu ubiegłego roku spaliła swoją nowo narodzoną córeczkę nie stanie przed sądem
Prokuratura Rejonowa w Wodzisławiu właśnie umorzyła śledztwo w sprawie dramatu przy Raciborskiej w Gorzycach. Śledczy, którzy przez blisko rok pracowali nad tą sprawą rozkładają ręce. – Tylko Magdalena P. wie, co rzeczywiście wydarzyło się tamtej nocy. Nie ma ciała, ciężko weryfikować jej wyjaśnienia. Możemy jej tylko wierzyć, że dziecko samo zmarło – przyznaje prokurator Wojciech Zieliński z Prokuratury Rejonowej w Wodzisławiu. Przy sprawie pracowało wielu specjalistów, między innymi biegły, który w sosnowieckim parku szukał ciała małej Madzi z Sosnowca. Popiół badano w Instytucie Ekspertyz Sądowych im. prof. dra Jana Sehna w Krakowie. To ten sam instytut, który odczytał nagrania z czarnej skrzynki prezydenckiego Tupolewa po katastrofie smoleńskiej. Technika jest jednak bezradna. – Pracownicy instytutu wykonali gigantyczną pracę. Przesiano pół beczki popiołu, w którym znaleziono pół szklanki kości. To w większości kości ryb i drobiu, czyli najprawdopodobniej resztki z obiadu – mówi prokurator.
Nie chciała tego dziecka
Magdalena P. przyznaje się, że wrzuciła swoją córeczkę do rozpalonego pieca. Jak twierdzi, zrobiła to, bo dziecko zmarło zaraz po porodzie w domu. W popiele znaleziono niezidentyfikowane dotąd drobiny, które mogą być pozostałością kości dziewczynki i przez kolejne miesiące będą badane pod kątem genetycznym. Niewiele to jednak wniesie do sprawy.
Była sama
Kobieta w postępowaniu miała status osoby podejrzanej. Jako taka nie miała obowiązku mówienia prawdy jak np. świadek w postępowaniu. Wersję, którą podała przy wyjaśnieniach konsekwentnie podtrzymuje. – Nie ma świadków porodu, nie ma również świadków tego co później zrobiła z dzieckiem. Mogliśmy weryfikować jej wyjaśnienia, tylko poprzez badania. Kobieta twierdzi, że do pieca nie wrzuciła żywego dziecka tylko jego ciało. Zwłok dziecka nie ma więc, nie możemy sprawdzić czy faktycznie było martwe, dlaczego zmarło i w jakim czasie od porodu – mówi prokurator Zieliński.
Nie ma ciąży, nie ma dziecka
Przypomnijmy, cała sprawa wyszła na jaw 7 lutego kiedy do Ośrodka Pomocy Społecznej w Gorzycach trafił anonim dotyczący jednej z mieszkanek tej gminy. Autor pisał, że była ona w ciąży. – Po ciąży nie ma śladu. Nie ma także śladu dziecka. Nie wiadomo gdzie jest – pisał w liście. Kobieta została zatrzymana. Szybko przyznała, że 29 stycznia urodziła w domu. Zdecydowała się na taki krok, gdyż jak tłumaczyła, po trzech porodach była pewna, że sobie poradzi z czwartym. Po urodzeniu dziewczynki poszła się wykąpać. W tym czasie zostawiła noworodka samego. Kiedy wróciła z łazienki dziecko już nie żyło. Jak zeznała, nie wie dlaczego zdecydowała się spalić je w piecu. Nie chciała go wychowywać, jednak jak twierdzi, zamierzała je oddać do kościelnego okna życia. Jej plany pokrzyżował nagły zgon dziecka.
Spłonęło w piecu
Początkowo kobieta twierdziła, że zakopała ciało. – Sprawdziliśmy cały teren, w tym miejsca gdzie była wzruszona ziemia. Ściągnięto nawet do Gorzyc specjalny georadar, który potrafi sprawdzić co znajduje się w ziemi. Ten sam specjalista szukał przy użyciu tego urządzenia ciała małej Madzi z Sosnowca, kiedy okazało się, że matka zakopała je gdzieś w parku – mówi prokurator. Szybko okazało się, że dziś 36–letnia kobieta kłamie. Jak przyznała ciało wrzuciła do rozpalonego pieca, którym ogrzewano dom przy ulicy Raciborskiej.
Resztki ze stołu
Technicy kryminalistyki zabezpieczyli popiół z pieca, aby zweryfikować czy rzeczywiście znajdują się tam ślady kości noworodka. Zabezpieczono w sumie ponad 100 litrów popiołu. Zebrany materiał genetyczny trafił do krakowskiego instytutu. Eksperci musieli go wysuszyć a następnie delikatnie przesiać. To zajęło im w sumie ponad pół roku. Udało się znaleźć w sumie garść szczątków pochodzenia organicznego. Udało się w nich zidentyfikować między innymi kości drobiu i ryb, co wskazuje, że w piecu spalano resztki z obiadu. W wyselekcjonowanym materiale, który zajmuje pół szklanki są również drobiny, którego pochodzenia nie udało się ustalić. – Niewykluczone, że to szczątki dziecka. Przekazano je do pracowni genetycznej, która porówna ich DNA z zabezpieczonym od matki materiałem genetycznym. To potrwa kolejne miesiące – przyznaje prokurator.
Zdrowa psychicznie
Równocześnie z końcem grudnia Prokuratura Rejonowa w Wodzisławiu umorzyła postępowanie. Matki nie można ukarać nawet za samo potraktowanie ciała dziecka, bo aby mówić o profanowaniu zwłok musiałby być najpierw pochowane. – Bez względu na to czy uda się znaleźć w piecu szczątki dziecka czy nie, ciężko przewidywać, że wniesie to coś nowego do sprawy. Jeśli znajdziemy tam materiał DNA dziewczynki, będzie to oznaczać, że kobieta mówi prawdę. Jeśli nie znajdziemy, to delikatne kości dziecka mogły się całkowicie przepalić lub matka ukryła ciało dziecka gdzie indziej. Niestety nie wiemy gdzie go szukać. Na pewno nie zostało zakopane na początkowo wskazywanym przez kobietę terenie – przyznaje prokurator. Jeszcze w lutym 2012 roku kobieta sama w wyznaczonym terminie zgłosiła się na obserwację do Państwowego Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Rybniku gdzie spędziła cztery tygodnie. – Psychiatrzy orzekli, że Magdalena P. jest zdrowa i w pełni poczytalna – przyznają śledczy.
Adrian Czarnota