Prezydent pozywa wojewodę o 629 tysięcy
Wodzisław zamierza w sądzie wywalczyć pieniądze za obsługę dowodów czy rejestrowanie małżeństw
WODZISŁAW Mieczysław Kieca, prezydent miasta wytacza proces wojewodzie. Zamierza w sądzie wywalczyć 629 128 zł na narzucone ustawą zadania administracji rządowej jak obsługa dowodów osobistych, prowadzenie ewidencji ludności i gospodarczej, rejestrację stanu cywilnego. Są to brakujące jego zdaniem pieniądze za 2011 rok. Od sierpnia zeszłego roku prezydent wzywał wojewodę do przelania wyliczonej kwoty. Wicewojewoda Stanisław Dąbrowa odpiera w piśmie, że nie ma do tego podstaw. Ponieważ według przepisów spór można rozstrzygnąć tylko w sądzie, Kieca zamierza z tej opcji skorzystać. – Jest to próba. Proces z odwołaniami może potrwać rok, dwa lata. Wiem, że ryzykuję, bo muszę ponieść koszty pozwu. Ale wyjścia nie ma – mówi prezydent.
Oszczędzić ludziom kolejek
Kwota 629 tys. zł wynika z wyliczonych przez urzędników realnych kosztów poniesionych przez miasto na wspomniane zadania. Wojewoda przekazał w 2011 roku prawie 192 tys. zł na utrzymanie 9,4 etatów przeznaczonych do realizacji wspomnianych zadań. Prezydent dowodzi, że ta suma nie wystarcza nawet na opłacenie owych etatów. Po podzieleniu wychodzi bowiem miesięcznie 1571 zł brutto na etat, tymczasem średnia pensja w urzędzie wojewódzkim w 2011 roku wynosiła 4680 zł. – Biorę pod uwagę ten wskaźnik, bo uważam, że nie ma tutaj różnicy między urzędnikiem wojewódzkim w Katowicach, a urzędnikiem wykonującym tę samą pracę, tyle że w Wodzisławiu – mówi prezydent. Jego zdaniem tylko do pokrycia swoich etatów wojewoda musiałby dołożyć 336 tys. zł. Prezydent domaga się jednak kwoty niemal dwukrotnie większej. Rządowe zadania wykonują urzędnicy na 17,5 etatu. Prezydent dowodzi, że taka liczba urzędników jest niezbędna, aby robota wykonana była należycie, tzn. by dowody były terminowo wydawane, a ludzie nie czekali w kolejkach. – Gdybym bazował tylko na tych 9,4 etatu, mieszkańcy czekaliby na dowody osobiste lub załawienie innych spraw 2 miesiące lub dłużej. Nie chcę postępować jak burmistrz Brzegu, który ograniczył funkcjonowanie urzędu stanu cywilnego do 2 dni w tygodniu, bo na tyle wyliczył dotację rządową – mówi prezydent Wodzisławia.
Wojewoda widzi inaczej
Zdaniem Kiecy pieniądze miastu się należą. Powołuje się m.in. na konstytucję oraz ustawy o samorządzie gminnym oraz o dochodach gmin. Według prezydenta wynika z nich, że gmina ma dostać odpaństwa tyle pieniędzy, ile potrzeba na należytą realizację państwowych zadań. Wicewojewoda kompletnie nie podziela tego toku rozumowania. Jego zdaniem żadne ustawy nie określają norm obliczania kwot dla gmin na zadania rządowe. Limity na dany rok ustala Ministerstwo Finansów biorąc pod uwagę możliwości budżetu państwa. Słowem gminy dostają tyle pieniędzy, na ile stać państwo. Wicewojewoda pisze, że w ten sposób traktowane są wszystkie gminy. W sądzie okaże się, kto w tym sporze ma rację. Kolejne pozwy nie są wykluczone. W sumie Wodzisław dokłada rocznie do zadań zleconych, nie licząc oświaty, około 2 mln zł.
Tomasz Raudner